"Dom horroru": Seryjny morderca straszy sto lat po śmierci
Niespełna pół miliona euro to cena wywoławcza za efektowną podparyską willę, wystawioną na sprzedaż wraz z parkiem i zabudowaniami gospodarczymi. Chętnych jednak brakuje, ponieważ w tym domu seryjny morderca Henri Landru zabił co najmniej jedenaście osób.
"Błękitnobrody" zabójca, jak bywał nazywany Francuz, przyszedł na świat 12 kwietnia 1869 roku w Paryżu. Pochodził z biednej rodziny robotniczej. Zdobył podstawowe wykształcenie, a następnie zaciągnął się do armii.
Co najmniej jedenaście ofiar
Pierwsze problemy z prawem miał już w 1900 roku. Oskarżony przez pracodawcę o nadużycia finansowe został aresztowany, a następnie skazany na karę więzienia. Kiedy przebywał za kratkami, odeszła od niego żona. To nie dlatego przeszedł jednak do historii jako jeden z najkrwawszych francuskich zabójców.
W 1915 roku zamieszkał na skraju lasu Rambouillet. Wynajmując posiadłość przedstawił się jako inżynier Georges Dupont. Kłamał również w ogłoszeniach matrymonialnych, które zaczął zamieszczać w prasie. Podawał się w nich za zamożnego wdowca z dwójką dzieci, pragnącego poznać kobietę w podobnej sytuacji.
Zwabione do podparyskiej willi partnerki "Błękitnobrody" okradał i mordował, a ich zwłoki palił w piecu. W ciągu kolejnych czterech lat zabił co najmniej jedenaście osób (dziesięć kobiet i dziecko jednej z nich).
Kara śmierci dla francuskiej bestii
Serię zabójstw przerwało śledztwo zapoczątkowane przez krewną jednej z ofiar. Kobieta zapamiętała wygląd mężczyzny, znała również jego adres. Policjanci znaleźli w jego domu dokumenty i ubrania ofiar, a w piecu... ślady krwi i włosów.
Henri Landru stanął przed sądem w 1921 roku. Został oskarżony o zamordowanie 11 osób i skazany na karę śmierci. Do winy przyznał się dopiero po ogłoszeniu wyroku. Został stracony 25 lutego 1922 roku.
Straszy nawet 100 lat po śmierci
Dom lub willa horroru, jak określiła posiadłość prasa, w której mieszkał i mordował Henri Landru, została wystawiona na sprzedaż. Budynek ma 180 metrów kwadratowych i położony jest na skraju malowniczego lasu. W cenę wliczony jest też park o powierzchni 6000 metrów kwadratowych z zabudowaniami gospodarczymi.
Oferta wydaje się więc teoretycznie atrakcyjna, ale nie przyciąga na razie kupców. Nawet pracownicy miejscowej agencji handlu nieruchomościami odmawiają oprowadzania potencjalnych nabywców po posiadłości. Dostępne są tylko zdjęcia. Omijają ją, bo - jak już wiemy - właśnie tam Landru zabił wiele kobiet, których ciała spalił w piecu.
Pracownicy agencji sugerują, że obecni właściciele "willi horroru" powinni obniżyć jej cenę co najmniej o połowę, by ktokolwiek się tą ofertą zainteresował. O ile znajdą się chętni, bo na razie można odnieść wrażenie, że "Błękitnobrody" wciąż sieje grozę, chociaż od jego śmierci minęło blisko sto lat.
***
Tak wygląda obecnie posiadłość, w której mieszkał i zabijał swoje ofiary Henri Landru
***
Zobacz także: