Frank Abagnale: Nieuchwytny król oszustów
Istnieje ugruntowane przekonanie, że ludzie zaczynają kraść i oszukiwać z biedy. Życie jednego z najbardziej zuchwałych przestępców XX wieku, Franka Abagnale’a, całkowicie temu przeczy. Ów Amerykanin już w wieku 17 lat stał się jednym z największych oszustów w historii USA – i najwyraźniej sprawiało mu to przyjemność!
Frank Abagnale ma dziś 71 lat. Wygląda bardzo dobrze: jest postawnym mężczyzną o wspaniałym, hollywoodzkim uśmiechu. Sprawia wrażenie spokojnego człowieka. Nosi drogi garnitur i nie mniej kosztowny krawat, zaś na jego ręce błyszczy szwajcarski zegarek.
Należąca do niego firma konsultingowa Abagnale & Associates rozkwita. Biznesmen sporo jeździ po świecie, nie mówiąc o USA, gdzie prowadzi wykłady w Akademii Federalnego Biura Śledczego, a także doradza najpotężniejszym korporacjom i instytucjom w różnych stanach. Frank może liczyć na wsparcie żony i trzech synów, z których jeden pracuje właśnie w FBI. Abagnale mieszka z rodziną w niewielkim mieście o nazwie Tulsa, w stanie Oklahoma - we własnej willi z basenem. Krótko mówiąc - powiodło mu się w życiu.
Któż by więc pomyślał, że Frank ma za sobą legendę króla oszustów, który już jako nastolatek przyprawiał o ból głowy stróżów prawa w całych Stanach Zjednoczonych! Jak jednak do tego doszło? I dlaczego chłopak z dobrego domu zboczył ze ścieżki praworządności?
Rodzice Franka rozwiedli się, gdy miał on 16 lat. Rozpad rodziny tak mocno wpłynął na jego psychikę, że przez długi czas nie mógł dojść do siebie. Ojciec, prowadzący sklep papierniczy w Nowym Jorku, człowiek o rozległej wiedzy i zainteresowaniach kulturalnych, był dla dorastającego chłopca bezsprzecznym autorytetem. Na mocy wyroku sądu Abagnale’a juniora pozostawiono więc pod opieką taty, który - jak twierdził syn - niespecjalnie ucieszył się z tego faktu. Na relacji obu panów pojawiły się rysy, więc Frank najpierw powrócił pod skrzydła matki, a potem rozpoczął życie na własną rękę. Do tego potrzebował jednak pieniędzy...
Pierwszą ofiarą oszustwa Franka - jeszcze przed rozstaniem rodziców - padł jego własny ojciec. Abagnale senior podarował synowi na 15. urodziny samochód dostawczy, aby pomóc mu w zarabianiu na kieszonkowe.
W tamtym czasie nastolatek zaczął żywo interesować się dziewczynami, jednak zdawał sobie sprawę, że samo chwalenie się pick-upem nie zwiększy jego atrakcyjności w oczach płci przeciwnej. Dziewczęta wymagały czegoś więcej: chciały wychodzić do restauracji i kina, a także dostawać czasem drobne prezenty.
W związku z tym Frank uprosił ojca o kartę kredytową, z której miał pokrywać koszty paliwa i eksploatacji samochodu. Zanim senior zorientował się, że popełnił błąd, nastolatek zdążył wprowadzić w życie sprytny plan.
Dogadał się z pracownikami stacji, żeby za benzynę i części zapasowe pobierali z karty znacznie większe sumy, niż powinni. Nadwyżkę "wspólnicy" dzielili między siebie. I wszyscy byli zadowoleni. Prawie wszyscy... W tamtych czasach właściciel karty dowiadywał się o stanie swoich finansów dopiero wtedy, gdy dostawał rachunki.
Jednak Frank poradził sobie również z tym: po prostu w porę je przechwytywał i niszczył. Oszustwo wyszło na jaw, kiedy na progu domu stanął windykator, który pokazał Abagnale’owi seniorowi kwit na okrągłą sumę 3400 dolarów.
Ojciec dosłownie zaniemówił: w 1965 roku była to naprawdę spora kwota. Kiedy wezwał syna na rozmowę, ten całą winą obarczył swoją słabość do dziewcząt.
- One doprowadzają mnie do szaleństwa - wyznał. Obiecał jednak poprawę i wytrwał bez grzechu do czasu, kiedy postanowił się usamodzielnić.
Frank od zawsze wyglądał na starszego, niż rzeczywiście był, dlatego też w Nowym Jorku nikt nie podejrzewał, że jest zaledwie siedemnastolatkiem. Młody człowiek postanowił wykorzystać ten fakt. Dodał sobie dziesięć lat i przerobił prawo jazdy, a wszystko to w nadziei na zdobycie dobrze płatnej pracy. Jednak wkrótce spotkało go srogie rozczarowanie: w Nowym Jorku takich jak on było bardzo wielu. Miał ogromną konkurencję i nikt nie chciał go zatrudnić.
Zaczął więc główkować, a że był niezwykle inteligentnym człowiekiem, na efekty jego pracy umysłowej nie trzeba było długo czekać. Najpierw wpadł na koncept, by wypisać czek na własne nazwisko. Bank udzielił Abagnale’owi kredytu, mimo że na jego koncie nie było żadnych pieniędzy. Nastolatek powtórzył ten manewr kilka razy. Wkrótce jednak instytucja zażądała spłaty długów. Wielki Neil, jak nazywali Franka nowi znajomi, dał nogę, zanim odwiedzili go wierzyciele.
W nowym miejscu działał już sprytniej: na podstawie sfałszowanych dokumentów otworzył wiele rachunków w różnych bankach, po czym zaczął podejmować z nich pieniądze. A że ludzka kreatywność nie zna granic, Frank opracował prosty, lecz skuteczny model oszustwa. Drukował swój numer konta na pustych formularzach depozytowych i wkładał je pomiędzy inne. Klienci, którzy przychodzili do banku, wypełniali podrobione blankiety - ich pieniądze trafiały wprost na konto Abagnale’a.
Zanim ujawniono przekręt, aferzysta zarobił ponad 40 tysięcy dolarów. Do tego wszystkiego prześledził szczegółowo system obiegu czeków gotówkowych w USA i zauważył, że są one przesyłane do kilku central weryfikujących je i sortujących według klucza terytorialnego. Zaczął wystawiać czeki bez pokrycia w takich miejscach, by "zapętlały" się one, krążąc między centralami regionalnymi, bankami i wierzycielami. Kiedy po tygodniach lub miesiącach udawało się stwierdzić, że są zwykłymi świstkami papieru, nie można już było odtworzyć, kto je wystawił.
Gdy fałszowanie dokumentów przestało być dla Franka jakimkolwiek problemem, postanowił sprawdzić się w nowej roli. Tym razem Wielki Neil podszył się pod pilota linii lotniczych Pan American. Na lotnisku pojawił się niejaki Frank Williams, który - przedstawiwszy obsłudze lotniska podrobioną licencję - bez trudu wszedł na pokład samolotu.
Abagnale wykorzystał fakt, że piloci z USA latają amerykańskimi liniami bezpłatnie po całym świecie. Zdobycie munduru nie sprawiło mu większych trudności: mężczyzna zgłosił, że jego letni ubiór został zgubiony w pralni, i dostał nowy. Dzięki swojej przebiegłości Frank zdążył przelecieć ponad 1,6 miliona kilometrów i odwiedzić 26 krajów. Podczas swoich "podróży służbowych" mieszkał w najlepszych hotelach, żywił się niczym król, a przy tym nie wydawał ani centa.
Latał pierwszą klasą, ale czasem koledzy po fachu zapraszali go do kokpitu i proponowali zajęcie miejsca za sterami samolotu. Odmawiał wtedy, twierdząc, iż szkolił się na innym typie samolotów lub że dzień wcześniej sporo wypił. Swoją podniebną karierę postanowił zakończyć po tym, gdy na lotnisku w Nowym Orleanie prawie złapała go policja.
