Paranormalne: Blok szaleńców z Ursynowa
Michał Stonawski, badacz zjawisk paranormalnych, który całe życie poświęcił na tropienie prawdy, zabiera czytelników w podróż po najbardziej przerażających nawiedzonych miejscach – tych w Polsce wcale nie brakuje. Jednym z nich jest tzw. "blok szaleńców z Ursynowa".
Kiedy w 2012 roku badałem sprawę nawiedzeń na osiedlu Kalinowym w Krakowie, nie usłyszałem żadnej opowieści o duchach, ale o ludzkiej nędzy, przemocy, zawiści i wielkich marzeniach, którym kres położyły (jeśli ktoś miał szczęście) dwa pokoje i mała kuchnia w bloku z wielkiej płyty - z sąsiadem puszczającym techno z jednej strony i nieustającymi krzykami bitego dziecka z drugiej. Zapisałem wtedy takie zdanie:
"Zjawiłem się tu za wcześnie, bo duchy i nawiedzenia na pewno się tu pojawią - w przyszłości, zwabione przez gniew, złość i cierpienie. Wystarczy tylko, że usiądę i poczekam".
Ślad krwi, którym podążam od początku moich poszukiwań, zawiódł mnie ostatecznie do dwóch miejsc, co do których miałem pewność - w ich przypadku "za wcześnie" nie było.
Przeczytaj fragmenty książki "Paranormalne" Michała Stonawskiego o nawiedzonym bloku w Ursynowie:
Podczas szukania informacji o nawiedzonym bloku z Ursynowa, natykam się na temat na forum jednej z ogólnopolskich gazet. Jest czerwiec 2006 roku - pewna kobieta zastanawia się nad kupnem mieszkania, a ceny (jak na Warszawę) są mocno zachęcające. Z drugiej strony, im więcej szuka, tym bardziej jest przerażona. W końcu zwraca się o pomoc do mieszkańców.
Czy naprawdę jest tam tak źle? - pyta.
Dostaje swoje odpowiedzi. Sporo, ale przytoczę dwie z nich:
"A planujesz w nowym budynku na Herbsta, czy w starym, bo jeśli w starym, to serdecznie odradzam, wytrzymałam tam 3 lata i tylko dlatego, że musiałam i uciekłam stamtąd z krzykiem!!!"
Druga jest już nieco konkretniejsza:
"Jeśli chcesz mieć zszarpane nerwy, dzwonić codziennie na policję żeby spokojnie wyjść wieczorem z własnego mieszkania, wchodzić codziennie w windzie w ludzkie siki, wymiociny, kupy, łapać za klamkę do kraty przed drzwiami i umazać sobie rękę wymiocinami, bać się spokojnie pójść spać, bo wariat na chyba 2 piętrze poodkręcał kurki z gazem i trzyma zapalniczkę, strasząc, że wysadzi cały blok w powietrze, mieszkać obok alkoholików, gdzie mąż rozłupał żonie głowę po pijaku i jak wychodzisz z mieszkania, to wszystko we krwi, ślady rąk i nóg, a drzwi sąsiadów zaplombowane, to myślę, że dokonałaś dobrego wyboru."
"Ja mogę tak pisać bez końca - nawet całą książkę o tym napisać, dodając jeszcze właścicielkę starego psa, który notorycznie jest umazany własnym g... i paniusia wsiada do windy na ścisk, a potem moje nowe spodnie mają brązowe plamy i one jeszcze się wrednie uśmiecha... - tak jak mówię, to tylko parę incydentów z mojego 3-letniego mieszkania tam. Gorąco polecam ten blok dla kogoś, kto chce mocnych wrażeń!"
Co dzieje się na Herbsta 4? Wypowiedzi, które przytoczyłem, wskazują po prostu na patologię - i to w stopniu, który przekracza większość "norm" (o ile w ogóle można mówić o normach patologii) osiedli z wielkiej płyty. Co jednak patologia ma wspólnego z wydarzeniami paranormalnymi?
W przypadku bloku na ulicy Herbsta chodzi bardziej o częstotliwość tajemniczych wypadków - to one świadczą o klątwie. Nikt nigdy ani nie widział tutaj zjawy, ani też nie zarejestrował wydarzeń, które w jakikolwiek sposób łamałyby przyjęte przez naukę zasady fizyki. Nie zarejestrowano tu działalności poltergeista, mieszkańców nie straszą dziwne odgłosy, których źródła nie da się ustalić - nic z tych rzeczy.
Zmieniło się spojrzenie na nawiedzenia, które do tej pory było ściśle związane z występowaniem zjawisk paranormalnych. Chociaż może "zmieniło się" to złe słowo - pamiętam przecież zarówno sprawę z Turzy Wielkiej, jak i domu opieki pod Warszawą - i w jednym, i w drugim miejscu opowiedziano mi o sile, która wymykała się logice.
W przypadku bloku na Herbsta 4 mam do czynienia z zupełnie innym podejściem do tematu. Nawiedzenie budynku lub też ciążąca nad nim klątwa to wynik działania jakiejś nie do końca zrozumiałej siły, która zdaje się mieć wpływ na mieszkańców. Czegoś - jeszcze nienazwanego - co mąci w umysłach ludzi.
(...)
Właściwie są dwa takie powody - o pierwszej historii opowiada jasnowidz, którego wynajęła ekipa programu Przeklęte rewiry TVN Warszawa. Wspomina o cieku wodnym, który dokładnie pod tym budynkiem znajduje ujście pionowo w dół. Zdaniem jasnowidza właśnie to powoduje nagłą ucieczkę energii z tego miejsca i ma wpływ na umysły mieszkających tu ludzi. Może to skutkować spadkami koncentracji, dezorientacją czy zupełną utratą kontroli nad sobą, stanami depresyjnymi, a nawet myślami samobójczymi oraz wzmożonymi skłonnościami do agresji.
Jasnowidz znalazł też historyczne wyjaśnienie klątwy bloku na Herbsta 4 - w trakcie II wojny światowej ukrywało się w tej okolicy dwóch zbiegów. W miejscu, gdzie stoi teraz blok, stały jakiegoś rodzaju szopy czy komórki albo znajdowały się ogródki działkowe. Kiedy jeden z mężczyzn wyszedł, by poszukać jedzenia, i już nie wrócił, drugi w akcie rozpaczy popełnił samobójstwo.
Udaje mi się dotrzeć do jeszcze jednej historii - ta mówi wprost, że kiedy komunistyczny rząd odebrał te ziemie rolnikowi, który mieszkał tu wcześniej, ten rzucił na nie klątwę - i ta właśnie ciąży na nich do dziś.
Jakie są efekty? Blok na Herbsta 4 już od samego początku istnienia nazywany był "domem wariatów". Przyczynił się do tego jeden z jego lokatorów, który codziennie wychodził na swój balkon, by przemawiać do ludzi, śpiewać albo wykrzykiwać niezrozumiałe hasła.
Później kobieta odebrała sobie życie, skacząc z innego balkonu. Jej śmierć była tylko początkiem serii dziwnych wypadków - młodego chłopaka rozjechał samochód, potem jeden z mieszkańców zabił swoją żonę siekierą, w niedługim czasie kolejny samobójca - też młody chłopak - wyskoczył z okna, a następne samobójstwo popełnił miejscowy listonosz.
Poza tym lokatorzy z Herbsta 4 umierali z powodu zawałów czy wylewów. Wydarzenia, które w innych okolicznościach zostałyby uznane za przykry wypadek, stawały się częścią czarnej serii. Ale czy faktycznie miało to jakiś związek ze zjawiskami paranormalnymi?
Czy pod działką, na której znajduje się blok przy Herbsta 4, może biec ciek wodny? Pomijając fakt, że nazwa ciek wodny to typowy pleonazm, masło maślane - to możliwe, chociaż mało prawdopodobne, bo naturalne podziemne cieki występują w górach i pieczarach. Ten tutaj musiałby występować naprawdę bardzo głęboko, w przeciwnym razie zostałby odkryty w trakcie budowy bloku.
Odpływ energii może być także efektem przebywania w danym miejscu potężnego bytu, który ją pochłania. Coś takiego działo się w domu opieki pod Warszawą, którego właścicielki narzekały na ciągły ból głowy, uczucie wychłodzenia i nieustanne zmęczenie. Takich relacji jednak na Herbsta nie słychać.
Dosyć łatwo jest mi się też uporać z teorią, jakoby w tym miejscu w trakcie II wojny światowej stały jakieś budynki albo znajdowały się ogródki działkowe. Zarówno plany sporządzone przed wojną, jak i zdjęcia lotnicze z 1945 roku pokazują, że wszędzie tutaj były pola uprawne.
Najbliższa chałupa znajdowała się blisko dwieście metrów dalej, po drugiej stronie ulicy Herbsta i po przeciwnej stronie ronda Webera. Wątpię, by to w niej ukrywali się uciekinierzy - miejsce to na pewno było zamieszkane. A jeśli nawet, żaden z nich nie miałby powodu, by gdziekolwiek wychodzić, żeby poszukać jedzenia.
Najbardziej więc prawdopodobna jest opowieść o klątwie, którą rzucił na te ziemie jej pierwotny właściciel, kiedy komunistyczny rząd mu je odebrał. Tę wersję historii potwierdzałyby również późniejsze wydarzenia rozgrywające się w bloku - dziwne wypadki, ciągły pech mieszkańców i nękające ich problemy - to wszystko przesądza o wyjątkowości tego miejsca.
(...)
Podczas spaceru korytarzami bloku przy Herbsta 4 rzeczywiście można się poczuć nieswojo. Odrapane żółtawe korytarze oświetlone jarzeniówkami ciągną się w nieskończoność między piętrami i mieszkaniami. Co jakiś czas poprzedzielane są solidnymi metalowymi drzwiami albo kratami.
To jak klaustrofobiczne więzienie - a jeśli w bloku rzeczywiście znajdują się głównie kawalerki, uczucie klaustrofobii, przebywania w ludzkim ulu, nie kończy się właściwie nigdy.
Teraz jest tu czysto, ale z łatwością mogę sobie wyobrazić to miejsce dwadzieścia lat temu, nawiedzane przez lokalnych pijaczków, którym korytarze służyły za sypialnie i toalety. Co jakiś czas napadali bezbronnych mieszkańców - o tym ostatnim pisze mi Jagna, która mieszka w pobliskim bloku. Jest pisarką i wprowadziła się tu w okolicy 2000 roku, do tej pory widziała sporo, a o tym, czego nie zdążyła zobaczyć, usłyszała od sąsiadów.
"Najwięcej napadów było przy windach i w windzie. Winda zasikana i śmierdząca. Na pewno niejedna kobieta straciła łańcuszki i torebki. Domofon w końcu założyli, po ataku nożownika na dziewczynę, w zimie w okolicach 2000 roku".
Kiedy pytam o klątwę, Jagna potwierdza, że o niej słyszała. Zna też historię o zbiegach uciekających przed Niemcami. Seria zgonów wywołanych klątwą rozpoczęła się właśnie w latach dziewięćdziesiątych. Kobieta, którą zarąbano siekierą, była podobno - jak relacjonuje pisarka - ruską prostytutką. Później powiesić się miał listonosz - w piwnicy.
Problem polega na tym, że na Herbsta 4 piwnic nie ma, jest za to miejsce, gdzie znajdowały się sklepy - to tutaj mogło dojść do samobójstwa. Mimo prób nie udaje mi się zweryfikować prawdziwości tej plotki.
"Tuż przed tym, jak się wprowadziłam, w 2000 roku, z okna wyskoczyła młoda matka. Często też były burdy z użyciem noży. I była taka Ula, która codziennie wychylała się przez okno na pierwszym piętrze nad totolotkiem i wyzywała przechodniów. No a potem mąż pobił żonę. Świecznikiem. Mieszkali na dziesiątym piętrze. Cały korytarz, dosłownie cały, był we krwi".
Później nastała zima i pod blokiem zamarzł jeden z lokatorów. Kolejny zbieg okoliczności? Jagna wyznaje, że w te przestała wierzyć, kiedy niedługo później kolejny z mieszkańców odebrał sobie życie. Młody chłopak, zwyk ły mieszkaniec. Wyskoczył i roztrzaskał się o ziemię pod blokiem. Do dzisiaj nie wiadomo, jaki mógł mieć powód. Być może klątwa Herbsta 4 tak właśnie działa - jedni tracą nad sobą panowanie, inni nie umieją dłużej żyć i wybierają samobójstwo.
Dzisiaj jednak są to po prostu opowieści - od lat przy Herbsta 4 nic się nie stało. Być może klątwa straciła swą moc, być może miejsce jest po prostu uśpione i to dlatego A. (znajomy egzorcysta autora - dop. red.) nie wyczuł wielu zakłóceń. Jest natomiast miejsce podobne do Herbsta 4, lecz oddziaływująca na nie siła okazuje się o wiele bardziej zabójcza. I ciągle daje o sobie znać, ponieważ ostatni przypadek serii samobójstw wydarzył się już w czasie, kiedy badałem ten tarnowski blok. O ile historię związaną z warszawskim blokiem mogę najprawdopodobniej uznać za zamkniętą, o tyle mrówkowiec w Tarnowie ciągle łaknie nowych ofiar...