Jak SB szukała Bursztynowej Komnaty

"Ten list był w niemieckiej książce i dzieci go znalazły. Jak widać to będzie ta bursztynowa komnata co ją tyle lat szukacie. Żeby tylko nie było na mnie, bo ja nie ukrywał i nic nie winien nikomu. Jak gazety pisały, że jeszcze szukacie to oddaję."

fot. Piotr Bławicki
fot. Piotr BławickiAgencja SE/East News

Na początku lutego br. na łamach "Rzeczpospolitej" ukazał się artykuł Cezarego Gmyza "Jak SB i KGB tropiły Bursztynową Komnatę". Autor powołuje się na niedawno przekazane Instytutowi Pamięci Narodowej przez ABW, dotąd utajnione, akta personalne Ericha Kocha, więzionego w Polsce gauleitera Prus Wschodnich. Wśród licznych informacji, jakie można odnaleźć w tekście, znalazła się również wzmianka dotycząca dwóch operacji przedsięwziętych w tej sprawie przez PRL-owską Służbę Bezpieczeństwa o kryptonimach "Jantar" oraz "Komnata". Akta tych działań według C. Gmyza, niestety nie znalazły się jak dotąd w archiwach IPN.

Pozornie błahe sprawy

Nam udało się dotrzeć do zaskakujących materiałów dotyczących innej, wydaje się, że nieznanej do tej pory akcji SB - operacyjnego rozpracowania sprawy o kryptonimie "Bursztyn". Informacje na ten temat opublikowano w broszurce (znajdującej się w archiwach IPN), wydanej w 1974 r. przez Departament Szkolenia i Doskonalenia Zawodowego MSW. Opracowanie niezwykle ciekawe, gdyż prezentuje proces i metodologię śledztwa prowadzonego w sprawie poszukiwań "Bursztynowej Komnaty". Przykład na tyle modelowy, że doczekał się przedstawienia go adeptom SB i MO w ramach zajęć dydaktycznych. Analizując treść broszury "Komnata Bursztynowa" autorstwa A. Fiołka i J. Szymczaka, warto zwrócić uwagę na wydawałoby się z pozoru błahe sprawy. Szkoleniowcy prezentują czytelnikowi jedynie kilka podstawowych informacji na temat "Bursztynowej Komnaty". Dodają jednak informacje, co z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się niezwykle ciekawe, że "poszukiwania Komnaty Bursztynowej prowadzone są od zakończenia działań wojennych, zarówno przez władze radzieckie, jak i polskie. (...) Służba nasza miała wiele informacji o rzekomym miejscu ukrycia Komnaty Bursztynowej. Informacje te były skrupulatnie sprawdzane, lecz poszukiwania nie dały oczekiwanych efektów". Ta lakoniczna notatka, w zestawieniu z dzisiejszą, wciąż uzupełnianą wiedzą na ten temat, potwierdza udział naszych służb w światowym wyścigu po Bursztynową Komnatę. Fakt ten nigdy nie był tematem licznych publikacji dotyczących poszukiwań BK, w których wymieniane są niemal wszystkie specsłużby powojennego świata, lecz z rzadka SB.

Słowa zapisane ołówkiem

Przesyłka skierowana w czerwcu 1969 roku do Wydziału Kultury Prezydium WRN w Olsztynie została nadana w Morągu. Oprócz zacytowanego już, pisanego prostym językiem anonimu, nadawca dołączył list wraz z mapą nieznanego bliżej terenu. Nawet dzisiaj, mimo wyblaknięcia słabej jakościowo broszury MSW z 1974 roku, kiepska kopia przedrukowanego listu wygląda niezwykle autentycznie. Poszczególne słowa zapisane zostały ołówkiem, równym, wykaligrafowanym pismem na pożółkłym niemieckim druku urzędowym. Zwięzła treść, przedstawiała konkretne informacje dotyczące ukrycia hitlerowskich skarbów. Sporządzony na tym samym dokumencie szkic sytuacyjny, wykonany techniką rysunku technicznego nie mógł budzić początkowo żadnych zastrzeżeń. Precyzyjnie określał konkretne miejsce, w którym należało rozpocząć poszukiwania. Poniżej tłumaczenie treści listu dokonane w ramach działań operacyjnych SB (pisownia oryginalna):

Elbląg 25 grudnia 1944

"Mój Synu

Ta okropna wojna wydaje się zbliżać ku końcowi. A przyszłość przedstawia się bardzo czarna. My będziemy musieli opuścić naszą słoneczną Ojczyznę i iść naprzeciw zniszczeniu.

Dlatego pozostawiłem matkę w Prusach Wschodnich, aby w możliwie największym bezpieczeństwie przetrwała. Gdybym nie powrócił, a ty osiągniesz pełnoletność, kup ten kawałek ziemi, który ci narysowałem. Pieniądze na to możesz z powodzeniem pożyczyć. To, co jest tam zakopane, wielokrotnie zwróci nam to, cośmy w naszej ojczyźnie musieli pozostawić. W pierwszym kopcu znajduje się 800 kg złota w sztabach i biżuterii. W następnym kopcu znajdują się kosztowne przedmioty bursztynowe z pałacu carów spod Leningradu. To wszystko zostało na rozkaz Oberkommanda z Królewca ewakuowane z zachowaniem największej tajemnicy i tu właśnie zakopane. Przypadkowo wszystkie plany przechowania znalazły się w moim posiadaniu. Złoto znajduje się pod 3 - metrową warstwą ziemi. Następnie znajduje się podwójna warstwa podkładów kolejowych. Nie odkopywać z boku, niebezpieczeństwo min. W pierwszym kopcu odkryć podkłady kolejowe. Co piąty podwójny podkład należy mocno związać. Pozostałe mogą pojedynczo się zluzować. Powiązane podkłady podnieść i luźno leżący lont przeciąć, skrzynie ze złotem łatwo się odróżniają ze skrzyń z materiałem wybuchowym. Wszystkie lonty należy odciąć, również i te, które wystają na wewnątrz. Pozostałe kopce są z pierwszym kopcem połączone lontami. Jak tylko instalacja wybuchowa zostanie usunięta, wszystkie kopce są odbezpieczone i można je w kolejności odsłaniać. Gdybyś nie mógł sam tego skarbu wydobyć, to przekaż to wszystko rządowi. To wszystko nie może dłużej niż 25 lat przetrwać w ziemi. Najwyżej do sierpnia 1969 roku. W każdym kopcu, co piąty podkład posiada instalację wybuchową, ale po uszkodzeniu instalacji w pierwszym kopcu, dalsze nie są już niebezpieczne. Nie śpiesz się, zastanów się i bądź mądry

- Twój ojciec.

To wszystko otrzymałem od pewnego oficera sztabowego, który mi to przekazał przed śmiercią z prośbą nie przekazywania tego nazistom. Wszystkie plany znajdują się pod podłogą w moim mieszkaniu służbowym. Bądź zdrów i wspominaj mnie - Ojciec".

Autentyczność budziła zastrzeżenia

Pracownicy Wydziału Kultury Prezydium WRN mieli ciężki orzech do zgryzienia, co dalej zrobić z tajemniczą przesyłką i zawartymi w niej informacjami. Po namyśle zdecydowali się przekazać całość otrzymanych materiałów do wyjaśnienia Służbie Bezpieczeństwa. Sprawa trafiła do Wydziału II Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Olsztynie Trzeba przyznać, że została potraktowana niezwykle poważnie i poddana szczegółowej analizie. Głównie pod kątem jego autentyczności, jak i wiarygodności zawartych informacji. Funkcjonariusze postanowili działać dwutorowo, z jednej strony rozpoczęli postępowanie zmierzające do identyfikacji nadawcy anonimowej przesyłki, z drugiej zainicjowali przygotowania do namierzenia lokalizacji ukrycia skarbu, zgodnie z instrukcją zawartą w dołączonym do listu szkicu. Mimo, iż autentyczność listu budziła pewne zastrzeżenia, dokumenty sprawiały dobre wrażenie. Jak już zostało wspomniane, całość została sporządzona na pożółkłym i zleżałym papierze będącym drukiem służbowym niemieckiej stacji meteorologicznej, co uwiarygodniało czas powstania dokumentów w 1944 roku. Szkice i rysunki również wyglądały wiarygodnie, zaś osoba je wykonująca musiała znać się na planach i oznaczeniach topograficznych.

Działania bez rezultatów

Dochodzenie rozpoczęto od szczegółowej analizy grafologicznej charakteru pisma w języku niemieckim, a następnie porównano z polskim anonimem w celu wyeliminowania możliwości sporządzenia ich przez jedną osobę. W tej kwestii ekspertyza nie była jednoznaczna, gdyż mimo wielu cech wspólnych, oba rodzaje pisma w pewnym stopniu się różniły. Dalsze działania skupiły się na próbie identyfikacji nadawcy anonimowego listu. W związku z tym, że przesyłka została wysłana z Morąga, poszukiwania skoncentrowano na terenie miasteczka i jego najbliższej okolicy. Porównano wyniki ekspertyzy grafologicznej listu z podobnymi anonimami wysyłanymi z tego obszaru, jednak działania te nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Stosunkowo łatwiejsze było odszukanie miejsca wskazanego na szkicach. W tym względzie Służba Bezpieczeństwa działała modelowo. Zgromadzono niemieckie mapy, na które następnie naniesiono zmiany w topografii, jakie zaszły w ciągu ćwierćwiecza od zakończenia wojny.

Miejsce obok drogi

Tak wyposażeni funkcjonariusze SB, wsparci siłami lokalnej komendy powiatowej ruszyli w teren. Poszukiwania nie trwały długo, gdyż plany okazały się niezwykle precyzyjne i dobrze opisane. Interesujący obszar znajdował się 3 km na północny wschód od Elbląga nieopodal wsi Gronowo Górne. Bardzo pomocny w doprecyzowaniu właściwej lokalizacji okazał się charakterystyczny układ dróg, w szczególności biegnącej nieopodal niedokończonej autostrady Elbląg-Kaliningrad. Poszczególne wskazówki zawarte w niemieckim planie, łącznie z podanymi odległościami, znajdowały swoje odzwierciedlenie na badanym obszarze. Ostatecznie udało się ustalić, że miejsce zakopania skarbów znajduje się obok drogi prowadzącej z Gronowa Górnego do wsi Nowiny, na terenie zabudowań gospodarstwa ogrodniczego. Chcąc uniknąć pomyłki przy ustalaniu właściwego miejsca oraz sprawdzić prawdziwość i przydatność informacji o nieistniejących już elementach krajobrazu, wspomagano się relacjami miejscowej ludności, w tym Niemców zamieszkujących okolicę przed rokiem 1944. Warto również zaznaczyć, że na potrzeby poszukiwań został wynajęty samolot, z którego dokładnie obfotografowano obszar poszukiwań. Miejsce ukrycia skarbów zostało, więc odnalezione.

Dylemat - co robić dalej?

W międzyczasie olsztyńska SB dokonując kwerendy swoich archiwów pod kątem poszukiwań podobnych spraw, znalazła zeznanie złożone w 1964 roku przez mieszkańca powiatu Sejny. Niejaki Edmund W. twierdził, że jako robotnik przymusowy widział jak w pobliżu Elbląga żołnierze niemieccy zakopywali w polu skrzynie. Kiedy funkcjonariusze dotarli do niego i zaprowadzili na wizję lokalną, zauważył pewne podobieństwo terenu, jednak z tą różnicą, że w pobliżu gdzie widział całą akcję było duże jezioro lub rzeka. Co prawda to zupełnie inna historia, niemniej jednak potwierdza, z jaką skrupulatnością SB poszukiwała skarbu. I oto funkcjonariusze stanęli przed dylematem, co czynić dalej? Rozpocząć prace inwazyjne na zabudowanym terenie, co wiązałoby się ze sporymi kosztami (rozbiórką obiektów i wypłatą odszkodowania właścicielowi), czy raczej skupić się na identyfikacji nadawcy anonimu i ostatecznie wykluczyć możliwość mistyfikacji? Zwyciężyła druga koncepcja, a mianowicie zdecydowano prześwietlić właściciela działki, jakim był Zenon Miśkiewicz.

Całą kwotę roztrwonił

Na tym etapie właściwie kończy się przygoda, a sprawa nabiera charakteru typowo kryminalnego. W wyniku prowadzonego dochodzenia SB dokładnie przeanalizowała życiorys Zenona Miśkiewicza. Rezultaty okazały się, najogólniej mówiąc dość zaskakujące. Urodził się w 1923 roku w wielkopolskim Niemczynie. W czasie wojny jego rodzina została zakwalifikowana do III grupy narodowościowej (Deutsche Volksliste - DVL) czyli Niemców częściowo spolonizowanych lub żyjących w związkach mieszanych. Jak było w przypadku rodziny Miśkiewiczów nie ustalono, niemniej młody Zenon został wcielony do Wehrmachtu. Początkowo pełnił stosunkowo lekką służbę we Francji, lecz 1942 roku wysłano go na front wschodni. Pod koniec wojny wzięty do niewoli przesiedział "internowany w ZSRR" do 1947 roku. Po zwolnieniu wrócił do Polski, gdzie zaczął nowe życie.

Funkcjonariuszom analizującym naszego bohatera, zaczęły pasować niektóre elementy układanki. Zaczęli nabierać do niego poważnych podejrzeń. Znał język niemiecki w sposób perfekcyjny, co więcej, służba w niemieckim wojsku zapewne nauczyła go charakterystycznego żargonu i specjalistycznej terminologii. Ponadto był osobą wykształconą, uzyskał bowiem dyplom wyższej uczelni (zawód: ogrodnik). Co więcej dalszy ciąg jego życiorysu śledczy mogli odczytać z akt milicyjnych. Przez długie lata imał się różnych zajęć, często zmieniając miejsca zamieszkania. W latach 60. postawił na własny interes i założył ze wspólnikiem gospodarstwo ogrodnicze. Na jego rozkręcenie zadłużył się w Spółdzielni Oszczędnościowo Pożyczkowej na sporą jak na owe czasy kwotę 25 tyś zł. Jak się okazało Zenon Miśkiewicz całą kwotę roztrwonił. Dość szybko znalazł jednak rozwiązanie. Ubezpieczył własne mieszkanie na 70 tys. w PZU, a niedługo później podpalił je. Uczynił to jednak na tyle nieumiejętnie, że pożar został niemal natychmiast ugaszony, w związku z czym nie otrzymał żadnego odszkodowania, na które tak bardzo liczył. Co ciekawe, podczas ustalania przyczyn pożaru odnaleziono w jego domu sporo niemieckiej literatury, w tym m.in. "Mein Kampf" oraz mapy z okresu III Rzeszy.

Autor ten sam

Mimo zadłużenia i niezbyt czystej prawnie karty uzyskał z SOP-u i Banku Rolnego kolejną pożyczkę, za którą zakupił w 1966 roku z Państwowego Funduszu Ziemi działkę w Gronowie Górnym o numerze 130/2, na której wzniósł nowy dom i cieplarnię - działkę, gdzie w świetle anonimowego listu i ustaleń SB miał się znajdować poszukiwany skarb. Dla analizujących sprawę oficerów motywy działania Zenona Miśkiewicza jako nadawcy i autora anonimu stawały się coraz bardziej jasne. W międzyczasie Zakład Kryminalistyki Komendy Głównej MO wydał ostateczną ekspertyzę, która potwierdziła, że autorem napisanego po polsku anonimu i niemieckiego listu była jedna i ta sama osoba. Nieco później ustalono ponad wszelką wątpliwość, że oba dokumenty sporządził Zenon Miśkiewicz. Oddajmy w podsumowaniu sprawy głos autorom opracowania: "Poszukiwania nakreślonego na szkicu miejsca prowadzone w ramach czynności śledczych /posługiwano się nawet samolotem/ pozwoliły zidentyfikować to miejsce. Okazało się, że punkt, który został uwidoczniony na szkicu jako miejsce ukrycia "skarbów", znajdował się na posesji Zenona Miśkiewicza. Z dokładnego określenia tego punktu w treści dokumentu wynikało, że aby odnaleźć rzekome "skarby", należało zniszczyć budynek mieszkalny Miśkiewicza oraz postawione przez niego szklarnie. Ponieważ Miśkiewicz miał duże zadłużenie w Banku Rolnym w Elblągu, a ponadto podpalił mieszkanie na terenie pow. Nysa w 1965 roku, uzasadnione było podejrzenie, iż sporządzając owe dokumenty i wysyłając je władzom wojewódzkim w Olsztynie miał zamiar doprowadzić do rozbiórki obiektów do niego należących, aby uzyskać odszkodowanie (...)".

Więcej szczęścia niż rozumu?

Zenon Miśkiewicz w czasie przesłuchania przyznał się, że był autorem i nadawcą anonimu. Lecz dosyć mętnie tłumaczył, że sporządzając list i szkice, nie zamierzał w konsekwencji prowadzonych poszukiwań na jego posesji ubiegać się czy wyłudzić odszkodowanie. Swoim działaniem pragnął jedynie zainteresować władze skarbami, jakie miały być zakopane na jego działce, o czym dowiedział się od dwóch Niemców, których rozmowę kiedyś podsłuchał. Nie wiadomo czy podejrzany miał więcej szczęścia czy rozumu. Prokuratura Rejonowa w Elblągu, jakimś cudem dała wiarę jego wyjaśnieniom i umorzyła sprawę. Nie o cud jednak chodziło, raczej o brzmienie artykułu, z którego chciano zakwalifikować czyn Miśkiewicza. Otóż miał podlegać 265 art. KK, kierowanemu przeciwko temu: "kto w celu użycia za autentyczny podrabia lub przerabia dokument albo takiego dokumentu jako autentycznego używa(...)" lub "(...) czyni przygotowania do przestępstwa określonego w § 1 w ten sposób, że podrabia, przerabia lub nabywa druk urzędowy, pieczęć stempel lub inne narzędzie (...)". Miśkiewicz żadnego z ww. wykroczeń jednak nie popełnił, gdyż zarówno list, jak i szkice opracował osobiście od podstaw - nie podrobił, nie przerobił, nie nabył...

Użyteczne dla MSW

Gdy przeanalizujemy dokładne działania Miśkiewicza, zauważymy wiele interesujących szczegółów, którym autorzy broszury "Komnata Bursztynowa" poświęcili mało miejsca. Ciekawy wydaje się być opis wykonania skrytek oraz skomplikowanych zabezpieczeń, jakie miały chronić depozyt. Czyżby Zenon Miśkiewicz sam je opracował, czy może się spotkał z podobnymi w czasie swojej służby w Wehrmachcie? Tak naprawdę, nie wiemy czym zajmował się w wojsku, jaką pełnił funkcję. Precyzyjny sposób wykonania szkiców wydaje się przerastać umiejętności nawet wykształconego ogrodnika. Jedno jest pewne, do opracowania A. Fiołka i J. Szymczaka należy podchodzić ostrożnie, gdyż zapewne zawiera jedynie te informacje, które były użyteczne na potrzeby materiału dydaktycznego MSW. Prawdziwy obraz tej sprawy znajduje się w teczkach dochodzenia, do których postaramy się dotrzeć.

Piotr Maszkowski

Na podstawie materiałów uzyskanych z Wrocławskiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, sygn. IPN Wr 0148/374

Odkrywca
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas