Futbol napędza hiszpańską gastronomię

Bary i restauracje działające w pobliżu stadionów znanych hiszpańskich klubów mają się dobrze, choć jak twierdzą gastronomowie, duży mecz piłkarski może wbrew pozorom... obniżyć utarg lokalu.

Sąsiedztwo znanych obiektów piłkarskich, takich jak madrycki stadion Santiago Bernabeu, czy barceloński Camp Nou, zapewnia znaczne wpływy znajdującym się w ich sąsiedztwie punktom gastronomicznym. Zyskują, one niewspółmiernie wobec placówek usytuowanych w innych częściach miasta. Zacierają ręce nawet sprzedawcy żywności z wózków, np. pieczonych kasztanów czy kukurydzy.

Eksperci gastronomiczni wskazują jednak, że dni, podczas których rozgrywane są duże mecze piłkarskie nie zawsze obfitują w duże utargi, z uwagi na panujący wówczas pod stadionem chaos, a często specjalne ograniczenia wynikające z konieczności zapewnienia procedur bezpieczeństwa.

Reklama

"Niemniej jednak posiadanie lokalu gastronomicznego w bliskim sąsiedztwie tak znanego stadionu piłkarskiego jakim jest Estadio Santiago Bernabeu, lokalom takim jak nasz stale napędza klientelę. Bez względu na dzień tygodnia i porę roku" - powiedział Omar Gonzalez z madryckiej restauracji Jose Luis.

Menedżer hiszpańskiego lokalu odnotował, że sława dużego i znanego na całym świecie klubu piłkarskiego, jakim jest Real Madryt, przyciąga kibiców z całego świata także podczas dni, w których nie odbywają się, żadne zawody sportowe.

O tym, że kibice z Madrytu sami będąc poza granicami kraju wydają duże pieniądze na gastronomię świadczyć mogą zyski portugalskiej gospodarki w związku z organizacją w Lizbonie majowego finału Ligi Mistrzów w 2014 r., w którym zmierzyły się dwa madryckie zespoły: Real i Atletico.

Ze studium przygotowanego po finale LM w Lizbonie przez Wyższą Szkołę Administracji i Marketingu (IPAM) wynika, że fani futbolu z Madrytu oraz inni pasjonaci piłki nożnej z różnych stron świata zostawili w stolicy Portugalii ponad 46 mln euro. Najwięcej zyskali właśnie restauratorzy, hotelarze oraz producenci napojów.

Z danych zebranych przez portugalską uczelnię wynika, że organizacja finału piłkarskiej Ligi Mistrzów z 2014 r. pozwoliła zarobić ogółem światowej gospodarce aż 410 mln euro. Kwota ta obejmuje zyski z tytułu sprzedaży biletów, praw do transmisji meczu, nagród UEFA, a także wydatków kibiców na transport oraz pobyt w mieście-gospodarzu imprezy.

"Podczas weekendu, w trakcie którego w Lizbonie rozegrany został finał LM, sprzedaliśmy około 300 tys. litrów piwa i wody mineralnej. Oznacza to wzrost o około 20 proc." - ujawnił Rui Freire z firmy Unicer, jednego z czołowych producentów napojów w Portugalii.

Drastyczny wzrost cen odnotowano także w sektorze hotelarskim. Koszty wynajmu pokoju na dzień finału LM zwiększyły się, bowiem o ponad 300 proc. Średnio za zakwaterowanie dla jednej osoby na dobę trzeba było w dniu finału zapłacić około 1500 euro.

Na "madrycki" finał LM przybyło w maju 2014 r. do stolicy Portugalii 120 tys. kibiców z Hiszpanii. Tylko połowa z nich obejrzała spotkanie na lizbońskim Estadio da Luz. Pozostali musieli zadowolić się jednym ze 10 tys. stołecznych lokali gastronomicznych wyposażonych w telewizyjny ekran, gdyż policja ze względów bezpieczeństwa nie wydała zgody na utworzenie stref kibica z telebimami.

Z Madrytu Marcin Zatyka

PAP life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy