Gdzie w Krakowie straszy? Poznaj najmroczniejsze miejsca!

Gdy niedawno pośród krakowian przeprowadzono ekspresową sondę, w której zadano tylko jedno pytanie: "Czy wiesz, gdzie w Krakowie straszy?", wszyscy zapytani, jak jeden mąż, odpowiedzieli pytaniem: "A gdzie straszy?".

Sprawdź, gdzie w Krakowie mieszkają duchy
Sprawdź, gdzie w Krakowie mieszkają duchy123RF/PICSEL

Czyli, krótko mówiąc, nikt nie wyraził żadnej wątpliwości co do samego faktu pojawiania się duchów w Krakowie, natomiast potwierdzono, że temat ten ostatnio uległ zapomnieniu i najwyższy już czas, aby krakowianom przypomnieć, gdzie, kto i dlaczego straszy. (...)

Czarna Dama z Krzysztoforów

Bardzo niesympatycznym krakowskim duchem okazała się Czarna Dama, która ni stąd, ni zowąd pojawia się, na szczęście z rzadka, w pałacu "Krzysztofory" w Rynku Głównym 35 i przepowiada śmierć napotkanej osobie, określając dokładnie, kiedy nastąpi jej zgon. Tak więc kto nie chce znać daty swej śmierci, na wszelki wypadek niechaj raczej unika samotnego przebywania w "Krzysztoforach" około północy.

Krzysztofory, fot. Marek Lasyk
Krzysztofory, fot. Marek LasykReporter

Ze znanych osobistości Czarna Dama podobno przepowiedziała śmierć biskupa krakowskiego Kajetana Sołtyka, króla Jana Kazimierza i twórcy krakowskiego teatru Jacka Kluszewskiego. (...) Najgorzej potraktowała Czarna Dama mieszkającego w "Krzysztoforach" (byłego już właściciela pałacu) Jacka Kluszewskiego, któremu ukazując się, obwieściła, że umrze za trzy dni, co tak bardzo nieszczęśnika przestraszyło, że nie bacząc na swój podeszły wiek (miał 80 lat), biegał z tą wieścią po wszystkich znajomych, nim rzeczywiście trzeciego dnia zmarł (czyżby w wyniku tego biegania?).

A kim za życia była owa Czarna Dama, której duch pojawia się w "Krzysztoforach"? Otóż była to nosząca się zawsze na czarno, bardzo pobożna wdowa po Sebastianie Lubomirskim, Anna z Branickich, fundatorka kościoła i klasztoru Dominikanek Na Gródku (1632). Po śmierci męża mieszkała w domu "Pod św. Krzysztofem" (który wtedy nie był jeszcze pałacem) i tam zmarła, a pochowana została w kaplicy Lubomirskich w kościele oo. Dominikanów. (...)

Czarna Dama z Magistratu

Krakowski Magistrat, fot. Matek Lasyk
Krakowski Magistrat, fot. Matek LasykReporter

Okazuje się, że Anna Lubomirska nie jest jedyną krakowską Czarną Damą. Już niemal od dwustu lat w pałacu margrabiów Wielopolskich, czyli w obecnym Magistracie przy pl. Wszystkich Świętych, straszy inna Czarna Dama.

Podobno w pałacu tym kiedyś zamordowano młodą niewiastę. Prawie sto trzydzieści lat temu pewien ksiądz misjonarz już jako staruszek wspominał, że w swych młodych latach został późną nocą wezwany z wiatykiem do tego pałacu, gdzie kazano mu wyspowiadać młodą dziewicę w bieli, a gdy tylko udzielił jej komunii świętej, pojawił się kat, który jednym cięciem miecza ściął jej głowę.

Do dziś dnia nikt nie wie, kim była owa panna w bieli, a tym bardziej nie wiadomo, za jakie przewiny tak srodze ją ukarano na gardle ani też dlaczego ukazuje się w czerni, a nie w bieli. Sprawa wygląda mocno podejrzanie, tym bardziej że gdy w roku 1903 zakładano w pałacu kaloryfery, natrafiono na zamurowany w ścianie szkielet młodej kobiety. Odnalezione kości cichaczem wywieziono na cmentarz Rakowicki i do dziś dnia nie ustalono, czy to ponure znalezisko związane było z ową ściętą dziewicą, czy też kryje w sobie jakąś inną tajemnicę rodu margrabiów Wielopolskich?

Kto więc straszy w Magistracie? A że straszy, nie ma żadnych wątpliwości, bowiem znane są opowieści licznych osób, które na przestrzeni 150 lat gotowe były przysięgać, że Czarną Damę nocą w pałacu widziały. Ostatnie zapiski o jej pojawianiu się pochodzą od przedwojennych woźnych magistrackich, którzy nocą w pałacu pełnili dyżury. Wprawdzie ostatnimi laty nie słyszano o jej pojawieniu się (a może tylko nawiedzeni boją się o tym głośno mówić, by nie posądzono ich o fiksację?), ale na wszelki wypadek na stanowiska nocnych portierów Magistratu lepiej zatrudniać osoby o zdrowym sercu i mocnych nerwach!

Czarna Księżniczka z Krzemionek

Kościółek koło fortu św. Benedykta, fot. Jan Graczyński
Kościółek koło fortu św. Benedykta, fot. Jan GraczyńskiEast News

Jeśli spotkania z Czarnymi Damami z "Krzysztoforów" czy też z pałacu Wielopolskich wypada zaledwie się wystrzegać, to spotkania nocą zaklętej Czarnej Księżniczki pojawiającej się koło kościółka św. Benedykta na Krzemionkach należy unikać jak ognia, jest to bowiem najgroźniejszy krakowski duch.

Spotkanie Czarnej Księżniczki grozi straszliwą śmiercią, jako że dysponuje ona potworną siłą i potrafi tak długo dusić delikwenta, aż urwie mu głowę. Nie, nie, to nie są żadne facecje, i taki konkretny wypadek został opisany z końcem XIX w. przez badacza ludowych legend Szymona Goneta.

W odróżnieniu od Czarnej Damy z "Krzysztoforów", której czerń dotyczy jedynie czarnego, wdowiego ubioru, Czarna Księżniczka jest cała czarna (czyżby jakaś afrykańska królewna?) i pilnuje wielkich skarbów ukrytych pod ołtarzem kościółka. Czy te skarby nadal się tam znajdują, trudno powiedzieć, bowiem gdy w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku przy kościółku św. Benedykta prowadzono badania archeologiczne, niczego nie znaleziono, a jedynie stwierdzono, że kościółek ten postawiono na fundamentach dawnej romańskiej rotundy (a może te skarby są zakopane głębiej, pod fundamentami owej rotundy?).

Otóż wspomniana księżniczka, chociaż została zaklęta, ma szansę się wyzwolić, gdy około północy pojawi się tam młodzieniec, który ją pokocha i poślubi. Nie jest to jednak takie proste jak w znanej wszystkim bajce o królewnie zaklętej w żabę, gdzie wystarczy, aby pojawił się królewicz i pocałował ową żabę, a królewna zostanie wyzwolona z zaklęcia. O nie! Młodzieniec najpierw musi się wykazać, że ma niezwykle silną wolę i w wykonaniu zleconego zadania nie popełni żadnego błędu, który może go kosztować utratę głowy.

I tak też się stało. Gdy pojawił się tam o północy niewinny młodzieniec, księżniczka pokazała mu wszystkie skarby i wręczyła olbrzymią kwotę pieniędzy, którą miał wydać w ciągu zaledwie trzech dni na jedzenie i picie, z nikim się nie dzieląc. A zadanie wcale nie było łatwe, bowiem jadło i napitek były w tamtych czasach tanie jak barszcz. Młodzieńcowi jednak udało się wydać wszystkie pieniądze i gdy po trzech dniach wracał na Podgórze, u stóp Krzemionek napotkał żebraka, który błagał go o wsparcie, lecz młodzieniec tłumaczył się, że wszystko już stracił i nie ma żadnych pieniędzy. Gdy jednak żebrak nadal nalegał, pogrzebał w kieszeniach i znalazł jednego marnego szeląga, którego mu wręczył na odczepnego. Tym samym popełnił straszliwy błąd, bowiem gdy tylko dotarł na górę do Czarnej Księżniczki, ta, zarzucając mu niewywiązanie się z zadania, złapała go za szyję i tak długo dusiła, aż urwała mu głowę. (...)

I na tym właściwie można by zakończyć opowiadanie o zjawie z Krzemionek, gdyby nie Roman Kiełkowski, który jako mieszkaniec Podgórza w Kopcu wspomnień opisuje legendę znaną mu z ustnej tradycji, a opowiadaną w Podgórzu jeszcze na przełomie XIX i XX w. Owszem, w opowiadaniu tym także występuje księżniczka, ale wcale nie jest czarna. Księżniczka ta ponoć nieludzko grabiła swych poddanych i gdy pewnej nocy w czasie rozpustnej uczty została śmiertelnie rażona piorunem, mieszkańcy okolic Krzemionek dziękowali Bogu za to zdarzenie. Została pochowana obok kościółka św. Benedykta i za karę musiała każdej nocy błąkać się wokół swego grobu, wypatrując wybawcy. (...)

Duch biskupa Pawła na Wawelu

Zamek królewski na Wawelu
Zamek królewski na Wawelu123RF/PICSEL

Ale nie wszystkie duchy, które straszą w Krakowie, są tak groźne. W tym starym mieście pojawiają się czasem i duchy łagodne, tak zwane duchy proszące (o modlitwę za ich duszę). Tak właśnie zdarza się w wawelskiej katedrze i gdy taka zjawa pojawi się o północy, wystarczy za jej duszę zmówić krótką modlitwę i wówczas zjawa, cała uszczęśliwiona, powoli i cichutko rozpłynie się w ciemnej przestrzeni katedry.

Najdłużej (od roku 1292) pokutuje tam duch biskupa Pawła z Przemankowa, który z krakowskich biskupów chyba najbardziej nagrzeszył, nic więc dziwnego, że został skazany na wieczną tułaczkę. Około północy jego zjawa pojawia się w katedrze i cicho pojękując, błaga o wsparcie modlitewne. Podobnie zachowuje się duch biskupa Zawiszy z Kurozwęk, pojawiający się tam już od roku 1381, także jako cierpiący za grzechy nadmiernej chutliwości duchownego.

Z rzadka pojawia się tam duch‑awanturnik, który lubi strofować nawiedzających jego kaplicę, a jest to zjawa wielce świątobliwego biskupa Jana Grota, który po raz pierwszy objawił się na koniu jednemu z królów, napominając go, by nie deptał po jego grobie. Jego kaplica była bowiem połączona z zamkiem królewskim i przez rzeczoną kaplicę królowie bezpośrednio wchodzili do katedry. Przestraszony król niezwłocznie nakazał zamurować to przejście i odtąd wszyscy monarchowie, czy to śnieg, czy też słota, musieli dreptać po dziedzińcu w stronę oficjalnego wejścia do katedry.

Duchy z Bazyliki Mariackiej

Bazylika Mariacka
Bazylika Mariacka123RF/PICSEL

Straszliwie jęczą i złorzeczą nocą duchy w kaplicy św. Antoniego w bazylice Mariackiej (po lewej, tuż przy głównym wejściu). Miejsce to kiedyś służyło jako kaplica Złoczyńców, gdzie w noc ostatnią przed wykonaniem wyroku śmierci na skazanych kapłani wysłuchiwali ich spowiedzi i udzielali im komunii świętej. Wyroki te (szubienica, ścięcie głowy czy nawet ćwiartowanie) wykonywano publicznie na Rynku Głównym, obok kościoła Mariackiego (u wylotu Siennej) lub obok kościółka św. Wojciecha, u wylotu Brackiej. Licznie zgromadzona gawiedź głośno komentowała zachowanie skazańca i umiejętność poczynań kata.

Niektóre egzekucje wyglądały wręcz makabrycznie. Na przykład w roku 1667 egzekucja Antoniego Stockiego, który zabił swoich rodziców, trwała w nieskończoność: "Naprzód na pniaku obie ręce ucięto, potem tyłem do słupa przywiązanemu piersi trzykroć kleszczami rozpalonymi targano, potem obróciwszy go, z pleców cztery pasy zdarto, na ostatek za miasto pod szubienicę wywieziono, tam kości w rękach i nogach połamano i na kole przywiązanego podniesiono". Nic więc dziwnego, że duchy tych skazańców potwornie jęczą i złorzeczą. (...)

Biała Dama z Franciszkańskiej

Pałac biskupi, fot. Krzysztof Chojnacki
Pałac biskupi, fot. Krzysztof ChojnackiEast News

W większości zamków w Polsce straszy Biała Dama, a więc i Kraków nie może być gorszy w tej materii. Krakowska Biała Dama już od połowy XIX w. nawiedza pałac biskupi przy ul. Franciszkańskiej 4, prosząc o odpuszczenie grzechów. Biskupi, którym się objawia, czynią to z czystym sumieniem, bowiem jest to duch niewiasty, która wprawdzie bywała polityczną intrygantką zwaną "krakowską carową", ale też i osobą pobożną, nawet bliską dewocji, fundatorką kilku kościołów.

Starościna wolbromska Urszula z Morstinów Dębińska, bo o niej tu mowa, była córką kasztelana wiślickiego Jana Morstina. Pierwszą osobą, której się ukazała jako Biała Dama, był wielce światły i zasłużony biskup krakowski, późniejszy prymas Polski, poeta i pisarz, senator Jan Paweł Woronicz (zm. 1829), a więc człowiek ze wszech miar godny zaufania. Od tego czasu Biała Dama ponoć często się ukazuje w pałacu biskupim na ul. Franciszkańskiej, lecz o dziwo, nikomu tam nie napędza strachu, a wręcz jest tam traktowana z pewną sympatią jako nieodłączny element biskupiej siedziby - swoisty entourage.

Duch u sióstr bernardynek

Kościół sióstr bernardynek
Kościół sióstr bernardynekRobert SłuszniakSpheresis.com

Podobnie rzecz ma się z duchem u sióstr bernardynek w barokowym, niewielkim kościele św. Józefa na ul. Poselskiej, którego to ducha także nikt się nie boi, bowiem ani nie straszy, ani nie jęczy, ani nikogo nie zaczepia, a jedynie po zmroku pracowicie szoruje kościelną posadzkę.

Siostry bernardynki, które w swym klasztorze stosują bardzo surową regułę klasztorną, wiedzą, że jest to duch Katarzyny Jaworskiej, w młodości zwanej La Belle Gabrielle, która w Wiedniu, Paryżu, Łańcucie i Krakowie uwiodła licznych, znanych mężczyzn, a na starość zamieszkała przy klasztorze Bernardynek, gdzie postanowiła odpokutować swe grzechy. Całe noce modląc się, leżała w kościele na zimnej posadzce, a potem sprzątała kościół i posadzkę mozolnie szorowała. Zmarła w roku 1862 jako hrabina Pawlikowska, wdowa po Benedykcie (wcześniej hrabina Starzeńska), a jej zjawa nadal pracowicie szoruje nocami posadzkę wspomnianej świątyni. (...)

Duchy u Dominikanów

Kościół oo. Dominikanów, fot. Wojciech Stróżyk
Kościół oo. Dominikanów, fot. Wojciech StróżykReporter

Na koniec zajmiemy się miejscem, które w Krakowie duchy upodobały sobie najbardziej. Ba, nie tylko duchy, ale nawet i diabły czasem się tu kotłują i aż dziw bierze, że zakonnicy ośmielają się tam zamieszkiwać. Mowa tu o kościele i klasztorze oo. Dominikanów, położonym na pl. Dominikańskim, na rogu ul. Stolarskiej. (...)

Najpierw może przyjrzyjmy się duchowi najmniej groźnemu, ale za to lubiącemu się awanturować, podobnie jak duch biskupa Grota w wawelskiej katedrze. A że duch biskupa krakowskiego i prymasa Polski Piotra Gamrata, bo o nim tu mowa, ma ku temu poważne powody, zaraz się przekonamy. Otóż tenże biskup Gamrat, umierając, zapisał na klasztor Dominikanów dwie beczki przedniego wina (biedaczysko, nie zdążył wypić?), lecz wykonawcy testamentu, związani zresztą pośrednio z klasztorem, podmienili beczki i zakonnikom podrzucili byle jakiego cienkusza. Gdy kombinatorzy w jednym z pomieszczeń klasztornych obficie raczyli się oryginalnym winem biskupim, pojawił się tam w stroju pontyfikalnym duch biskupa Gamrata, który waląc w posadzkę pastorałem, krzyczał: "Winniście mi restytucję, boście testamentu nie spełnili". Niesumienni egzekutorzy testamentu tak się najedli strachu, że wszyscy niedługo pomarli. Ale duch biskupa Gamrata nadal często pojawia się w klasztorze Dominikanów, czyniąc raban w sprawie sprzeniewierzonego wina. (...)

