Toksyczne Chiny. Czy jedno państwo może zatruć cały świat?

Toksyczne Chiny - czy jedno państwo może zatruć cały świat? /Getty Images
Reklama

Arsen, ołów, rtęć – Chiny uwalniają do środowiska naturalnego całe tony zabójczych substancji. Wiatry o zasięgu globalnym oraz prądy morskie rozprowadzają ten trujący koktajl po całym świecie – z katastrofalnym skutkiem. Toksyczny ładunek z Azji nie omija również Polski...

Malownicza północ stanu Oregon nad rzeką Kolumbia w USA. David leży w szpitalu na oddziale intensywnej terapii. Ma 14 lat, a w jego organizmie toczy się zacięta wojna z niezwykle trującą substancją – rtęcią. Chłopiec całe życie przyjmował ją przez płuca, skórę oraz żołądek – dzisiaj cierpi na nieodwracalne zmiany w mózgu. Źródło rtęci oddalone jest od amerykańskiego stanu Oregon o 9000 kilometrów.

Skąd ta rtęć?

Około 50 procent zawartej w glebie rtęci przybywa z Chin jako toksyczna chmura i w postaci deszczu opada na obszar Ameryki Północnej – wykazały to badania Banku Światowego. W rolniczym stanie Oregon na każdym metrze kwadratowym wykryto 20 mikrogramów rtęci.

Reklama

Nie wiadomo jeszcze, ilu obywateli Stanów Zjednoczonych cierpi na przewlekłe zatrucie tym pierwiastkiem. Ale jedno jest pewne: należą oni do ofiar chińskiego cudu gospodarczego. Żaden inny kraj nie produkuje tak ogromnych ilości szkodliwych substancji...

Czy Chiny zatruwają polski chleb?

Problem jest znany, jednak nowe badania po raz pierwszy pokazują jego gigantyczny rozmiar. Sam tylko chiński przemysł wytwarza rocznie ponad miliard ton związków zatruwających środowisko – to absolutny rekord świata.

Do substancji tych należą: arsen, ołów, nitrobenzen, amoniak, fluorek sodu, trifluralina, amon, chlorek metylenu, tetrachloroeten, rtęć oraz dioksyna. Rozprzestrzeniają się one przez wodę i powietrze.

W styczniu 2013 roku naukowcy mogli to nawet zobaczyć z kosmosu, gdy chmura smogu na wiele tygodni zawisła nad północno-wschodnimi Chinami. Nasuwa się pytanie: gdzie dziś jest ta chmura?

Odpowiedź: rozproszyła się po całym świecie. Wiatry gnają toksyny przeważnie na wschód, te pokonują Pacyfik i docierają nad Amerykę. Ale trucizna z Chin trafia również do Europy. Wyobraźmy sobie, że wchodzimy do hipermarketu i kupujemy bochenek chleba. Jego skład: mąka, woda, drożdże, tłuszcz, sól oraz… trifluralina. Ta ostatnia substancja to herbicyd zwalczający chwasty.

Na obszarze Unii Europejskiej jego używanie jest zabronione, ponieważ jest silnie trujący i uchodzi za rakotwórczy. Tymczasem w Chinach, gdzie przepisy o ochronie środowiska praktycznie nie istnieją, trifluralina stosowana jest w rolnictwie nagminnie.

Dochodzą do tego kolejne herbicydy, pestycydy, nawozy oraz odpady przemysłowe.Wyniki badań przeprowadzonych przez chiński rząd pokazują, że skażonych jest tam około 70 procent gruntów rolnych.

Część toksyn przedostaje się do wód gruntowych, część gromadzi w roślinach użytkowych. Te zaś eksportowane są do wszystkich krajów świata – mowa tu między innymi o zbożu, które przetwarzane jest na mąkę w Unii Europejskiej i tym sposobem trafia również do polskiego chleba.

Każdego roku w światowym handlu sprzedaje się około 84 milionów ton skażonego zboża z Chin. Nie zapominajmy, że zrobiono z niego przecież także popularne makarony stanowiące główny składnik zup i innych potraw typu instant.

A inne produkty? Polska sprowadza z Chin towary pochodzenia roślinnego o wartości ponad pół miliarda złotych. Głównie herbatę, owoce, warzywa oraz ryż.

Ilu Chińczyków umiera na raka?

Aby przekonać się, jakie skutki może mieć dla nas chemiczna apokalipsa, wystarczy spojrzeć na Xuanwei, liczącą 1,3 miliona mieszkańców metropolię na południu Chin. Na jej obrzeżach znajduje się tak zwana wioska rakowa, w której wiele osób cierpi na nowotwory.

Jeden z jej mieszkańców to jedenastoletni Xu Li. Nogi chłopca są tak bardzo zdeformowane, że z trudem może chodzić – Xu Li zachorował na raka kości i jego szanse na dożycie osiemnastych urodzin są zerowe. Xuanwei znane jest przede wszystkim z zakładów chemicznych. Te, oprócz CO2, odprowadzają do środowiska dużą ilość szkodliwych substancji, w tym tlenki azotu. Substancje te są przyczyną smogu, kwaśnych deszczy oraz dziury ozonowej. Wdychane niszczą płuca i wywołują nowotwory.

– Chiny są krajem, w którym spala się najwięcej węgla na świecie – wyjaśniają Jens Lubbadeh oraz Xifan Yang z Greenpeace. – Najbrudniejsze elektrownie węglowe oraz najbardziej zanieczyszczone miasta znajdują się właśnie tutaj. Elektrowni węglowych jest obecnie w Chinach co najmniej 620 – i są one prawdziwym motorem napędowym chińskiej gospodarki, dostarczając energię do niemal wszystkich fabryk. Rocznie emitują około dziewięciu milionów ton tlenków azotu.

Skutki są potworne. Główną przyczyną chorób w Chinach są substancje zatruwające środowisko, a nowotwory obecnie zajmują już pierwsze miejsce na liście najczęstszych powodów śmierci.

Statystycznie co czwarty Chińczyk umiera na raka. Niedawno chiński rząd przyznał, że w całym kraju istnieje 247 wiosek rakowych, choć niezależni eksperci szacują, że jest ich prawie dwukrotnie więcej.

Jak chińskie trucizny trafiają do Europy?

Przez siedmiomilionową metropolię Jinan, położoną 350 kilometrów na południe od Pekinu, wije się Żółta Rzeka, która przypomina tu raczej lawinę błota. Pokonała już 4600 kilometrów, mijając po drodze około dziesięciu tysięcy zakładów chemicznych.

W Jinan dochodzą do tego kolejne fabryki produkujące tekstylia, stal, papier oraz cement. Z niezliczonych rur odpływowych do rzeki wylewane są farby, lakiery, kleje, kwasy oraz detergenty – i wyruszają w daleką podróż dookoła świata. W jednym tylko litrze wody z Żółtej Rzeki można np. wykryć nawet 8,45 mikrograma toksycznego nitrobenzenu.

Do Morza Żółtego, 250 kilometrów za Jinan, wpływa aż 1,3 kilograma nitrobenzenu na minutę. Wraz z prądami dociera on do Oceanu Indyjskiego oraz Atlantyckiego, a stamtąd porywany jest przez gigantyczny Prąd Zatokowy i płynie dalej, docierając na zachód Europy.

Nitrobenzen może przez skórę dostać się do krwi i wyrządzić poważne szkody, uniemożliwiając czerwonym krwinkom przyjmowanie tlenu. W przypadku ostrego zatrucia, np. po kąpieli w Żółtej Rzece, człowiek może umrzeć w ciągu kilku godzin.

Małe, ale stale przyjmowane ilości nitrobenzenu niszczą w pierwszym rzędzie centralny układ nerwowy, mogą też wywołać raka. Mimo że w Europie skutki skażenia nie są jeszcze tak dotkliwe, ponieważ światowe morza mocno rozrzedzają toksyny, to prawdopodobnie za jakiś czas również tutaj ludzie i przyroda zaczną wykazywać pierwsze symptomy zatrucia.

Ile trzeba zapłacić, aby powstrzymać apokalipsę?

Trudno w tej sytuacji nie zapytać: czy toksyczne tsunami można jeszcze powstrzymać? Jeśli wziąć pod uwagę aktualny rozwój wypadków, wydaje się, że nie. Pokazują to wydarzenia z października 2013 roku.

Gdy gigantyczna chmura smogu, wzmocniona przez pustynny pył, po raz kolejny na wiele tygodni zawisła nad północno-wschodnimi Chinami, większość mieszkańców miast otrzymała zakaz używania samochodów, a część fabryk zamknięto z dnia na dzień bądź ograniczono ich produkcję.

Efekt? Nie zmieniło się nic – smog ciągle był tak samo gęsty. Zanieczyszczenie środowiska przez lata było wkalkulowaną częścią planu gospodarczego. Im czystsza produkcja, tym jest ona droższa – a chiński przemysł przeżywa boom dzięki niskim cenom.

Podjęcie jakichkolwiek działań zmierzających do ograniczenia szkodliwego wpływu na środowisko jest niezwykle kosztowne. Według szacunków przestawienie gospodarki na bardziej ekologiczne tory, by oczyścić samo powietrze, kosztowałoby w ciągu najbliższych kilku lat około 2,5 biliona złotych – więcej niż cały roczny produkt krajowy brutto Polski.

Jedyna nadzieja na tego typu zieloną rewolucję to nacisk ze strony chińskiej opinii publicznej, który rzeczywiście wzrasta. Wraz z rozwojem gospodarczym w miastach powiększa się również klasa średnia. Domaga się ona lepszej jakości życia – a więc czystego powietrza, zdrowej wody, nieskażonej żywności.

Z badań opinii społecznej wynika, że dla 57 procent Chińczyków ochrona środowiska jest ważniejsza niż wzrost gospodarczy. Ale realizacja tych wymagań to gigantyczny projekt – szacuje się, że kraj ten posiada aż pół miliona fabryk.

Obecnie prawie wszystkie wypuszczają toksyczne zanieczyszczenia w świat, nie filtrując ich. Eksperci nie potrafią nawet wyliczyć, ile kosztowałaby całkowita restrukturyzacja chińskiego przemysłu.

Świat Tajemnic
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy