Czy Polacy handlują ludźmi?

Z policyjnych statystyk wynika, że w 2007 roku niespełna 900 osób zostało poszkodowanych w wyniku handlu ludźmi. Rok później liczba ta zmniejszyła się do 62 osób. Czy to znaczy, że w Polsce problem handlu ludźmi można uznać za rozwiązany?

Do Polski przyjeżdżają pracownicy z Europy Wschodniej, Tajlandii, Mongolii
Do Polski przyjeżdżają pracownicy z Europy Wschodniej, Tajlandii, MongoliiGetty Images/Flash Press Media

- Przybierający różne formy handel ludźmi istnieje i jest uważany za najbardziej dochodowy, po handlu narkotykami i handlu bronią, biznes na świecie - mówi Iwona Nowak, z krakowskiego Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć. - Oczywiście Polska nie jest wyjątkiem. Często sądzi się, że to Polacy są ofiarami handlu ludźmi, np. w zagranicznych obozach pracy czy domach publicznych, jednak warto zaznaczyć, że Polska jest również krajem tranzytowym, a także docelowym dla ofiar handlu - przekonuje.

Podobnego zdania jest Mariusz Sokołowski, Rzecznik Komendanta Głównego Policji.

- Trzeba pamiętać, że dziś handel ludźmi wygląda inaczej, niż wyglądał kiedyś. Nie ma już targów niewolników, co nie znaczy, że nie ma już niewolnictwa.

Według Iwony Nowak w Polsce zatrzymują się głównie obywatele Europy Wschodniej, a także Mongolii lub Tajlandii czy Wietnamu.

Sprzedać można każdego

- Chciałabym obalić mit, mówiący o tym, że tylko "biedne, głupie i naiwne", bo tak się często o kobietach i dziewczętach mówi, stają się ofiarami handlu ludźmi - mówi Stana Buchowska, współzałożycielka polskiego programu "La Strada" oraz członkini Zarządu Fundacji Przeciwko Handlowi Kobietami. - Wbrew stereotypom ofiarą handlu ludźmi może zostać każdy z nas.

Buchowska przekonuje, że w Polsce handel ludźmi rzeczywiście istnieje, jednak jest to problem, którego większość społeczeństwa nie dostrzega.

- W świadomości społecznej problem nie istnieje, a każdy myśli, że nawet jeśli takie zjawisko występuje, to jego nie dotyczy - tłumaczy Buchowska.- Porównałabym tę sytuację do zakażeń wirusem HIV. Teoretycznie wiemy, że na AIDS może zachorować każdy, ale zawsze myślimy "jestem porządnym człowiekiem, to nie może spotkać mnie"- dodaje.

Werbują "na miłość"

Zarówno Buchowska, jak i Nowak uważają, że poszkodowanym w wyniku handlu ludźmi może zostać niemal każdy. Według współzałożycielki fundacji La Strada sprawcy werbują swoje ofiary na dwa sposoby.

- Jeden to "na miłość", drugi "na pracę" - mówi. - Pierwszy często przebiega według schematu. Rekruter, werbownik czy po prostu handlarz szuka na dyskotekach, festynach, zabawach dziewczyny, rozkochuje ją w sobie, udaje zaangażowanie. Później proponuje wspólny wyjazd za granicę, tam sprzedaje dziewczynę do domu publicznego - wyjaśnia Buchowska.

- Druga metoda wygląda tak, że ofiara szuka pracy, znajduje ogłoszenie, które nijak ma się do rzeczywistości np. proponowane zarobki są bardzo duże, ale kusi osobę w potrzebie. Taka osoba jedzie i okazuje się, że albo pracy nie ma wcale, albo jest gorzej płatna, albo polega na czym innym - dodaje.

Nie rozumiesz - nie podpisuj

Bardzo często zdarza się, że "praca polegająca na czym innym" wiąże się z prostytucją.

- Mieliśmy klientkę, która szukała pracy i trafiła na ogłoszenie o pracy w modellingu - potwierdza Buchowska. - Podpisała umowę, mimo, że nie znała języka w którym była ona sporządzona. Okazało się, że nie chodziło o pracę modelki, ale aktorki w filmach erotycznych. Za zerwanie umowy dziewczyna miała zapłacić niewyobrażalne pieniądze. Dlatego należy bezwzględnie pamiętać, żeby nigdy, ale to nigdy, nie podpisywać niczego, czego nie rozumiemy.

Getty Images/Flash Press Media

Oczywiście nie wszystkie ofiary handlu ludźmi trafiają na ulice, bądź do domów publicznych.

- Każdy z nas słyszał o niańce, sprzątaczce, pracowniku budowlanym czy rolnym z zagranicy. Każda taka osoba może pracować ponad siły, za nieadekwatne wynagrodzenie, w straszliwych warunkach - potwierdza Buchowska.

- Taka praca jest również formą handlu ludźmi, niewolnictwem XXI wieku. Mogę podać przykład naszej klientki, która pochodziła z jednego z krajów Afryki. Została zwerbowana w swojej wiosce, trafiła do Polski. Tutaj była odcięta od świata, pracowała jako sprzątaczka i pomoc w polu, ponadto była regularnie gwałcona. I tak przez 7 dni w tygodniu. To chyba można nazwać niewolnictwem?

Mężczyzna, niewolnik

Ofiarami handlu ludźmi są nie tylko kobiety, ale także mężczyźni i dzieci.

- Mężczyźni często trafiają do naszego kraju jako robotnicy. Pracują w trudnych zawodach np. na budowach czy w rolnictwie - mówi Magda Pajura z CPPHN. - Stają się ofiarami handlu ludźmi, kiedy są zmuszani do pracy w nieludzkich warunkach lub nie wypłaca się im wynagrodzenia. Bywa i tak, że umowa, którą podpisali w kraju pochodzenia z pośrednikiem, różni się do tej, którą otrzymują w Polsce. Nasze centrum pomagało kiedyś obywatelom Mongolii, którzy byli zmuszani do pracy 17 godzin na dobę, a za swoją pracę praktycznie nie otrzymywali żadnego wynagrodzenia.

Dzieci, zwłaszcza pochodzące z patologicznych rodzin, są szczególnie łatwym celem dla handlarzy ludźmi. Często są zmuszane do prostytuowania się, kradzieży lub włamań.

- Wynika to z faktu, że w Polsce przestępstwa popełnianie przez nieletnich są traktowane łagodniej - tłumaczy Nowak. - Może być tak, że dziecko unikanie kary, a jeśli nawet zostanie skazane, kara będzie mniejsza niż w przypadku człowieka dorosłego.

Dzieci najlepszym towarem

Dzieci są również zmuszane do żebrania, ponieważ przechodnie częściej są skłonni do pomocy "niewinnemu" dziecku, niż zdolnemu do pracy dorosłemu.

- Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że zmuszanie do żebrania może być formą handlu ludźmi - zaczyna Pajura - Przechodnie dają żebrakom, a szczególnie dzieciom lub matkom z niemowlętami, pieniądze. Tymczasem dzieci te są zmuszane do codziennej pracy na ulicach, na koniec dnia "pracodawcy" zabierają im zarobione pieniądze i często nie zajmują się swoimi nieletnimi "pracownikami" - dodaje.

- Podobnie w przypadku młodych kobiet trzymających dzieci. Te niemowlęta, które mają służyć jako rekwizyt i wzbudzać u przechodniów współczucie, są często kupowane za niewielkie pieniądze od żyjących w patologii rodziców. Wiemy, że często tym "dzieciom" podaje się środki uspokajające, żeby nie płakały i były spokojne. Kiedy to sobie uświadomimy, termin "handel ludźmi", w odniesieniu do żebrania, nie budzi zdziwienia - wyjaśnia Nowak..

- Oczywiście należy rozróżnić człowieka, który żebrze, bo to jest jego sposób na zdobycie środków do życia, od człowieka, który może być do żebractwa zmuszony - tłumaczy Sokołowski. - Bardzo często w dużych miastach, szczególnie w okresie letnim, wzrasta liczba osób żebrzących. Z naszych informacji wynika, że bardzo często osoby te przekazują zebrane pieniądze ludziom organizującym ten proceder. Podwożą swoich "pracowników" w dane miejsce, później odbierają taką osobę i zarobione pieniądze.

Niekończący się dług

Ofiary handlu ludźmi rzadko zgłaszają się na policję. Część obcokrajowców boi się deportacji, inni nie zdają sobie sprawy ze swojego położenia i wierzą, że kiedy spłacą dług wobec pracodawców - odzyskają wolność.

Czym jest ów "dług" tłumaczy Iwona Nowak.

- "Mechanizm długu", polega na tym, że handlarz zmusza ofiarę, by, przed odejściem, odpracowała zainwestowane w nią pieniądze. Mówimy tu np. o kosztach transportu czy wyżywienia. Problem w tym, że te koszty są zawyżone, często ofiara musi spłacać astronomiczne sumy, których, przy marnych zarobkach, nie będzie w stanie spłacić nigdy.

- Pojęcie "niewoli za dług" może wyjaśnić, dlaczego kobiety, które często widzimy przy autostradach, nie decydują się na ucieczkę - dodaje Stana Buchowska. - Często myślimy przecież "nie jest przykuta do słupa łańcuchem, może odejść". Kiedy werbownik przekazuje ofiarę nowemu "właścicielowi" np. właścicielowi domu publicznego, dostaje za to pieniądze. I tą sumę, która została "zainwestowana" na poczet przeszłych zarobków, kobieta musi potem (jeśli chce odejść), zwrócić.

Nieznana skala problemu

Wszyscy rozmówcy podkreślają, że nie istnieją statystyki, które w pełni oddają skalę problemu.

Dane (na stronie internetowej policji - przyp.red.) dotyczą liczby prowadzonych postępowań, ale należy pamiętać, że ta liczba będzie zawsze dużo mniejsza niż w rzeczywistości - wyjaśnia Sokołowski. - Wynika to z różnych przyczyn. Niektórzy się wstydzą, niektórzy boją, a są i tacy, którzy cały czas liczą na to, że kiedyś pieniądze otrzymają. Czasem ludzie nie przyznają się do tego, że stali się ofiarami handlu ludźmi - wracają do kraju i mówią, że po prostu im za granicą nie wyszło.

Katarzyna Pruszkowska