Greenwashing po koreańsku i awantura o "papierową butelkę"

Ogromna fala krytyki spadła na południowokoreańską markę kosmetyków po tym, jak klienci zorientowali się, że opakowanie oznaczone jako "Paper Bottle" to tak naprawdę plastikowa butelka otoczona tylko warstwą papieru. Internauci nie pozostawili na firmie suchej nitki, oskarżając ją o perfidne kłamstwo. Sami zainteresowani przepraszają i twierdzą, że… nie chcieli wprowadzić nikogo w błąd.

Greenwashing to praktyka marketingowa polegająca na udawaniu troski o środowisko w procesie produkcji, przekonywaniu o tym potencjalnych klientów i sprzedawaniu jako "eko" produktów, które z dbaniem o planetę nie mają nic wspólnego. 

Na polski pojęcie to tłumaczy się różnie, chociaż każdy wariant oddaje istotę sprawy. Możecie więc spotkać się z hasłami: ekościema, zazielenianie albo zielone kłamstwo.

O to właśnie oskarżana jest popularna marka Innisfree z Korei Południowej po tym, jak jej klienci opublikowali w sieci zdjęcia pewnego produktu, a konkretniej jego opakowania. Jeden z kosmetyków sprzedawanych przez firmę oznaczony jest bowiem ogromnym napisem "Hello, I’m paper bottle" (ang. Cześć, jestem papierową butelką). 

Reklama

Napis jednak nie do końca opisuje to, czym faktycznie jest opakowanie. Okazuje się, że pod warstwą kartonu jest najzwyklejsza plastikowa butelka.    

Firma natychmiast znalazła się w ogniu krytyki. Produkcja i sprzedaż plastikowych opakowań same w sobie nie są dzisiaj mile widziane. Ale mamienie ludzi tym, że produkt jest przyjazny środowisku, bo zrobiony z łatwego do przetwarzania papieru, podczas gdy pod spodem znajduje się zupełnie co innego, to inny poziom.

Klienci piszą o tym, iż poczuli się "zdradzeni". To jednak nie koniec wizerunkowych kłopotów południowokoreańskiej marki, bo reakcja jej przedstawicieli zaogniła tylko sytuację.

Napisali oni w oficjalnym oświadczeniu: "Użyliśmy frazy >papierowa butelka< tylko po to, by wyeksponować klientom rolę, jaką pełni papier otaczający butelkę. Nie przewidzieliśmy sytuacji, w której napis ten mógłby zwieść ludzi i sprawić, by myśleli, iż całe opakowanie jest z papieru. Przepraszamy za zamieszanie i niezbyt precyzyjną informację".

Nie trzeba chyba dodawać, że internauci uznali odpowiedź Innisfree, delikatnie mówiąc, za niewystarczającą i wprost oznajmili światu, iż firma uprawia greenwashing, sprzedając produkty zaledwie imitujące takie, które są przyjazne środowisku. Pytanie tylko, czy słusznie.

W komunikacie zawarto także informację o tym, że może i butelka jest w istocie plastikowa, ale do jej produkcji wykorzystano ponad 50 proc. mniej tworzywa, niż w przypadku innych tego typu opakowań. 

Dodatkowo na etykiecie wyjaśniono, jak oddzielić poszczególne części butelki, by wrzucić każdy do odpowiedniego pojemnika. Mało tego, jakiś czas temu w sieci pojawił się nawet oficjalny spot reklamowy, w którym widać wyraźnie, że "paper bottle" to butelka z tworzywa wsadzona w tekturę.

Wychodzi więc na to, że firma nigdy nie ukrywała faktu, iż kosmetyk zapakowany jest w plastik otoczony papierem. Klienci jednak uważają, że zostali oszukani. Twierdzą, iż skusili się na zakup produktu w trosce o klimat, a marka wykorzystała to, aby zarobić.

Nie czekaj do ostatniej chwili, pobierz za darmo program PIT 2020 lub rozlicz się online już teraz! 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy