Pirackie kodeksy. Jakie były prawa barbarzyńców?
Ofiarom piratów i ludziom współczesnym może się wydawać, że byli oni nieokrzesaną bandą rzezimieszków. Jest to po części prawda, jednak nawet oni posiadali swoje prawa i przywileje, które spisywali w specjalnych kodeksach.
Nie bez przyczyny piraci spisywali umowy. Dzięki nim nie dochodziło do awantur przy podziale łupu, trzymano dyscyplinę i pilnowano, aby okręt zawsze był gotowy do walki. Bywały bowiem przypadki, że przez upojenie alkoholem nie udało się przeprowadzić wypadu, bądź przytrafiały się kradzieże w czasie podziału łupu.
Właśnie podział łupu był najważniejszą kwestią, jaka interesowała korsarzy. W większości umów pomiędzy załogą a kapitanem szczegółowo określano podział łupów. Na przykład u kapitana Thomasa Tewa ustalono, że on, jako właściciel okrętu, dostaje 2,5 udziału. Oficerowie odpowiednio mniej do swej rangi: doktor 1 udział, a najniższy stopniem pół udziału. Była również specjalna nagroda za dostrzeżenie pryzu i za odwagę w czasie walki.
U innych kapitanów podział łupów z pryzu, czy napadu na statek handlowy, mógł wyglądać inaczej. Wszystko zależało od tego, jaką umowę podpisali załoganci z kapitanem, a przede wszystkim, do kogo należał okręt.
Zwykle różnice w "zarobkach" były znacznie większe, niż u Tewa. Na żaglowcach korsarskich kapitan otrzymywał około 5 udziałów, kwatermistrz 2, oficerowie w zależności od rangi, marynarz pokładowy ok. 1 udziału, a majtek pół. Jednak nim doszło do podziału łupów marynarze część zdobyczy oddawali do wspólnego funduszu.
Ubezpieczenia pirackie
Jak wiadomo piraci nie prosili grzecznie o oddanie pryzu, a kapitanowie statków handlowych równie uprzejmie nie oddawali ich we władanie pospolitych przestępców. Wręcz przeciwnie. Większość z nich była uzbrojona, a co cenniejsze dodatkowo płynęły w eskorcie okrętów wojennych.
Łup trzeba było wydrzeć siłą, dlatego też morscy rozbójnicy stworzyli swego rodzaju system ubezpieczeń zdrowotnych, do którego trafiała część zdobyczy jeszcze przed podziałem.
Dzięki temu kontuzjowany pirat mógł przejść na rentę. Jak na tamte warunki całkiem niezłą. Na przykład za utratę prawej ręki pirackie kolegium przyznawało około 600 pesos lub 6 niewolników. Gdy w walce stracono lewą rękę otrzymywano 100 pesos mniej. Tyle samo kosztowała prawa noga, lewą wyceniano na 400 pesos lub równowartość w niewolnikach. Za oko lub palec przyznawano 100 pesos, lub niewolnika. Dzięki temu pirat mógł w spokoju dochodzić do zdrowia.
Bunty i umowy
Wiele razy trafiało się tak, że załoga buntowała się przeciwko kapitanowi. Zwłaszcza, jeśli ten nie był właścicielem statku, a jedynie kapitanem z wyboru. Tak, z wyboru. Ponieważ wbrew istniejącym przekonaniom piraci nie walczyli między sobą o stanowisko kapitana, a wybierali go w demokratyczny sposób spośród siebie.
Dlatego też umowy były bardzo szczegółowe, aby nie było niedomówień. Zwłaszcza, że wystarczyła niewielka niesprawiedliwość, aby wybuchł bunt. Na szczęście skutkował on najczęściej tylko zmianami w umowie.
Jednak tak było jedynie na początku. Z biegiem lat stosunek do kapitana uległ radykalnej zmianie. Wcześniej był on właścicielem okrętu i jedną z niewielu osób na pokładzie rozróżniającą sterburtę od bakburty (prawą burtę od lewej). W czasach tzw. "złotej ery" kapitan nie posiadał już większego autorytetu wśród załóg. Ale z drugiej strony wprowadzono drakońskie wręcz kary za przewinienia na pokładzie.
Obowiązki i kary
Dziwić może, że korsarze tak skrupulatnie tworzyli własne prawa i pilnowali ich przestrzegania, a nie potrafili się dostosować do praw narzuconych przez władcę. Prawda jest taka, że stworzyli oni prawdziwie demokratyczne społeczeństwo, w którym każdy miał prawo głosu i tego głosu się słuchało pod groźbą kary. A były one różne.
Zwłaszcza dotyczyły one finansów i podziału łupów. Za ukrywanie kosztowności można było zginąć, lub zostać wysadzonym na bezludnej wyspie z beczką prochu, odrobiną wody i naładowanym pistoletem. Za niewykonanie rozkazu groziła chłosta dziewięcioogoniastym kotem, czyli biczem z dziewięcioma rzemieniami, na końcach których były żelazne kulki, bądź haczyki. Choć zdarzały się też okrutniejsze kary, jak przeciągnięcie pod kilem. Wszystko w zależności od wagi wykroczenia.
Karano również za pospolite występki, jak pijaństwo na służbie, czy wszczęcie awantury na lądzie. Jednak najcięższe kary nadal były stosowane wobec złodziei i osób, które chciały wprowadzić na okręt swoich kochanków. Kodeksy nawet wyszczególniały, że chodzi zarówno o kobiety, jak i mężczyzn.
Wszystkie te regulacje zostały wprowadzone, aby skuteczniej i sprawniej zdobywać łupy. Mimo że właściwie na każdym okręcie były one spisywane osobno, to jednak posiadały wiele wspólnych elementów. Nic dziwnego, przecież piraci tworzyli wielkie korporacje zarabiające na ograbianiu statków handlowych pływających po wszystkich morzach świata, musieli więc mieć w miarę spójną strukturę prawną.
Sławek Zagórski
Źródło:
Brenda Ralph Lewis; "Kodeks piratów. Od szlachetnych złodziei po współczesnych przestępców." Warszawa 2009