Han van Meegeren: Najlepszy fałszerz w historii
Dla twórcy nie ma nic gorszego niż lekceważenie jego talentu. Historia zna wiele przypadków, kiedy krytyka, obojętność bądź drwiny rozpaliły w artyście pragnienie srogiej zemsty za nieprzychylność otoczenia. Wystarczy wspomnieć choćby Adolfa Hitlera, któremu zupełnie nie powiodła się kariera malarska! Nie mniej wyrazisty okazał się przypadek innego człowieka.
Holandia podarowała światu najwybitniejszych artystów w dziejach sztuki. Wystarczy wspomnieć nazwiska Boscha, Bruegelów, Rubensa, Rembrandta, Vermeera czy van Gogha. Być może w innych okolicznościach utalentowany Han van Meegeren wniósłby swój wkład w historię malarstwa flamandzkiego, jednak los napisał dla niego zupełnie inny scenariusz.
Han van Meegeren, a właściwie Henricus Anthonius van Meegeren, urodził się 10 października 1889 roku w Deventer jako trzecie spośród pięciorga dzieci. Jego rodzice byli gorliwymi katolikami i często chodzili z całą rodziną do kościoła. Tam mały Han z błyskiem w oku wpatrywał się w stare freski i zachwycał grą światła na mozaikowej podłodze oraz marmurowych posągach.
Kiedy podrósł, trudno go było wyciągnąć z pracowni licealnego nauczyciela rysunku. To on ukształtował gust artystyczny młodego człowieka, a także rozwinął jego umiejętność naśladowania dawnych technik malarskich. Poczynania syna nie podobały się jego ojcu, prostemu nauczycielowi, który marzył, by Han robił karierę jako przedsiębiorca lub prawnik.
Jednak pociąg do sztuki był na tyle silny, że starszy z rodu van Meegeren musiał się z tym jakoś pogodzić. Rodzina zgromadziła odpowiednią sumę pieniędzy, po czym wysłała swoją latorośl na Uniwersytet Techniczny w Delft na studia architektoniczne. Van Meegeren był jednym z najpilniejszych studentów na roku, niemniej profesorowie krytykowali go za swego rodzaju sztuczność w projektach oraz bezkrytyczne podążanie śladami starych mistrzów.
To jedynie napędzało młodego artystę do działania. Dzięki swojej pracowitości van Meegeren został pomocnikiem wykładowcy na wydziale sztuki i architektury, a także zwyciężył w konkursie malarskim dla studentów. Za obraz namalowany akwarelami, zgodnie z XVII-wieczną techniką, przedstawiający wnętrze kościoła św. Wawrzyńca w Rotterdamie otrzymał najwyższą nagrodę - złoty medal.
Na czwartym roku studiów van Meegeren poznał dziewczynę, z którą ożenił się rok później. Wkrótce jego ukochana zaszła w ciążę. By utrzymać rodzinę, Han zaczął malować obrazy na sprzedaż. Szczególnie dobrze wychodziły mu wizerunki zwierząt: jego rysunek Jeleń królowej Juliany do tej pory uważany jest za klasykę gatunku i widnieje w wielu podręcznikach. Van Meegeren sprzeciwiał się nowatorstwu w sztuce. Sam zdecydowanie wolał tworzyć w manierze realistycznej, zaś wzorzec stanowiły dla niego płótna starych flamandzkich mistrzów. Szczególnie fascynowała go twórczość Jana Vermeera van Delft.
Swoje dwie pierwsze prace - Grającą kobietę oraz Kobietę czytającą nuty - van Meegeren namalował, naśladując swojego mistrza. To doświadczenie upewniło młodego artystę, że znajduje się na właściwej drodze.
Jednak nie wszystko układało się szczęśliwie. W 1928 roku w ręce Hana i jego przyjaciela Theo van Wijngaardena wpadł oryginalny, ich zdaniem, obraz autorstwa Fransa Halsa. Był w opłakanym stanie, więc artyści z wielkim entuzjazmem zabrali się za renowację dzieła. Rzecz w tym, że gdyby udało się potwierdzić jego autentyczność (malarze nie mieli co do niej najmniejszych wątpliwości), zarobiliby sporą sumkę.
Namalował 13 falsyfikatów. Sprzedaż już ośmiu z nich przyniosła mu olbrzymie pieniądze. Van Meegeren kupił willę w Nicei – w budynku znajdowało się aż 12 sypialni
Panowie osiągnęli swój cel: kiedy van Wijngaarden zaprezentował obraz słynnemu znawcy sztuki Cornelisowi Hofstede de Grootowi, ten uznał płótno za autentyk, który ostatecznie został sprzedany za ogromne pieniądze. Radość młodych konserwatorów zakłócił jednak niezwykle szanowany historyk sztuki Abraham Bredius. Ekspert oficjalnie oświadczył, że Han i Theo w sposób nikczemny wypuścili na rynek falsyfikat.
Wybuchł wielki skandal. Przyjaciołom nie pozostało nic innego, jak tylko zwrócić pieniądze nabywcy dzieła, lecz, zbulwersowani rażącą niesprawiedliwością, postanowili pomścić niezasłużoną krytykę. Van Meegeren namalował obraz w stylu Rembrandta, a Theo zaprezentował go Brediusowi. Kiedy ten oznajmił, że ma do czynienia z oryginałem autorstwa wielkiego mistrza, van Wijngaarden teatralnym gestem rozciął płótno nożem na oczach zdumionej widowni. Wybitny historyk sztuki został skompromitowany...
Pierwszy milion
Wkrótce w prasie ukazał się artykuł Hana van Meegerena. Malarz z goryczą pisał w nim o jarzmie krytyki artystycznej coraz silniej oddziałującej na twórców i uznającej jedynie te obrazy, na których widnieje podpis znanego autora. Był to swego rodzaju protest przeciwko zasadom przyjętym w środowisku artystycznym. Jednak z czasem van Meegeren zrozumiał, że nie może cały czas płynąć pod prąd: jego rodzina nie miała środków do życia. W tej sytuacji uznał, że najlepszym wyjściem będzie... tworzenie obrazów pod nazwiskami dawno nieżyjących mistrzów. Tu należy zaznaczyć, iż samo namalowanie dzieła stanowi jedynie połowę sukcesu. Trzeba zrobić jeszcze coś, by wyglądało ono na stare.
Nie każdy fałszerz potrafi wykonać krakelurę (siatka drobnych spękań na powierzchni obrazu), jak należy. Problem w tym, że obrazy olejne schną bardzo powoli - do całkowitego wyschnięcia potrzebują pół wieku. Dopiero po upływie pięćdziesięciu lat na płótnie pojawia się krakelura. Do pęknięć wnika kurz i to na jego podstawie określa się autentyczność danego dzieła.
Van Meegeren nie mógł tyle czekać. W wyniku pomyślnie przeprowadzonych eksperymentów uzyskał farbę olejną, która twardniała w piecu w ciągu dwóch godzin, niemniej prezentowała się tak, jakby suszyła się przez pół wieku. Zamiast kurzu falsyfikator wtarł w pęknięcia kryjącą farbę wodną (tak zwany gwasz).
Po siedmiu miesiącach intensywnej pracy Han ukończył pierwsze "arcydzieło" - obraz Jana Vermeera Chrystus w Emaus. W biografii wielkiego mistrza z Delft znajdowało się wiele białych plam, co skwapliwie wykorzystał van Meegeren. Kilku czołowych ekspertów, w tym również Bredius, jednomyślnie przypisało ten obraz do wczesnego okresu twórczości Vermeera. Fałszerza korciło, by znowu dopiec znienawidzonym krytykom - ale gdy otrzymał za płótno ponad milion guldenów, ta chęć szybko minęła.
Pod koniec 1937 roku obraz nabyło holenderskie Vereniging Rembrandt, a następnie został on przekazany do Museum Boijmans Van Beuningen w Rotterdamie, gdzie zrobił prawdziwą furorę. To zainspirowało artystę do dalszej pracy. W latach 1939-1943 namalował 13 falsyfikatów. Sprzedaż już ośmiu z nich przyniosła mu olbrzymie pieniądze. Van Meegeren kupił willę w Nicei - w budynku znajdowało się aż 12 sypialni.
Kto wie, jak potoczyłoby się życie wielkiego imitatora, gdyby nie II wojna światowa. Być może van Meegeren zmarłby w swojej francuskiej willi jako jeden z najbogatszych ludzi w Europie. Jednak los chciał inaczej. W 1943 roku Han musiał wrócić do Holandii, aby złożyć zeznania bankowe i sprzedać zbiorom narodowym kolejny obraz: Umycie stóp. Było to najgorsze, od strony technicznej, dzieło fałszerza i wzbudziło podejrzenia znawców sztuki. Te miały się zmaterializować dwa lata później...
Koniec wojny! Całe Niderlandy triumfowały, ale Meegeren nie mógł dzielić radości z rodakami. Dwudziestego dziewiątego maja 1945 roku do drzwi jego domu zapukali policjanci z nakazem aresztowania. Oskarżono go o kolaborację z Niemcami oraz grabienie mienia państwowego. Jak do tego doszło?
W 1940 roku holenderski pośrednik van Strijvesand kupił od van Meegerena falsyfikat dzieła Vermeera Chrystus i jawnogrzesznica. O istnieniu nieznanego wcześniej płótna usłyszał bawarski bankier Alois Miedl i poinformował o tym Waltera Hofera - wysokiego funkcjonariusza reżimu hitlerowskiego, który zajmował się poszukiwaniem wartościowych dzieł sztuki w okupowanych krajach. Dzięki niemu obraz znalazł się w kolekcji samego Hermanna Göringa, a van Meegeren zarobił na tym wszystkim pokaźną sumę.
W wyniku przeprowadzonego w Holandii postępowania sądowego sprzedaż hitlerowcom płócien flamandzkich mistrzów uznano za defraudację mienia narodowego. Za to przestępstwo groziła kara wieloletniego pozbawienia wolności. Fałszerz stanął przed dylematem: przyznać się do podrabiania dzieł sztuki i dostać niski wyrok za oszustwo, a przy tym zhańbić siebie jako artystę, czy pozwolić, by uznano go za hitlerowskiego kolaboranta i spędzić resztę życia w więzieniu. Ostatecznie van Meegeren wygłosił sensacyjne oświadczenie, w którym przyznał się do fałszowania prac dawnych malarzy.
Początkowo śledczy nie uwierzyli Hanowi. Funkcjonariusze policji zorganizowali eksperyment procesowy: polecili artyście, by w ich obecności namalował falsyfikat. Van Meegeren stworzył wówczas obraz Jezus wśród doktorów. Było to siódme i zarazem ostatnie "dzieło Vermeera", które podrobił wybitny fałszerz. Ministerstwo Sprawiedliwości powołało specjalną komisję składającą się z chemików, znawców sztuki i artystów malarzy.
Sprawa ciągnęła się dwa lata. W efekcie sąd wymierzył van Meegerenowi karę jednego roku pozbawienia wolności. Jednak Han żył znacznie krócej. Alkohol, narkotyki, stres związany z aresztowaniem, a także pobyt w więzieniu dobiły malarza. Trzydziestego grudnia 1947 roku van Meegeren zmarł wskutek zawału serca. Artysta nigdy nie stał się tak sławny, jak jego mistrzowie, za to zapisał się w historii sztuki jako jeden z największych mistyfikatorów.