Seryjny zabójca z Krakowa
W latach pięćdziesiątych Polskę zelektryzowała wiadomość o aresztowaniu Władysława Mazurkiewicza pod zarzutem usiłowania morderstwa. Doniesienia prasy były o tyle zaskakujące, że ten zamożny krakowski przedsiębiorca był osobą powszechnie znaną i szanowaną, obracającą się w kręgach krakowskiej inteligencji i przedwojennego ziemiaństwa.
Mazurkiewicz swoją zbrodniczą działalność rozpoczął jeszcze w latach wojny. Współpracował z niemieckimi władzami okupacyjnymi, co dawało mu możliwość swobodnego poruszania się, także po godzinie policyjnej. Handlował z Żydami, kupując od nich wartościowe przedmioty po zaniżonych cenach. W maju 1943 roku planował zakup dużej ilości złotych monet. Nie udało mu się jednak zgromadzić wystarczająco dużo pieniędzy, dlatego postanowił otruć swojego kontrahenta, podając mu kanapkę z cyjankiem. Oficerowi cudem udało się przeżyć, a z uwagi na swoje żydowskie pochodzenie nie zawiadomiła odpowiednich organów. Kiedy sprawa o usiłowanie morderstwa przycichła, Mazurkiewicz otruł Tadeusza Z. i przejął znaczną ilość dolarów, które mieli razem upłynnić.
Koniec wojny przynosi zmianę ustroju. Mazurkiewicz świetnie odnajduje się w nowych komunistycznych realiach. Podejmuje współpracę z organami bezpieczeństwa. Powołując się na wpływy i kontakty oferuje swoją pomoc przedwojennemu ziemiaństwu, arystokracji, przemysłowcom, którzy poszukiwali pośredników w sprzedaży kosztowności i dewiz, którymi handel poza oficjalnym obiegiem był zabroniony. Proponując korzystne transakcje, łatwo znajdował swoje ofiary. W maju 1946 roku strzałem w tył głowy Mazurkiewicz zamordował Jerzego L. a jego ciało wrzucił do Wisły. Osiem lat później w ten sam sposób zabił obie jego córki. Ich ciała zabetonował pod podłogą swojego garażu.
Witold Horwath, wieloletni badacz zbrodni popełnionych przez Mazurkiewicza, utrzymuje, że był on słabym i tchórzliwym człowiekiem, który nie miał odwagi spojrzeć w oczy osobom, które mordował. Prawda może być jednak zupełnie inna. W latach stalinowskiego terroru, wszechmocnych funkcjonariuszy KGB i UB, ludzie znikali bez wieści, nikt o nich nie pytał a każdy bał się, że jutro taki los może spotkać następnych. Mazurkiewicz stylizując swoje zbrodnie na te, popełniane przez funkcjonariuszy tajnych służb, być może próbował zacierać ślady i dawał do zrozumienia ludziom, którzy chcieliby rozwikłać tajemnice tych zbrodni, że sami mogą skończyć w ten sposób.
Władysław Mazurkiewicz przekonany o swojej bezkarności decyduje się na popełnienie kolejnej zbrodni. We wrześniu 1955 roku na prośbę Stanisława Ł. zgadza się pośredniczyć w zakupie dużej ilości zegarków. W czasie wyjazdu do Zakopanego, strzela z pistoletu w kierunku pogrążonego we śnie Stanisława Ł. Strzał był tak niefortunny, że kula utkwiła w czaszce niedoszłej ofiary, nie powodując poważniejszych obrażeń. Po powrocie do Warszawy Stanisław Ł. zgłosił się do lekarza skarżąc się na uporczywy, nieprzemijający ból głowy. Wynik prześwietlenia promieniami rentgena wprawił lekarzy w osłupienie. W czaszce pacjenta znajdowała się kula kaliber 7,65.
Zawiadomieni o dziwnym zdarzeniu milicjanci rozpoczęli śledztwo. Ślady prowadziły do Władysława Mazurkiewicza, który nie przyznawał się do usiłowania zabójstwa, a całe zajście tłumaczył głupim żartem i zabawą z materiałami pirotechnicznymi. Jednak śledczy zdecydowali się przeszukać jego mieszkanie i garaż. Kiedy odkryli zabetonowane ciała sióstr L., Mazurkiewicz został aresztowany. W toku śledztwa okazało się, że zagadkowych zaginięć zamożnych krakowian było bardzo dużo. Milicja chciała oskarżyć Mazurkiewicza o ponad trzydzieści morderstw. Niestety udało się zgromadzić wystarczający materiał dowodowy tylko w przypadku sześciu zbrodni. Wystarczyło to jednak do skazania Władysława Mazurkiewicza na karę śmierci.
Mimo ponad pięćdziesięciu lat, które upłynęły od tamtych wydarzeń, historia jednego z najgroźniejszych seryjnych morderców nadal kryje swoje tajemnice. Odkryj je z nami oglądając program "Seryjni mordercy" we wtorek o 22.30 tylko na antenie Discovery World.