Jedna kobieta? Mało...
Czy mężczyzna zdolny jest do utrzymania związku tylko z jedną partnerką? A może w jego naturze leży zdobywanie kolejnych "trofeów"?
Tworzenie stałego związku z jedną partnerką jest rzeczą ogromnie trudną. Jego utrzymanie wymaga dużego nakładu sił, energii i pieniędzy. Czy zatem nie piękniejsze byłoby życie, gdyby mężczyzna nie musiał ograniczać się wyłącznie do wyboru jednej kobiety w ciągu swojego życia? Czy monogamia ma w ogóle sens? "Nasz pierwotny instynkt podpowiada nam, że nie, a przy jednej partnerce trzymają nas często tylko wpływy kulturowe - uważa "Super Express".
Facet na uwięzi?
Na poparcie swojej kontrowersyjnej tezy gazeta publikuje analizy, przeprowadzone przez amerykańskich psychologów ewolucyjnych. Wynika z nich, że "nasze zachowania i wybory seksualne są bardzo podobne do zachowań zwierzęcych. Oznacza to, że mężczyźni dążą do zapłodnienia jak największej ilości partnerek, aby pozostawić jak największą liczbę potomstwa."
Takie męskie zachowania faktycznie mogły funkcjonować jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Jednak przy obecnym rozwoju medycyny nie uda się mężczyźnie zachować anonimowości, i tym samym, uniknąć konsekwencji potencjalnej ciąży. Współczesne kobiety trzymają bowiem w ręku narzędzie broniące ich praw - testy DNA, które nie pozwolą mężczyźnie na brak odpowiedzialności.
Trzy opcje
Cóż zatem pozostaje mężczyźnie pragnącemu dużej liczby partnerek seksualnych? Jedną z możliwości jest znalezienie sposobu na zarobienie ogromnej ilości pieniądzy, które umożliwią utrzymanie dużej liczby potomstwa. Za trudne? Inną opcją jest poddanie się zabiegowi wazektomii, czyli podwiązaniu nasieniowodów. Jest to gwarancja seksu z nieograniczoną liczbą partnerek, bez ryzyka potencjalnych ciąż. Niestety, wiąże się z tym ryzyko trwałego pozbawienia się płodności. Też nie pasuje? To może lepiej już żyć z tą jedną kobietą i starać się, żeby to życie było jak najszczęśliwsze?
MT