Sensacyjne artefakty wskazują, że 60 milionów lat temu Ziemię odwiedzili kosmici, którzy nie tylko przeprowadzali transplantacje organów, ale również udomowili dinozaury. A może to dowód dokonań jakiejś zaginionej cywilizacji albo… zwykły żart?
Kamienie z Ica świadczą o istnieniu w pełni rozwiniętej i technologicznie bardzo zaawansowanej cywilizacji, która istniała na długo przedtem, zanim pojawiła się tu obecna wersja Homo sapiens - przekonywał doktor Javier Cabrera Darquea. Jego odkrycie do dzisiaj budzi liczne kontrowersje. Czy komuś zależy na ukryciu jednej z największych zagadek historii?
W latach 60. XX wieku Darquea, znany i ceniony w Peru lekarz, dostał w prezencie kamień z wyrytą na nim rybą. Sam natrafił potem na następne - z innymi rysunkowymi tajemnicami. A tych, jak miało się okazać, było całkiem sporo. Kiedy ogłosił w prasie, że artefakty stanowią dowód istnienia pozaziemskiej cywilizacji, wielu dziennikarzy dało się uwieść jego zapewnieniom. Byli jednak i tacy, którzy postanowili bliżej przyjrzeć się znaleziskom. Co było w nich wyjątkowego?
Otóż na chropowatej, obłej powierzchni widnieją obrazki przedstawiające m.in. obserwację kosmosu, zabieg transplantacji narządów człowieka, a także ludzi ujeżdżających dinozaury.
Gdyby teoria, którą zaprezentował Darquea, była prawdziwa, znaczyłoby to, iż udomowienia wielkich gadów oraz pierwszych w dziejach przeszczepów dokonali przedstawiciele jakiejś dawnej, rozwiniętej rasy - lub że naszą planetę odwiedzili goście z kosmosu.
W wywiadzie udzielonym w 1999 roku Darquea stwierdził, że wielokrotnie był na celowniku służb specjalnych. - Jestem ofiarą zmowy konserwatywnej nauki, tej samej, która zwalcza poglądy autora Zakazanej archeologii Michaela Cremo, oraz przedstawicieli sfer rządowych Stanów Zjednoczonych i Peru. Moje odkrycia są zbyt rewolucyjne i kwestionują zbyt wiele powszechnie zaakceptowanych pewników, by mogły być przyjęte bezboleśnie. Ale to, co dzieje się wokół mojej osoby, to już gruba przesada - tłumaczył.
Według niego tajne agencje podrzuciły do jego kolekcji kilka nieprawdziwych artefaktów, co miało stanowić dowód, że kamienie z Ica sfałszowano. Lekarz przekonywał też, iż pozostałe są autentyczne - i powoływał się na ekspertyzy wykonane w Bonn oraz Monachium. Może i te dokumenty raz na zawsze usunęłyby podejrzenia w cień, gdyby nie pewien szkopuł: otóż badaniami zajęli się dobrzy znajomi peruwiańskiego odkrywcy.
Doktor próbował wyjaśnić te okoliczności w jednym z wywiadów:
- Erich von Däniken jest moim przyjacielem, to fakt. Od lat wspiera mnie w pracach badawczych i we wszystkich przedsięwzięciach kolekcjonerskich. (...) W tym przypadku był jednak tylko pośrednikiem. Wziął ze sobą do Europy kilka moich kamieni i przekazał je odpowiednim placówkom. Podobno piewca koncepcji o prehistorycznych wizytach kosmitów nie miał nic wspólnego z wynikiem naukowych analiz.
Czyżby o prawdziwości tej hipotezy wiedzieli także specjaliści? Darquea był tego pewny. Przecież nie bez przyczyny chcieli go zabić skrytobójcy wysłani przez rząd Stanów Zjednoczonych. A przynajmniej tak utrzymywał...
Zwolennicy autentyczności kamieni z Ica uważają, że Homo sapiens pojawili się w tym samym czasie co dinozaury, czyli (ich zdaniem) ok. 60 milionów lat temu - rzekomo to właśnie wtedy powstały kontrowersyjne artefakty. Poniekąd potwierdzają to ustalenia niemieckiego archeologa amatora Waldemara Julsruda, który w 1944 roku jakoby natknął się na figurki ludzi oraz zwierząt bliźniaczo podobnych do tych z kolekcji peruwiańskiego lekarza.
Mimo to pod koniec lat 90. XX wieku na doktora spadła fala krytyki. Śledczy Vincente Paris postanowił przeanalizować część artefaktów. Wynik jego badań był jednoz naczny - odkrył, iż są one pokryte współczesną farbą (na ich powierzchni znalazł jej odpryski) i zostały wypolerowane przy użyciu nowoc zesnych metod. W 1996 roku Bill Cote, producent filmu dokumentalnego na temat kamieni z Ica, zauważył, że na rysunkach brakuje warstwy tlenków (obecnej na pozostałych fragmentach kamieni).
Kolejnego dowodu oszustwa dostarczył Neil Steede: autor programu naukowego dla telewizji NBC dotarł do twórcy fałszywych zabytków, którym okazał się artysta Basilio Uschuya. Dwóch ekspertów, pracownik NASA oraz wykładowca Uniwersytetu w Bonn, zgodnie uznało natomiast, że skarby sztuki sprzed milionów lat to w rzeczywistości andezyty, twarde skały wulkaniczne złożone z krzemu, sprytnie pokryte patyną.
Wspomniane ustalenia jeszcze bardziej rozpaliły emocje zwolenników i przeciwników autentyczności kamieni z Ica. Niedługo później ci drudzy doszukali się na nich przedstawień dinozaurów występujących w Ameryce Północnej (triceratopsów), lecz - o dziwo - wśród podobizn zabrakło przedstawicieli gatunków gadów kopalnych, które faktycznie pojawiały się na obszarze, gdzie dokonano znaleziska - na czele z amargazaurem.
Na artefaktach Darquei dopatrzono się za to wizerunków koni (które kilkadziesiąt milionów lat temu zwyczajnie nie istniały), a także... smoków. Wyobraźnia prehistorycznych twórców musiała więc sięgać daleko. Nie tylko w przyszłość, ale również w świat mitów i legend.
Sprawy przybrały nieciekawy obrót - przynajmniej z perspektywy domniemanego odkrywcy. Javier Cabrera Darquea oświadczył jednak, że posiada ostateczny dowód na to, iż jego artefakty nie zostały sfabrykowane. Ponoć niedaleko Ica znalazł gliniane rzeźby łudząco podobne do tych z jego kolekcji - na ich powierzchni też widniały wizerunki ludzi i dzikich zwierząt. Czyżby wykonały je ludy pochodzące z tej samej "kultury"? A to jeszcze nie wszystko: archeo log amator poinformował, że dzieła sztuki stanowią... ostrzeżenie przed samozagładą ludzkości.
W 2002 roku, niedługo po śmierci Darquei, dwójka hiszpańskich tropicieli starożytnych artefaktów, Maria del Carmen Olazar Benguria i Felix Arenas Mariscal, wyruszyła do Ocucaje - tam, gdzie rzekomo pierwotnie znajdowały się kamienie z fantazyjnymi przedstawieniami, zanim Peruwiańczyk zabrał je do swojego domu w Ica. W pobliżu Cerro Norte na głębokości dwóch metrów badacze mieli natrafić na podobne skarby - także z rysunkami! Ich wiek określili na 61-99 tysięcy lat. Jeśli więc te odkrycia są najstarszymi artefaktami pozostawionymi przez Homo sapiens, to czemu świat nauki ciągle o tym milczy?
Cóż, bardziej na miejscu byłoby zadanie innego pytania: dlaczego tak chętnie fałszuje się zabytki? Powód jest oczywisty - chodzi o pieniądze. Każdy kolekcjoner chce mieć w swoich zbiorach bezcenne malowidło, antyczny posąg czy rzadką monetę. Problem polega również na tym, że nie wszyscy naukowcy mają dostateczną wiedzę, aby sprawdzić, czy dany obiekt nie został sztucznie postarzony. A oszuści są nierzadko... lepszymi specjalistami niż historycy sztuki czy pracownicy muzeów.
Przykładów nie trzeba długo szukać. Niejaki Shaun Greenhalgh sprzedał popiersie egipskiego faraona, zapewniając nabywcę, że ma do czynienia z oryginałem. Fałszerstwo nie zostałoby wykryte, gdyby nie rzetelna ekspertyza: podobno pokrytą hiero glifami rzeźbę wykonano tak precyzyjnie, iż dopiero zespół złożony z doświadczonych egiptologów zorientował się, że jest ona imitacją. Jak skończyła się sprawa Greenhalgha? Mężczyzna spędził kilka lat w więzieniu, lecz nie odwiodło go to od kontynuowania "kariery" po wyjściu na wolność.
Natomiast British Museum, do którego trafiło podrobione arcydzieło, nadal przechowuje je w magazynie - ma być przestrogą przed ślepą wiarą, iż każdy przedmiot umieszczony w gablocie galerii jest oryginałem. W momencie odkrycia w latach 60. XX wieku kamienie z Ica stały się w pewnych kręgach sensacją. Wizerunki ludzi, dinozaurów, smoków oraz koni stanowiły nie lada zagadkę dla amatorów badań nad przeszłością.
Analizą artefaktów z kolekcji Javiera Cabrery Darquei zajęło się jednak niewielu naukowców z prawdziwego zdarzenia. Dopiero w połowie lat 70. ubiegłego wieku, za sprawą prób nielegalnego wywozu dzieł sztuki, policja w Peru zainteresowała się tajemniczymi kamieniami. Obecnie uznaje się je za kiepską mistyfikację, a nawet żart Darquei, na który nabrali się wielbiciele prehistorycznych zagadek. W tym wypadku nie zadziałała więc zasada, którą sformułował niemiecki filozof, Ernst Bloch:
- Falsyfikat różni się od oryginału tym, że wygląda bardziej autentycznie.