Frank rozsmakował się w życiu na koszt innych i patrzeniu na nich z góry. Kolejnym oszustwem, jakie stało się jego udziałem, była działalność w szkolnictwie wyższym. Tym razem Abagnale sfałszował dyplom ukończenia Uniwersytetu Columbia, a następnie na rok zdobył posadę jako... Frank Adams, wykładowca socjologii na Uniwersytecie Brighama Younga w mieście Provo (w stanie Utah).
Potem przeprowadził się do stanu Georgia. Jego sąsiadem był lekarz. Wielki Neil postanowił wykorzystać znajomość i poprosił doktora, by pomógł mu zatrudnić się w szpitalu na stanowisku opiekuna lekarzy rezydentów na oddziale pediatrycznym. Podrobienie dokumentów i tym razem poszło jak z płatka. Takim oto sposobem Abagnale przekroczył progi szpitala jako doktor Frank Conners.
Jego praca była ściśle związana z administracją i Frank całkiem nieźle sobie w niej radził - do czasu, gdy do szpitala przywieziono "sine" dziecko - jak poinformowała go pielęgniarka. Frank nie miał pojęcia, że niemowlę cierpiało na wrodzoną wadę serca powodującą niedobór tlenu i o mało nie doprowadził do jego śmierci. Postanowił nie ryzykować życia innych i... zmienić zawód.
Po dłuższym namyśle zdecydował się na karierę prawniczą. Podrobione dokumenty absolwenta Harvardu ułatwiły mu przystąpienie do egzaminu aplikanckiego: Wielki Neil zdał go za trzecim razem. Wkrótce otrzymał stanowisko przy prokuratorze generalnym stanu Luizjana. W pracy Frank przekładał papiery z miejsca na miejsce i przynosił kawę szefowi. Jednak kiedy zaczęły zbierać się nad nim czarne chmury - uciekł.
Schwytano go we Francji. Jeden ze stewardów linii lotniczych Air France zgłosił na policji, że rozpoznał poszukiwanego przestępcę. Ekstradycji Abagnale’a zażądało dwanaście państw, jednak Francuzi sami w ciągu dwóch dni osądzili oszusta i posadzili za kraty na pół roku. Potem aferzysta został przekazany w ręce szwedzkiego wymiaru sprawiedliwości.
W Skandynawii otrzymał taki sam wyrok. Czekał go jeszcze proces we Włoszech, ale USA i Szwecja podjęły decyzję o deportacji aresztanta do ojczyzny. W samolocie Frank podjął próbę ucieczki. Wiedział, że pod muszlą klozetową znajduje się krata, którą można otworzyć. Nocą, kiedy maszyna lądowała już na lotnisku JFK w Nowym Jorku, Abagnale, niezauważony przez nikogo, wyskoczył z samolotu i złapał pociąg do kanadyjskiego Montrealu. Miał odłożone 20 tysięcy dolarów na "czarną godzinę". To była wystarczająca suma, by mógł uciec do Brazylii.
To mu się nie udało. Wielki Neil został pojmany przez policjanta, kiedy stał w kolejce po bilet. Dostał wyrok 12 lat więzienia i... propozycję współpracy w wykrywaniu przestępstw finansowych. Frank porozumiał się z FBI i ostatecznie wyszedł na wolność po czterech latach. Początkowo nikt nie chciał go przyjąć nawet do najgorszych zajęć. Jego sytuacja diametralnie się zmieniła, kiedy zaczął pracować dla pewnego banku, trudniąc się wykrywaniem różnego rodzaju oszustw.
Gdy jego działania okazywały się skuteczne, płacono mu 500 dolarów. Z czasem Abagnale został oficjalnym konsultantem banku w kwestiach bezpieczeństwa. Później uczciwie przyznał: po co pracować na kogoś, skoro można otworzyć własny biznes i zarabiać miliony? Wielki Neil zaczął współdziałać z dużymi korporacjami w charakterze eksperta ds. bezpieczeństwa finansowego i stał się prawdziwą "grubą rybą" na rynku consultingu!
Początkiem ogromnej sławy Franka stała się publikacja książki poświęconej jego "wyczynom". Zrealizowany na jej podstawie film "Złap mnie, jeśli potrafisz" uczynił z niego postać wręcz kultową. Były przestępca nie wstydzi się już spojrzeć ludziom w oczy!
***Zobacz także***