Faceci tańczą lepiej niż kobiety

O sylwestrowych kursach, tańczących gwiazdach i znanych trenerach, z Eweliną Janus - kilkukrotną Mistrzynią Małopolski i finalistką Polish Cup w stylu latynoamerykańskim - rozmawia dziennikarka INTERIA.PL Aleksandra Kaczmarek.

Aleksandra Kaczmarek: Nadchodzi karnawał i najbardziej roztańczony dzień w roku - sylwester. Czy można w związku z tym zauważyć wzrost zainteresowania kursami tańca?

Ewelina Janus: Tak, nieco więcej osób zapisuje się na kursy w okresie przedświątecznym, jednak wydaje mi się, że jest to kwestia marketingu. Szkoły reklamują wówczas swoje ekspresowe kursy, co może przyciągać więcej zainteresowanych. Obietnice typu "z nami będziesz królem parkietu", zachęcają szczególnie te osoby, którym brakuje odwagi i śmiałości.

- Kto w takim razie najczęściej zapisuje się na takie "szybkie kursy"? Czy są to głównie ludzie młodzi?

- Niekoniecznie. Często zgłaszają się do nas osoby starsze, które np. organizują sympozja, zjazdy naukowe połączone z przyjęciem. Ci wówczas, nie chcąc się skompromitować , liczą na to, że szybko nauczymy ich tańczyć. Kiedyś o taki ekspresowy kurs prosił mnie pewien profesor wyżej uczelni, prowadzący elegancki bankiet. Jak sam mówił, nie chciał podpierać ścian i jak przystało na głównego organizatora przyjęcia, w dobrym tonie byłoby, jeśli byłby widoczny na parkiecie.

Reklama

- Jakie są efekty takiej nauki?

- Często zdarza się, że dostaję maile oraz telefony z podziękowaniami. Ludzie są mi wdzięczni za to, że pokazałam im, jak się otworzyć na taniec oraz za to, jaką przyjemność i satysfakcję potrafi on dawać. Jest to dla mnie piękne, kiedy mogę uczestniczyć w rozwoju tanecznym innych osób, szczególnie wówczas, kiedy przynosi im to taką radość, jak mnie.

- A jak taka nauka wygląda w praktyce? Czy kroki, które poznajemy na kursach chętnie wykorzystujemy na imprezach?

- Tu jest problem. Można zauważyć, że wielu instruktorów idzie na łatwiznę, bo np. przychodzi pan i mówi "chcę się nauczyć tańczyć", na co instruktor odpowiada, że on go nauczy. Po czym na zajęciach uczy salsy, cza-czy i tanga. Po godzinnych ćwiczeniach taka osoba jest na tyle oszołomiona, że nawet nie wie, co z czym połączyć. Co gorsza, kiedy jest już na sali, nie potrafi dopasować muzyki do stylu tańca. Instruktor wyliczy sobie rytm każdej piosenki, ale komuś, kto jest laikiem w tych sprawach, nie będzie wcale łatwo.

- Co więc robić w takiej sytuacji?

- Najważniejsze jest to, żeby na początku się rozluźnić, tj. poddać się muzyce i nie zważając na wyuczone kroki, poczuć rytm i swobodnie się poruszać. To powinno wprawić każdego w dobry nastrój, sprzyjający tańcowi. Później może przyjść czas, by przełożyć teorię na praktykę.

- Więc nauka tańca, to nie takie proste zadanie, jakby się mogło wydawać...

- Dokładnie. Dużą rolę odgrywa tu także postać instruktora. Jeśli trafi na osobę, która jest przysłowiowym "drewnem", tym więcej pracy przed nauczycielem.

- Czy tańca powinno się uczyć parami?

- Wówczas jest najlepiej. Kiedy na kurs wybierze się np. sam mężczyzna, może dojść do śmiesznych sytuacji. Gdy podczas balu czy imprezy poprosi on tańca obcą kobietę, która nie zna kroków, nic z tego nie wyjdzie. Oboje będą zestresowani, a taniec skończy się wzajemnym deptaniem po stopach.

- Zatem lepiej dać sobie spokój z kursami ekspresowymi?

- Jeśli ktoś chce spróbować czegoś nowego, zawsze warto. Jest to fajna zabawa i nawet z tego powodu dobrze się skusić. Jeśli jednak chcemy potraktować kwestię tańca poważniej, nie należy tego typu kursów traktować jako głównej i podstawowej metody nauki. Ja takie kursy uważam za przygotowanie i zachętę, i jeśli będzie to dla kogoś bodziec do kontynuacji nauki, to zajęcia takie są jak najbardziej wartościowe. Ważne tylko, by nie dać się zwieść reklamom i licznym chwytom marketingowym, wierząc, że po ukończeniu kursu będziemy profesjonalnymi tancerzami.

- A co z uczestnikami programów tanecznych, np. "Taniec z gwiazdami"? Czy oni naprawdę tak szybko uczą się tańczyć? Krążą bowiem plotki, że zaczynają dużo, dużo wcześniej...

- To prawda. Uczestnicy zaczynają naukę dużo wcześniej. Wynika to z wysokiego poziomu programu oraz obawy przed porażką. Dlatego sami też harują na parkiecie nawet po 12 godzin dziennie. To jednak nie da im jeszcze gwarancji znakomitych efektów nauki. W takich programach podporą uczestników są zawodowi tancerze, którzy ich prowadzą. Do tego dużą rolę odgrywają kamery. W takim studiu jest ich kilkanaście. W związku z tym, pokazują jedynie ujęcia spektakularnych kroków i figur, co burzy rzeczywisty obraz takiego tańca. Co więcej, choreografia jest układana tak, by gwiazda "nie przeszkadzała".

- Czy gwiazdy po takim kursie znają więc różne techniki taneczne?

- Wydawałoby się, że powinny. Jednak wiem, że oni uczą się tam jedynie całych układów i choreografii, a często nie potrafią zatańczyć podstawowych kroków.

- Czy telewizja zniekształca obraz samego tańca? Czy ludzie mają błędne wyobrażenie o stopniu trudności?

- Tak, i to widać na zajęciach. W telewizji taniec wydaje się być czystą przyjemnością, a jego wykonanie niezwykle łatwe. Ludzie często zapominają, bądź nie zdają sobie sprawy, ile godzin prób stoi za efektem, jaki widzą na parkiecie. Panie, które przychodzą na kurs samby brazylijskiej, po poznaniu podstawowego kroku tego tańca, są załamane. Wynika to z faktu, że gdy widzą w telewizji jakąś tańczącą Brazylijkę, wydaje im się, że to tak prosty taniec. Same chcą spróbować, a wówczas okazuje się, że wcale nie jest tak łatwo. Dlatego wiem, że wiele osób, zanim nie spróbuje, ma bardzo lekceważące podejście do tego tematu.

- Ale czy dzięki takim programom w telewizji, rola tańca się nieco zmieniła?

- Zdecydowanie... i to jest chyba najlepszy aspekt tego wszystkiego. Kiedyś taniec był uważany za elitarną profesję, a tancerze niezwykle szanowani. Ja mam taką opinię, że taniec wyszedł z salonów na ulicę, bo obecnie każdy może spróbować takiej techniki, jakiej chce w każdym wieku. Są ku temu nieograniczone możliwości i to jest największy plus. Co więcej, to właśnie dzięki telewizji, ludzie poznali nowe gatunki tańca.

- A czy każdy może się nauczyć tańczyć, czy trzeba mieć ku temu jakieś specjalne, wrodzone umiejętności?

- Tak, nauczy się tańca każdy, kto tego bardzo pragnie. Wiadomo, możemy wszystkiego spróbować, ale niekoniecznie mamy do tego predyspozycje. Dlatego każdy tancerz zazwyczaj specjalizuje się w określonym typie tańca. Tutaj ważny jest np. wzrost. Przy tańcach standardowych, lepiej spisują się osoby wyższe, natomiast tańce latynoamerykańskie, łatwiej tańczy się osobom niskim.

- A czy to, że ktoś nie ma np. słuchu muzycznego, może być przeszkodą w nauce tańca?

- Nie, to nie ma znaczenia. Na potwierdzenie tych słów, wspomnę pewnego zawodowego muzyka, który na kursie, zupełnie nie tańczył do rytmu. Jak sam twierdził, inaczej to wszystko słyszał, dlatego trudno mu było utrzymać koordynację.

- Uczyła się pani tańca u Marka Egurroli i Iwony Pavlovic. Czy było to ważne doświadczenie?

- Tak, rzeczywiście uczęszczałam na ich szkolenia, jednak wtedy nie byli jeszcze tak medialni, jak obecnie. Więcej lekcji spędziłam pod okiem Marka Egurroli i Joanny Szokalskiej, ale wtedy byłam jeszcze młodziutka, bo miałam 14 lat, ale to właśnie on, oprócz moich trenerów, zaznaczył się najbardziej w moim rozwoju tanecznym. Mimo tak młodego wieku, dzięki tańcu, czułam się kobietą. Zawsze podkreślał jak ważna jest rola kobiety i mężczyzny w parze.

- Jakim był nauczycielem i czy równie surowym, jak kreują go media?

- Marek Egurrola był nauczycielem bardzo, bardzo wymagającym. Pamiętam obozy, na jakie jeździł z nami jako szkoleniowiec. Każdy trening kończył się egzaminem. Musieliśmy zaliczyć konkretny krok, który ćwiczyliśmy przez cały trening. Kolejno każda para startowała i po paru ruchach dowiadywała się czy może iść na obiad, czy dalej będzie musiała stanąć w kolejce, bo nie dostała upragnionego "zaliczenia". Pamiętam jak zawsze mówił, że może tu z nami siedzieć do kolacji, ale musimy zatańczyć technicznie poprawnie. Wiedzieliśmy, że jemu zależy. I to też dodatkowo motywowało.

- A odwołując się do Pani doświadczeń, jako nauczycielki, komu łatwiej nauczyć się tańczyć, kobietom czy mężczyznom?

- To mężczyźni mają większe predyspozycje do nauki tańca. A kobiety? To zależy. To tak naprawdę zarówno u mężczyzn jak i u kobiet bardzo indywidualna sprawa i nie można tego generalizować. Tak czy inaczej, gorąco zachęcam każdego do spróbowania. Taniec daje wiele radości i niech to dla wszystkich będzie główną zachętą.

- Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Stylu | taniec
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy