Jeane Dixon: Wiedziała, że prezydent zginie
W restauracji waszyngtońskiego hotelu przy kolacji siedziały trzy kobiety. Nagle jedna z nich oznajmiła: – Jestem tak roztrzęsiona, że nie mogę przełknąć ani kawałka. Dzisiaj stanie się coś złego naszemu prezydentowi…
W tym momencie orkiestra zamilkła. Obok dyrygenta pojawił się kierownik sali, który ogłosił, że dokonano zamachu na prezydenta Kennedy’ego. - On nie żyje! - krzyknęła z przerażeniem Jeane Dixon, po czym zaczęła szlochać.
Dla niej ta wiadomość była podwójnie tragiczna. Jeszcze w połowie października spotkała się z Kay Halle, przyjaciółką rodziny Kennedych, i powiedziała kobiecie o dręczących ją ponurych wizjach. Widziała, jak nad Białym Domem zbierały się czarne chmury, które później powoli schodziły na ziemię.
Obłoki płynęły na południowy zachód, w stronę Teksasu, dokładnie tam, dokąd pojechał prezydent Kennedy. W tym widzeniu wieszczka zobaczyła czyhającą śmierć.
W związku z tym błagała panią Halle, by przekonała Johna Kennedy’ego do rezygnacji z wyjazdu. Jednak Kay stwierdziła, że nie wypada zwracać się do prezydenta z taką prośbą. Obawiała się, że wyśmieje ją i całe to "czarodziejstwo"...
Jeane Dixon już w 1952 roku ujrzała niepokojący obraz: nad Białym Domem w Waszyngtonie zajaśniała liczba 1960, a przed rezydencją prezydenta USA stanęła postać wysokiego, młodego, niebieskookiego mężczyzny z gęstą rudawą czupryną. Potem pojawił się nad nim czarny obłok. Wtedy wewnętrzny głos powiedział Jeane, że w trakcie wyborów prezydenckich w 1960 r. zwycięstwo odniesie demokrata, który po pewnym czasie zginie z rąk innego człowieka. Cztery lata później opowiedziała o tym mrocznym proroctwie reporterowi z czasopisma "Parade", jednak nikt nie wziął na poważnie przepowiedni o grożącym prezydentowi Kennedy’emu niebezpieczeństwie...
Kula z obrazkami
Pierwsza wróżka Ameryki, jak po 45 latach dziennikarze nazwali Jeane Dixon, urodziła się 5 stycznia 1904 roku w miasteczku Medford w stanie Wisconsin jako Lydia Emma Pinckert. Wkrótce potem jej ojciec, bogaty handlarz drewnem, przeprowadził się wraz z rodziną do Kalifornii. Tam Jeane spędziła dzieciństwo. Dar jasnowidzenia odkryła u siebie bardzo wcześnie. Pewnego razu, gdy dziewczynka nie mówiła jeszcze zbyt dobrze, zapytała mamę, czy może pobawić się "listem z czarnymi brzegami".
Zdziwiona pani Pinckert nie mogła zrozumieć, o czym mówi jej córka. Sprawa wyjaśniła się po tygodniu, kiedy listonosz przyniósł list z informacją o śmierci ojca kobiety. W późniejszym czasie Jeane wstawiła się za bratem Ernym, któremu rodzice zabronili grać w piłkę. Powiedziała im, że zostanie on "wielkim piłkarzem". Proroctwo się spełniło: po latach znalazł się w księdze honorowej futbolu amerykańskiego. Początkowo rodzina nie przywiązywała wagi do "wyznań" małej Jeane. Dziewczynka potrafiła, na przykład, przewidzieć, że tata przywiezie jej z Chicago dużego czarno-białego psa albo że sąsiadom uciekną z klatek króliki. Za każdym razem jej przeczucie stawało się rzeczywistością.
Kiedy skończyła osiem lat, mama wybrała się z nią do posiadłości ich znajomego, słynnego przyrodnika Luthera Burbanka, w której mieszkała cygańska wróżka. Kobieta chciała przedstawić córkę doświadczonej kabalarce i dowiedzieć się czegoś więcej o swoim niezwykłym dziecku. Spojrzawszy na dłoń dziewczynki, Cyganka oznajmiła, że Jeane czeka wspaniała przyszłość i że zostanie słynną wróżką, ponieważ "takie linie na dłoniach, jak u niej, można spotkać raz na tysiąc lat". Na odchodne podarowała jej kryształową kulę, w której, jak twierdziła, da się "czytać przyszłość".
Jeane bardzo spodobała się nowa "zabawka". Widziała w niej "różne ciekawe obrazki". Na fakt, że dostrzegała je tylko ona jedna, początkowo nie zwracała uwagi, za to jej wierząca matka dopatrywała się w tym ręki opatrzności. - Właśnie ciebie Bóg obdarzył darem prorokowania, powinnaś wykorzystywać go tylko dla dobra innych ludzi, nie dla własnych korzyści - wpajała córce.
Dla męża i prezydenta
W 1939 roku Jeane wyszła za mąż za bogatego przedsiębiorcę Jamesa Dixona. Nowożeńcy przenieśli się do Waszyngtonu. Wkrótce kobieta miała okazję zaprezentować sceptycznemu mężowi możliwości swojego daru jasnowidzenia. Dosłownie ze łzami w oczach błagała Jamesa, by nie leciał do Chicago. Mężczyzna niechętnie zgodził się na to.
Następnego ranka usłyszał w radiu informację o tym, że rejs, na który miał wykupiony bilet, zakończył się katastrofą. Samolot się rozbił, a wszyscy pasażerowie zginęli. Od tej pory mąż nigdy nie lekceważył przeczuć Jeane. Z biegiem czasu sława Dixon zaczęła rosnąć. W listopadzie 1944 roku chciał się z nią spotkać sam Franklin Delano Roosevelt. Gdy ciężko chory prezydent zapytał ją, ile czasu mu zostało, bo chciałby spokojnie dokończyć rozpoczęte sprawy, wróżka odpowiedziała: - Sześć miesięcy, nawet mniej.
Roosevelt zmarł 12 kwietnia następnego roku. Z kolei Winstonowi Churchillowi w czasie jego wizyty w Waszyngtonie wiosną tego samego roku Dixon przepowiedziała klęskę w wyborach. Wiele proroctw Jeane, począwszy od 1947 roku, opisano w gazetach. Większość z nich - m.in. te dotyczące śmierci Marylin Monroe czy upadku muru berlińskiego - spełniła się!
Opowieści dziwnej treści
Liczne przepowiednie Jeane odnosiły się do Związku Radzieckiego. W maju 1953 roku Dixon została zaproszona do wzięcia udziału w programie telewizyjnym na żywo. Jeden z gości zapytał: czy Malenkow długo będzie premierem? Spojrzawszy w szklaną kulę, wieszczka powiedziała, że widzi w niej "człowieka o owalnej twarzy, zielonych oczach i z niewielką bródką", który za jakieś dwa lata, może wcześniej, zastąpi Malenkowa na stanowisku szefa rządu.
Powiedziała też, że "brodaty będzie rządzić w Moskwie przez krótki czas. Zastąpi go niewysoki, łysy grubasek. Poza tym do kosmosu doleci srebrzysta kula, która okrąży Ziemię i niczym gołąb usiądzie na ramieniu rosyjskiego przywódcy". Chwilę myśląc, Jeane dodała, że ta wizja może oznaczać tylko jedno: Rosjanie jako pierwsi na świecie uruchomią sztucznego satelitę.
Po dwóch latach miały miejsce wydarzenia, które przepowiedziała Dixon. Prezesem Rady Ministrów ZSRR został brodaty Bułganin. Wkrótce zastąpił go niski, łysy Chruszczow. Tymczasem wizja wróżki dotycząca uruchomienia radzieckiego satelity miała swój ciąg dalszy. Po głośnym wystąpieniu Dixon w telewizji zjawił się u niej urzędnik z Pentagonu. Zażądał, żeby Jeane ujawniła mu prawdziwe źródło swoich informacji o tajnej broni Rosjan. Odpowiedziała mu: - Jest ono dostępne dla każdego. To Bóg. Proszę zwrócić się do Niego, a On potwierdzi, że mówię prawdę. Na tym zakończyła się ich rozmowa.
Wygrana na loterii
Niedługo po opisanym na początku obiedzie Jeane Dixon z grupą przyjaciół wybrała się na hipodrom, gdzie odbywała się loteria. Można było w niej wygrać samochód. Któryś z towarzyszy Jeane zaczął ją prowokować, mówiąc, że z jej talentem spokojnie mogłaby zgarnąć nowego lincolna. W końcu kobieta nie wytrzymała. Zasłoniła oczy, położyła rękę na stosiku kuponów, a następnie bez wahania wyciągnęła jeden z nich.
- Radzę wam, nie wyrzucajcie pieniędzy w błoto - powiedziała Jeane, gdy stojący obok niej ludzie także chcieli kupić losy - samochód jest już mój. Nikt jej nie posłuchał. W następną sobotę okazało się, że główna wygrana trafiła w ręce Dixon. To była jedyna w jej życiu sytuacja, gdy wykorzystała swoje zdolności dla własnej korzyści.
Źródło informacji
Dixon nie robiła tajemnicy ze swojego daru. Opowiadała, że informacje o przyszłych wydarzeniach otrzymuje za pośrednictwem kilku kanałów. Po pierwsze, pojawiały się przy fizycznym kontakcie wróżki z innym człowiekiem. Pomagał jej on, jak mówiła, nastroić się na fale konkretnej osoby, złapać odpowiednie "wibracje". Kiedy to się udało, wieszczka widziała całe życie danego człowieka - zarówno jego przeszłość, jak i przyszłość. Drugie źródło wiedzy stanowiła jej szklana kula, a trzecim były widzenia.
- Kiedy nadchodzi wizja, wszystko wokół mnie się zmienia, nawet powietrze - mówiła Jeane Dixon. - Przepełnia mnie uczucie nieopisanej miłości i spokoju. Czuję, że unoszę się wysoko, tam, gdzie otwierają się przede mną bezkresne horyzonty, których, z jakichś powodów, nie dostrzegają inni. Widzenie zawsze trwa nieprzerwanie, do samego końca. Nie trzeba długo się nad nim zastanawiać, jest ono w pełni czytelne. Oczywiście, w takich momentach czuję nieskończoną miłość do Boga... Jeane Dixon zmarła 25 stycznia 1997 roku, do końca pozostając zagadką dla naukowców.