Jack Whittaker: Wygrana na loterii, która stała się klątwą

W grudniu 2002 Whittaker wygrał 315 mln dolarów w loterii Powerball. Potem jego życie zamieniło się w piekło /Michael Appleton/NY Daily News /Getty Images
Reklama

​W 2002 roku Jack Whittaker został okrzyknięty przez media “największym szczęściarzem Ameryki". Właściciel firmy budowlanej z Putnam w stanie Nowy Jork wygrał rekordową nagrodę w amerykańskiej wersji totolotka, Powerball - 315 mln dolarów. Ale niewyobrażalna fortuna - dla wielu będąca spełnieniem wszelkich marzeń - przysporzyła mu samych problemów. Wielokrotnie oszukiwany i okradany, głównie przez własną głupotę, zyskał opinię nadętego, niezbyt rozgarniętego chama, troglodyty i hucpiarza.

Pod koniec czerwca 2020 dziennik “Charleston Gazette-Mail" poinformował o śmierci Jacka Whittaker, który odszedł w wieku 73 lat po ciężkiej walce z chorobą. Budowlany potentat, który zasłynął z gigantycznej wygranej w Powerball, był postacią bardzo dobrze znaną Amerykanom. 

Kiedy w grudniu 2002 okazało się, że obstawił idealnie świąteczne losowanie loterii, wszystkim wydawało się, że świat legnie u jego stóp. Taka wygrana to przecież marzenie setek tysięcy ludzi na całym świecie. 

Whittaker nie poszedł ślady innych zwycięzców i zamiast podzielić swoją wygraną na rozłożone w czasie raty (dzięki czemu mógłby uniknąć drakońskich podatków), odebrał całą nagrodę od razu. Po odliczeniu daniny dla państwa została mu nadal całkiem spora suma, 113 mln.

Reklama

- To była najgorsza decyzja mojego życia - powiedział po latach w wywiadzie dla Associated Press. - Zostanę zapamiętany tylko jako szaleniec, który wygrał miliony na loterii.

Na początku 2003, zaraz po wypłaceniu bajecznej nagrody, mówił jednak coś zupełnie innego. Twierdził, że wygrana nie zmieni go ani trochę. Zapewnienia te okazały się nic nie warte - tydzień po tym oświadczeniu pojawił się w barze ze striptizem Pink Pony (ang. “Różowy Kucyk") niedaleko swojego domu, gdzie w jeden wieczór przehulał 50 tys. dolarów. Zrobił to tak, aby wszyscy widzieli, jaki jest teraz bogaty. To była zapowiedź tego, jak będzie wyglądała reszta jego życia.

Przy następnej wizycie w klubie Whittaker kompletnie pijany przechwalał się na lewo i prawo, że w swoim Lincolnie, zaparkowanym przed budynkiem, trzyma 550 tys. dolarów w gotówce. Na efekty nie trzeba było długo czekać - dwóch pracowników lokalu podrzuciło mu do drinka środki usypiające i okradło go.

Milioner-instant nie wyciągnął z tej lekcji żadnych wniosków. Pięć miesięcy później z tego samego samochodu, stojącego na tym samym parkingu, ktoś zwinął mu kolejne 200 tys.

“Washington Post" we wspomnieniach o Whittakerze przytacza inne jego wybryki. Znane były jego niedwuznaczne propozycje składane pracownicom barów. W zamroczeniu alkoholowym zdarzało mu się wymachiwać banknotami i namawiać barmanki na seks albo na to, by zapozowały z nim w samej bieliźnie do zdjęcia.

W międzyczasie w rodzinie Whittakera wydarzyła się tragedia, do której prawdopodobnie doprowadziły pieniądze. W 2005 roku jego 17-letnia wnuczka, Brandi została znaleziona martwa w bagażniku porzuconej furgonetki. Jak donosili ludzie z otoczenia biznesmena, dziewczyna regularnie otrzymywała od dziadka ogromne kwoty, które z czasem z przyciągnęły uwagę nieodpowiednich ludzi. Brandi miała dostawać ponoć 2 tys. dolarów kieszonkowego tygodniowo. Dodatkowo otrzymała cztery nowe samochody.

To nie był koniec problemów Whittakera. Wielokrotnie gubiło go nie tylko zamiłowanie do chwalenia się pieniędzmi, ale także miłość do hazardu. Słynne kasyno Caesars w Atlantic City pewnej nocy naliczyło mu aż 1,5 mln dolarów strat.

W 2007 został pozwany przez kobietę, którą napastował w kasynie w mieście Charleston. Wtedy już, niespełna 5 lat po gigantycznej wygranej, okazało się, że Whittaker jest kompletnie spłukany. Telewizji CBS tłumaczył w tamtym czasie, że bliżej niezidentyfikowana “grupa oszustów" wyciągnęła od niego pieniądze za pomocą “fałszywych czeków".

Po tym incydencie o biznesmenie zrobiło się cicho. Aż do 2016, kiedy spłonął jego dom. Wyszło na jaw, że Whittaker zachował niewielką część swojej ogromnej fortuny, którą starał się odbudować. Nie zmienił jednak swojego zachowania. 

W 2018, jeszcze dwa lata temu, został okradziony po raz kolejny. Tym razem stracił 100 tys., które tradycyjnie trzymał w gotówce w swoim samochodzie. 27 czerwca 2020 Jack Whittaker zmarł z "przyczyn naturalnych"

- To, co przytrafiło się Jack'owi byłoby absolutnym upokorzeniem dla normalnego człowieka - powiedział w rozmowie z Washington Post Bob Rufus, prawnik, który reprezentował żonę Whittakera, Jewell podczas rozwodu w 2005 roku. - Ale on uważał siebie za jakąś nadnaturalną istotę, twierdził, że jest lepszy od innych, bo ma pieniądze. Był totalnym świrem. Kłócił się o wszystko i każdą rozmowę chciał kończyć bójką. Myślał, że został wybrany, ale wydaje mi się, że po latach zrozumiał, że wygrana przyniosła mu same nieszczęścia. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy