Ma prawie 600 lat i wciąż chwyta za serce. Zobacz pierwszy polski list miłosny

"Służba ma naprzod ustawiczna, doskonała, przezprzestanna, panno ma najmilejsza!" - tak zaczyna się, pochodzący z XV wieku, najstarszy zachowany list miłosny pisany po polsku.

pismo
pismomateriały prasowe
Pierwszy list miłosny posany po polsku
Pierwszy list miłosny posany po polskuBibioteka Jagiellońskamateriały prasowe

Choć sam dokument jest wielką zagadką i wiemy o nim niewiele, to jedno można powiedzieć na pewno - jego autor doskonale wiedział, jak to jest być zakochanym.

Jak każda historia miłosna, dzieje tego listu pełne są tajemnic. Kiedy powstał? Dokładnie nie wiadomo. Znalazł się w pisanym w latach 1428-1429 zbiorze z wzorami dokumentów i listów opracowanym przez notariusza z Wielkopolski, Marcina z Międzyrzecza. Niektórzy badacze twierdzą, że to tylko zręcznie spreparowany przykład, przygotowany jako wzór do naśladowania.

Dla innych jest to odpis autentycznego listu. Kto i do kogo mógł go pisać? Tego nie wiadomo. Nie znamy ani imion zakochanych, ani żadnych bliższych szczegółów dotyczących tego, kim byli, jak się poznali... Nie jest to jednak przeszkodą, która nie pozwalałaby nam wczuć się w atmosferę całej sytuacji.

"Wiedz, moja najmilejsza panno, iże aczkoliciem ja od ciebie daleko, a wszakoż wżgim nie była ani będzie nad ciebie jina miła, jedno ty sama, panno milejsza ma" - pisze autor listu. O jego rozstaniu z ukochaną wiemy tylko, że było nagłe. Dokąd pojechał? Po co? Kiedy wróci? Tego nie pisze. Może sam nie wie, może woli omijać ten temat albo wszystko wyjaśnił już przy pożegnaniu. Mógł też po prostu uznać - i trudno mu się dziwić - że w liście do ukochanej jest miejsce na inne rzeczy. "Z Tobą się rozstając, serce me jęło barzo płakać. (...) ślubuję twej miłości nie zapominać, ale wszędzie cześć a lubość czynić" - zapewnia.

Przyznaje też, że jego uwagę zwróciła ostatnio inna piękną kobieta, ale samo wspomnienie ukochanej nie pozwoliło mu poddać się zauroczeniu.

Niestety, nie wiemy - i pewnie już tak zostanie - jaka była historia tego listu. Czy - zakładając, że jest prawdziwy - w ogóle dotarł do adresatki? Jak go przyjęła? Czy odpisała, a potem "żyli długo i szczęśliwie"? Możemy się tylko domyślać, z jakich powodów Marcin z Międzyrzecza dołączył go do swojej retoryki. Jeśli chciał w ten sposób unieśmiertelnić własne uczucie i sprawić niezwykły prezent swojej ukochanej to trzeba jasno powiedzieć - udało mu się.

Maciej Nycz

RMF24.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas