Autostrada w Czarnogórze. Prawdziwa chińska robota?
Niewielka bałkańska Czarnogóra buduje pierwszą na swoim terytorium autostradę. Olbrzymia inwestycja ma połączyć finalnie port w Barze nad Morzem Adriatyckim ze stolicą Serbii – Belgradem. Na razie z planowanych 164 kilometrów ukończono tylko 41, po których zresztą nadal kierowcy nie mogą jeździć. Dalsza część budowy stoi pod dużym znakiem zapytania. W całej sprawie kluczową rolę pełnią Chiny, które udzieliły Czarnogórze prawie miliardowej pożyczki. Teraz niewielkie państwo ma olbrzymi problem ze spłatą swoich długów.
Autostrada miała być milowym krokiem dla Czarnogóry. Droga połączyłaby jeden z największych portów nad Adriatykiem z kluczową metropolią regionu, czyli Belgradem. Tak ogromna inwestycja zmniejszyłaby dystans nie tylko komunikacyjny, ale również gospodarczy pomiędzy małym, bałkańskim krajem a Unią Europejską. W to przynajmniej wierzyły czarnogórskie władze.
Już przed 2014 rokiem Europejski Bank Inwestycyjny oraz MFW stwierdziły, że budowa 164-kilometrowej drogi, na której znajdzie się 40 wiaduktów oraz 90 tuneli, jest obarczone ogromnym ryzykiem.
Niestety, pomimo negatywnych opinii z Europy, Czarnogóra zdecydowała się zaciągnąć pożyczkę w Chinach, które były jedynym chętnym inwestorem. Podpisując umowę z Państwem Środka w wysokości miliarda dolarów, czarnogórskie władze zgodziły się na bardzo niekorzystne dla nich warunki, jak np. rezygnację z suwerenności niektórych części ziemi w przypadku problemów finansowych. W rezultacie arbitraż odbywałby się w Chinach na podstawie chińskiego prawa.
Obecnie Czarnogórcy są pogrążeni w kryzysie związanym z pandemią. Wpływy z turystyki zmalały niemal do zera. Mały kraj stracił możliwość regularnego spłacania rat pożyczki. Budowa stoi w miejscu już drugi rok z rzędu.
Górski krajobraz starszą teraz olbrzymie wiadukty i ciemne tunele, które powoli niszczeją. Ekosystem doliny rzeki Tara, przez którą przebiega autostrada, został zniszczony. Osady z placu budowy niekontrolowanie spływają do rzeki, uniemożliwiając rybom tarło. Niegdyś liczne populacje zmalały niemal do zera.
- Skutki tej budowy są katastrofalne - mówi Nataša Kovačević, członek grupy ekologicznej "Green Home". Obrońcy środowiska zaproponowali alternatywny przebieg drogi z ominięciem cennym przyrodniczo terenów, ale zostali całkowicie zignorowani.
Kto jest winny tej inwestycyjnej porażki?
Nieporadni Czarnogórcy, czy zachłanni na nowe rynki ekonomiczne Chińczycy? Okazuje się, że obydwu stronom można wiele zarzucić. Chiny obiecały nowe miejsca pracy dla lokalnych mieszkańców przy budowie autostrady. W rzeczywistości sami sobie "zaimportowali" tanią siłę roboczą z ościennych krajów, zatrudniając ich bez umów, ubezpieczenia oraz żadnych praw pracowniczych.
Czarnogórcy natomiast umoczyli się po pas w skandalach korupcyjnych. Wszystko zaczyna się od nazwiska byłego premiera i obecnego prezydenta kraju - Milo Đukanovića. Jak się okazało, współpracujący z Chińczykami lokalni podwykonawcy są związani z postacią pierwszej głowy Czarnogóry.
Na pytania, jak zostali oni wybrani do tej inwestycji, nie ma odpowiedzi, ponieważ władze zdecydowały się uznać szczegóły budowy za "tajemnicę państwową". Z nieoficjalnych danych pochodzących od pracowników budowy wiadomo, że z miliardowej pożyczki aż 400 milionów euro poszło do prywatnych rąk.
Czarnogórskie władze ponadto stworzyły dla Chińczyków wymarzone miejsce do pracy. Nie płacą oni żadnych podatków, ani VAT, ani podatku dochodowego, ani ceł podczas importu towarów. Stworzyło to idealne warunki do rozwoju korupcji na horrendalną skalę.
W tym momencie część elity politycznej Czarnogóry próbuje odzyskać twarz przed sfrustrowanymi i rozczarowanymi do granic możliwości obywatelami. Wicepremier Dritan Abazović jest jedną z kilku "jaskółek", które powoli zaczynają zwiastować "europejską wiosnę". Polityk obecnie walczy o przejrzystość finansów państwowych i zmniejszenie korupcji w kraju. Chce również przypomnieć UE o nadal silnych aspiracjach Czarnogóry do stania się członkiem wspólnoty europejskiej. W obliczu katastrofy ekonomicznej kraju jedynym ratunkiem jest pomoc finansowa od Unii Europejskiej i o taką w minionych dniach Czarnogórcy poprosili Brukselę.
Bałkany Zachodnie są łakomym kąskiem dla chińskich inwestorów. Szukają oni nadal sposób na wbicie klina pomiędzy małe republiki a Unię Europejską i spowolnienie ich integracji ze strukturami europejskimi. Nie tylko Czarnogóra jest poligonem geopolitycznej walki światowych mocarstw. Także Albania, Serbia czy Macedonia mogą okazać się kolejnymi.