Speakeasy. Bary tylko dla wtajemniczonych
Speakeasy to specjalna kategoria barów. Nie reklamują się, wejścia do nich są ukryte, o ich istnieniu wiedzą tylko wtajemniczeni. Taki lokal działa również w Warszawie.
Bary speakeasy rozpowszechniły się w czasach prohibicji. Były nieoznakowane. By do nich wejść, trzeba było podać hasło.
Nazwa speakeasy ma związek z Kate Hester, właścicielką lokalu w okolicach Pittsburgha, która, by nie płacić wysokiej koncesji, stworzyła dyskretnie miejsce tylko dla stałych bywalców. Gdy klienci stawali się hałaśliwi, uciszała ich słowami: "Speak easy, boys! Speak easy!".
Choć istnieje również wersja, bardziej prawdopodobna, mówiąca, że same puby, jak też nazwa wywodzi się od XIX-wiecznych brytyjskich przemytniczych dziupli, w których szmuglerzy burbona mogli się raczyć tym trunkiem po godzinach "pracy".
Sama fraza "speak softly shop", pojawiła się pierwszy raz w słowniku języka angielskiego w 1823 roku. Dopiero wiele lat później szkoccy emigranci przenieśli to określenie na nielegalne bary. Sama pani Hester prawdopodobnie jedynie spopularyzowała tę nazwę.
Moda na bary speakeasy znów powraca. Taki lokal otwarto w tym roku w ścisłym centrum Warszawy. Do superluksusowego baru wchodzi się przez niepozorne drzwi. Tuż po przekroczeniu progu w oczy rzuca się ogromny, błyszczący żyrandol.
- Jest to miejsce dla osób wybranych, ponieważ, żeby się tu dostać, trzeba wiedzieć, że takie miejsce istnieje. Nie mogę powiedzieć, jak nazywa się bar, ani gdzie się znajduje - mówi Bartłomiej Kraciuk, współzałożyciel tajemniczego lokalu.
- Goście, którzy tutaj trafiają, czują się wybrańcami. Dzięki temu, że klientów jest niewielu, możemy im zapewnić jeszcze lepszy serwis i produkty - alkohole bardzo wysokiej jakości. Klienci są gotowi zapłacić za to więcej - wyjaśnia Kraciuk.
Wcześniejsze przedsięwzięcia biznesmena - Warszawa Powiśle i Syreni Śpiew (lokale o bardziej tradycyjnej formule) odniosły spektakularny sukces.