Pojawia się tam często i prosi zakonników o modlitwę także duch biskupa Pawła z Przemankowa, który - jak już wyżej wspomniano - najczęściej ukazuje się w wawelskiej katedrze. To właśnie na ucztach u dominikanów biskup Paweł słyszał różne głosy, które strofowały go za niecne życie. Tam też przemówił do niego ludzkim głosem wilk: "Biada tobie, biskupie, boś wziął i zabił mniszkę ze Skały, co była u klasztoru, i z nią niecnotę spłodził".

W jednej z kaplic kościoła Dominikanów już od 1613 r. pojawia się duch świątobliwej i zmarłej w wieku lat szesnastu Eleonory Lubomirskiej, a jej pojawianie się wynika zapewne z "tradycji rodzinnej", jako że duch jej matki, Anny z Branickich Lubomirskiej, to słynna Czarna Dama, która grasuje w pałacu "Krzysztofory". Jej mąż, a jednocześnie ojciec Eleonory, Sebastian Lubomirski, ufundował kaplicę u dominikanów jako rodzinne mauzoleum. Duch Eleonory to zjawa łagodna, która nie wysuwa żadnych żądań ani próśb, tylko pilnuje rodzinnego mauzoleum, pojawiając się we wnętrzu kaplicy lub nad jej dachem. Jedynie przy okazji każdego rodzinnego pochówku w kaplicy jej trumna straszliwie zgrzyta, nic więc dziwnego, że już trzykrotnie musiano ją wymieniać. (...)

Diabły u Dominikanów

Krużganki klasztoru Dominikanów, fot. Marianna Osko
Krużganki klasztoru Dominikanów, fot. Marianna OskoEast News

Wszystkie dotychczas opisane mistyczno‑ezoteryczne przypadki przydarzające się u dominikanów nie budzą szczególnej grozy, natomiast to, co nieraz działo się u nich w kaplicy św. Jacka i przy jego grobie, to nawet u przyzwyczajonych do niezwykłych wydarzeń zakonników powodowało dreszcze i jeżenie się włosów na głowie.

Aż trudno uwierzyć, ale w kościele tym zagnieździły się diabły, a właściwie szatani, i to w ilościach nieprzebranych, i harcowały, kotłowały się, jęczały, wyły w kaplicy, a w czasie wichury latały nad kościołem i klasztorem, a ich potworne wycie słychać było z daleka. Święty Jacek Odrowąż, założyciel prowincji Dominikanów w Polsce (1222 r.), posiadał moc uzdrawiania za pośrednictwem wody, która nabierała takich właściwości, gdy tylko obok niej przeszedł, ale posiadał też moc wypędzenia szatana z człowieka i za swego żywota z ludzkich powłok wypłoszył całe zastępy diabłów. Wypędzone z ludzi czarty nie mogły znaleźć sobie miejsca i po śmierci Jacka gromadziły się u jego grobu w krakowskim kościele Świętej Trójcy, czyli u dominikanów. (...)

Kraków. Historie, anegdoty i plotki
Kraków. Historie, anegdoty i plotkiWydawnictwo WAM

Powracając do kaplicy św. Jacka u krakowskich dominikanów, wypada wspomnieć o ciekawym zjawisku, jakim były ni stąd, ni zowąd pojawiające się tam tajemnicze światła, których nikt nie zapalał, a nawet i płonące pochodnie. Rzeczone pochodnie mogą wywodzić się z kultu założyciela reguły żebraczego zakonu dominikanów, św. Dominika, którego w literaturze na ogół przedstawiano w towarzystwie psa, trzymającego w pysku płonącą pochodnię. W przyklasztornym ogrodzie dominikanów jest też studnia, w której woda dzięki św. Jackowi ma moc uzdrawiania ludzi (podobno św. Jacek osobiście wykopał tę studnię), lecz mało kto ośmiela się pobierać z niej wodę, bowiem często ukazują się w niej pokutujące dusze, które jęcząc, proszą o modlitwę za cierpiących w czyśćcu. Diabły u dominikanów harcowały przez kilka wieków, ale dzięki intensywnym, długoletnim modlitwom zakonników od pewnego czasu przestały się tam pojawiać. (...)

Fragment książki Zbigniewa Leśnickiego "Kraków. Historie, anegdoty i plotki". Wydawnictwo WAM.

Śródtytuły i skróty oznaczone (...) pochodzą od redakcji.

INTERIA.PL/materiały prasowe
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas