Con Air: Lot skazanych na 5000 lat więzienia

– Witamy w Con Air – to słowa, którymi „pozdrawiani” są wchodzący na pokład więźniowie. Chwilę później dowiadują się, jakie obowiązują ich zasady: żadnego pobrzękiwania kajdankami, zero rozmów /Getty Images
Reklama

Amerykańskie specjalne linie lotnicze Con Air nie są wymysłem hollywoodzkich scenarzystów. One istnieją naprawdę – i co roku transportują ponad 100 tysięcy najgroźniejszych przestępców, zachowując przy tym nadzwyczajne środki bezpieczeństwa.

Jest 6:30 rano, w Oklahoma City panuje nerwowa atmosfera. Maszyna typu McDonnell Douglas MD-83 czeka na drodze kołowania w  porcie lotniczym imienia Willa Rogersa. Obok samolotu pozycję zajęło ponad 20 uzbrojonych w  strzelby funkcjonariuszy najstarszej agencji w Stanach Zjednoczonych, United States Marshals Service (w skrócie USMS), odpowiedzialnych za transport więźniów. 

Wiatr ciska pył prosto w  twarze, co utrudnia im pracę, gdy za pomocą reflektorów przeszukują pas startowy. Tymczasem na pokładzie samolotu o  wiele mówiącej nazwie Sprawiedliwość (ang. Justice) pilot i załoga zajęli już miejsca. Piętnastu świetnie wyszkolonych w walce wręcz funkcjonariuszy USMS o posturze walijskich zawodników rugby pilnuje porządku. 

Reklama

Za kilka minut na pas startowy podjedzie ich "ładunek": 124 zakutych w kajdanki zbrodniarzy skazanych łącznie na nie mniej niż 5000 lat kary pozbawienia wolności. To scena niczym z hollywoodzkiego hitu Con Air - lot skazańców z  Nicholasem Cage’em i Johnem Malkovichem. Tyle że to nie jest film...

Transport morderców - 15 strażników kontra 124 zbrodniarzy

Głównym punktem przerzutowym dla aresztowanych w Stanach Zjednoczonych przestępców jest właśnie znajdujący się w Oklahoma City port lotniczy imienia  Willa Rogersa. A konkretnie budynek Federal Transfer Center (FTC) w zachodnim skrzydle lotniska. 

Wybudowanie tego obiektu kosztowało 80 milionów dolarów, jest on w stanie pomieścić 1400 więźniów, którzy za masywnymi murami i ogrodzeniem zwieńczonym ostrym drutem kolczastym podlegają szczególnym środkom bezpieczeństwa. Seryjni mordercy, płatni zabójcy, gwałciciele, członkowie mafii oraz gangów czekają tam na transport i osadzenie w docelowym więzieniu.

 - Przestępcy tymczasowo umieszczani są tutaj, ponieważ nasz wymiar sprawiedliwości nie zawsze potrafi od razu uporać się z formalnościami - mówi Scott A. Wilhelm, dyrektor "linii lotniczych Con Air", czyli Justice Prisoner and Alien Transportation System (JPATS, System Transportu Więźniów i  Nielegalnych Imigrantów).

- Średnio po upływie 12 dni więźniowie rozmieszczani są w zakładach karnych na terenie całego kraju.

W  tym właśnie celu w  Oklahoma City stacjonuje osiem samolotów JPATS: cztery specjalnie przystosowane do transportu więźniów Boeingi 727 oraz cztery McDonnell Douglas MD-83. To jedyne maszyny, którym Federalna Administracja Lotnictwa udzieliła nieograniczonego pozwolenia na loty w  przestrzeni powietrznej Stanów Zjednoczonych. 

Nawet w czasie ataków z 11 września 2001 roku tzw. Convicts Airlines (Con Air), co można przetłumaczyć na polski jako Linie Lotnicze Skazańców, mogły dalej działać. 

Trasy przelotu oraz wyposażenie maszyn są ściśle tajne.

 - W ten sposób minimalizujemy ryzyko ucieczki - wyjaśnia Wilhelm. - Również wspólnicy z zewnątrz nie mają prawie żadnej możliwości przygotowania planu uwolnienia więźniów - dodaje. 

Niewielką ilość informacji na temat JPATS można znaleźć na stronie internetowej: funkcjonariusze każdego dnia rozpatrują około 770 wniosków i przewożą rocznie przeszło 280 tysięcy skazanych do ponad 40 amerykańskich miast. To sprawia, że JPATS jest największym na świecie "przedsiębiorstwem" zajmującym się transportem więźniów.

- Poza nimi przewozimy także kryminalistów, którzy nielegalnie przybyli do Stanów Zjednoczonych -  mówi Scott A. Wilhelm. - W tym przypadku chodzi o osoby z Meksyku, Salwadoru albo Hondurasu: członków takich gangów, jak Narcos, Syndicato Tejano albo Mara Salvatrucha. 

Według informacji podawanych przez Departament Bezpieczeństwa Krajowego USA w ramach operacji Community Shield od 2005 roku aresztowano łącznie około 28 tysięcy członków 2200 grup przestępczych, z czego blisko połowę stanowili nielegalni imigranci, których odesłano z powrotem do kraju pochodzenia...

Jak kontrolować najbrutalniejszy gang na świecie?

- Dzisiejszy lot jest szczególny - mówi Wilhelm. JPATS transportuje bowiem z powrotem do Salwadoru wyłącznie członków Mara Salvatrucha, najniebezpieczniejszego gangu świata - w sumie 124 osoby.

- Ci kolesie są prawdziwym utrapieniem. Gdzie tylko się pojawią, drastycznie wzrasta liczba morderstw. Większość z nich oferuje usługi typu "full service": porwania, handel żywym towarem, bronią i narkotykami, wymuszanie haraczy oraz morderstwa na zlecenie. Dlatego musimy być ostrożni i nie możemy sobie pozwolić na błędy... 

Tymczasem do samolotu podjeżdżają trzy białe więźniarki. Na bokach samochody mają napis "Homeland Security". Okna zabezpieczone są ciężkimi, stalowymi kratami. Kierowcę chroni specjalna "klatka". Od członków gangu dzielą go opancerzone drzwi oraz kuloodporna szyba. - Jesteśmy gotowi, więźniowie mogą wysiadać, czekamy na sygnał do rozpoczęcia przekazania - dobiega z głośników pojazdu. 

Funkcjonariusze JPATS utworzyli podwójny szpaler od drzwi pierwszej więźniarki do schodów maszyny Con Air. - Teren jest zabezpieczony. Możecie rozpoczynać przesiadkę -  odpowiada jeden z  agentów USMS przez megafon. Potem na asfalcie staje pierwszy więzień. Kostki ma skute tak ciasno, że może robić tylko maleńkie kroczki. Kajdanki są przypięte do założonego wokół bioder łańcucha, który uniemożliwia więźniowi podniesienie rąk powyżej określonej wysokości. 

Jeden po drugim członkowie gangu poddawani są rewizji osobistej w poszukiwaniu broni. Funkcjonariusze USMS świecą im latarkami w usta, sprawdzają ich ubranie i rozkładają na części pierwsze obuwie. -  Niektóre buty mają wewnątrz biegnące wzdłuż metalowe wkładki, z których więzień mógłby zrobić nóż - mówi agent Bradford z JPATS. Gdyby ktoś próbował uciec, agenci nie znają litości. Wprawdzie nikt nie chce tego oficjalnie potwierdzić, ale w przypadku kłopotów strzelają bez wahania... 

Tymczasem pierwszy z  więźniów już dotarł do samolotu. Jeden z 15 strażników pełniących służbę na pokładzie wskazuje mu jego fotel. Gdy wszyscy zasiedli na swoich miejscach, amerykańscy funkcjonariusze raz jeszcze sprawdzają listę "pasażerów". Zamiast numeru paszportu na liście odnotowane jest ostatnie popełnione przez każdego z  nich przestępstwo. Potem agent Bradford instruuje więźniów:

 - Przez cały czas trwania lotu ręce trzymacie przy sobie, nie dzwonicie łańcuchami ani nie hałasujecie w żaden inny sposób. Gdy któryś z was mimo wszystko będzie miał potrzebę krzyczeć, pluć albo gryźć, to mocno się zdziwi...

Nieoficjalnie wiadomo, że jeśli ktoś łamie reguły, dostaje łokciem w głowę. Obawa przed zamieszkami i atakami na pracowników jest zbyt duża. Ale pistolety, pałki, gaz łzawiący oraz inne rodzaje broni są na pokładzie zabronione.

- Ze względów bezpieczeństwa - wyjaśnia Bradford. - W końcu przewozimy tu najgroźniejszych przestępców. Każda broń na pokładzie niesie ze sobą ryzyko, że w przypadku buntu mogłaby wpaść w ręce zdecydowanych na wszystko więźniów. Gazy i aerozole są niepraktyczne, ponieważ ich substancje czynne zbyt długo utrzymują się w powietrzu wypełniającym samolot i przeszkadzałyby też naszym ludziom. 

Jednak inaczej niż w filmie Con Air - lot skazańców od czasu utworzenia JPATS w 1995 roku nigdy jeszcze nie doszło do przejęcia samolotu przez przestępców.

- Więźniowie nie mogą bez pytania pójść nawet do toalety -  wyjaśnia Bradford. -  Ich kajdany są częściowo przymocowane do metalowych obręczy w podłodze. Poza tym, jeśli któryś z "pasażerów" chce pójść za potrzebą, to towarzyszy mu trzech naszych ludzi. Tak więc większość ze 124 członków gangu siedzi w fotelach, wpatrując się w sufit albo w okno i snując plany jak najszybszego powrotu do USA. 

Po odbyciu kary więzienia do Stanów Zjednoczonych powraca około 15 procent wydalonych członków gangu Mara Salvatrucha. 

- Już podczas przekazywania ich salwadorskiej policji odgrażają się, że wrócą - mówi Bradford. Układają palec wskazujący i  kciuk w gest przypominający lufę pistoletu, oddają fikcyjny strzał i syczą na pożegnanie: - Pif! Wrócę do domu, skur... A  mówiąc "dom", nie mają na myśli Salwadoru... 

Świat Tajemnic
Dowiedz się więcej na temat: skazani
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy