Liczby nie kłamią: Ta fala pobiła rekord wszech czasów

​To był prawdziwy morski potwór, który mógł zatopić każdy statek! Morska boja u wybrzeży wyspy Vancouver na Oceanie Spokojnym zanotowała pojawienie się postrachu marynarzy, czyli legendarnej "zbójeckiej fali". Miała wysokość czteropiętrowego budynku i pobiła tym samym rekord wszech czasów.

Kilkudziesięciometrowej wysokości pojedyncze fale olbrzymy nagle wyłaniające się z oceanu i miażdżące statek? Przez wiele lat uważano, że są to jedynie legendy powtarzane przez marynarzy. Okazało się właśnie, że gigantyczne, monstrualne "fale zabójcy" pojawiające się samoistnie i przewracające statki są faktem! 

Dowód na istnienie tych fal został zaprezentowany 2 lutego 2022, choć wydarzenie miało miejsce w listopadzie ub. roku. Boja pomiarowa na Oceanie Spokojnym w pobliżu kanadyjskiej wyspy Vancouver w prowincji Kolumbia Brytyjska zanotowała pojawienie się prawdziwego morskiego potwora. "Zbójecka fala" miała wysokość 17,6 metra i była trzykrotnie wyższa od innych fal, które tego dnia były na oceanie. Gdyby w tym czasie napotkała na swojej drodze statek jego los byłby przesądzony.

Reklama

Naukowcy patrząc na informację przesłaną drogą radiową przez boję na oceanie przecierali oczy ze zdumienia. Okazało się, że to absolutny rekord wśród "fal zbójeckich", jeśli chodzi o proporcje do pozostałych fal.

Firma MarineLabs ma system 26 boi do pomiarów wysokości fal rozmieszczonych na wodach otaczających Amerykę Północną. To właśnie jedna z nich na Oceanie Spokojnym wysłała informację o przejściu "fali potwora". Na szczęście żaden statek nie ucierpiał. "Fala zabójca" nie spowodowała także zniszczeń po dotarciu do wyspy Vancouver.

Zabójcze fale-potwory o wysokości ponad 30 metrów?

Marynarze nazywają je "zabójczymi falami", "szalonymi falami" lub "zbójeckimi falami" (ang. rogue wave). Przez wiele lat naukowcy uważali, że istnienie pojedynczych fal o wysokości nawet przekraczającej 30 metrów jest niemożliwe, choć relacje ludzi morza nie pozostawiały wątpliwości co do ich istnienia. 

Po raz pierwszy o "fali zbójeckiej" zaczęto mówić po tragedii niemieckiego barkowca "München", który zaginął w grudniu 1978 r. na północnym Atlantyku w drodze z Bremerhaven do amerykańskiego portu Savannah. Kiedy statek nadał sygnał SOS prawie natychmiast zniknął z radarów. Śledczy uznali, że przyczyną zatonięcia statku mogło być "niecodzienne zdarzenie" związane z pojawieniem się "fali potwora". 



Ostateczny dowód na istnienie "zbójeckich fal" pojawił się podczas rejsu transatlantykiem "Queen Elizabeth 2" zmierzającym z Southampton do Nowego Jorku. 11 stycznia 1995 roku w statek uderzyła 30-metrowej wysokości ściana wody, która o mały włos go nie przewróciła.

Fale "pogromcy statków" wciąż zagadką dla naukowców

Naukowcy nie wiedzą, jak powstają "zbójeckie fale". Nie są to bowiem typowe fale tsunami występujące po trzęsieniu ziemi. Do ich powstania nie przyczynia się także wiatr, gdyż pojawiały się także wtedy, kiedy morze było spokojne.  Są dwie hipotezy wyjaśniające powstawanie "zbójeckich fal".

Jedna z nich zakłada, że fala olbrzym powstaje wtedy, kiedy dochodzi do tzw. interferencji dwóch fal, których drogi się przecięły. Druga hipoteza mówi o sytuacji, kiedy zabójcza dla statków fala w zagadkowy sposób wyłania się z grupy zwykłych fal zmierzających w tym samym kierunku.

Marynarze muszą mieć jedynie nadzieję, że nigdy podczas rejsu nie spotkają się z tym tajemniczym zjawiskiem.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: statki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy