Uprowadzeni sprzed bram raju

By dostać się do USA, pokonują setki kilometrów, koczują dziesiątki dni na meksykańskim odludziu i jeszcze płacą po kilka tysięcy dolarów za przeprowadzenie przez granicę. Gdy jednak odmówią zapłacenia kolejnych pieniędzy, trafiają w ręce gangsterów. Ci pozbawiają imigrantów już wszelkich złudzeń...

Eduvin przyjechał do Meksyku z Hondurasu. Jeszcze w swoim kraju ustalił z przemytnikami, że przerzucenie go przez zieloną granicę do USA będzie kosztowało 1,8 tys. dolarów. Mężczyzna, który miał mu w tym pomóc, chwalił się, że robił to wielokrotnie i jeszcze nigdy nie wpadł w ręce Amerykanów. Jego klienci podobno też nie. Edvin, tak jak tysiące podobnych mu mieszkańców Hondurasu, których jedynym marzeniem jest, by ich amerykański sen o sukcesie naprawdę się ziścił, bez wahania zaufał temu mężczyźnie.

Sprzedany gangowi

Gdy po kilkunastu dniach podróży Eduvin dotarł do Piedras Negras - pokrytego kurzem, sennego miasteczka leżącego przy granicy z USA, przemytnik zażądał natychmiastowej wypłaty dodatkowego tysiąca dolarów. W razie odmowy groził, że odda Eduvina w ręce bandytów z cieszącego się wybitnie złą sławą gangu narkotykowego "Zetas".

Kiedy imigrant z Hondurasu oświadczył, że nie ma tylu pieniędzy, przemytnik wykonał szybki telefon. Po chwili skrępowany Eduvin jechał już z członkami gangu w nieznanym kierunku. - Trafiłem do jakiegoś domu, w którym było 21 innych porwanych imigrantów - opowiada 34-latek z Hondurasu.

Reklama

Wszyscy chcą zarobić na nielegalnych

Przypadek Eduvina, jak ostrzegają organizacje zajmujące się nielegalnymi imigrantami, jest jednym z tysiący. Coraz częściej bowiem zdarza się, że osoby pragnące przedostać się nielegalnie z Meksyku na terytorium Stanów Zjednoczonych, po dotarciu w pobliże granicy są porywane przez zorganizowane grupy przestępcze. Prawie zawsze są to gangi, które liczą na to, że rodziny porwanych zapłacą za ich uwolnienie pokaźny okup.

"Nielegalni" - jak często w skrócie nazywana jest rzesza ludzi takich jak Eduvin, nie mają żadnych praw. Nikt się o nich nie upomni ani nikt nie będzie ich szukał. Często już do Meksyku są przemycani, więc oficjalnie nie istnieją.

W takiej rzeczywistości perfekcyjnie odnalazły się meksykańskie gangi, które zarabiają miliony dolarów rocznie nie tylko przerzucając imigrantów do USA, ale także wykorzystując ich do niewolniczej pracy. Spora część ich dochodów pochodzi też z okupów. Na okup składają się nierzadko całe wioski, z których pochodzą porwane osoby. Prawie nikt nie informuje w takich przypadkach policji.

Życie meksykańskim gangsterom ułatwiają sami imigranci. Szalenie naiwni i łatwowierni, wydają tysiące dolarów na podróż do USA. Rzadko kiedy kończy się ona sukcesem. Zastraszeni i poniżeni, nie szukają pomocy, tylko godzą się na kolejne żądania gangsterów.

Udaje się tylko nielicznym

Eduvin miał wyjątkowe szczęście. Udało mu się uciec z domu, w którym był przetrzymywany, kiedy pilnujący go mężczyzna przysnął. No i nie był wcześniej torturowany. A właśnie w taki sposób działające na amerykańsko-meksykańskim pograniczu gangi wymuszają od porwanych numery telefonów do rodzin, by żądać okupu za życie ich bliskich.

Problemem rosnącej liczby porwań imigrantów, którzy są bestialsko traktowani i wykorzystywani seksualnie, zainteresowało się wiele meksykańskich organizacji zajmujących się prawami człowieka, a także Trans-Amerykańska Komisja ds. Praw Człowieka - autonomiczny organ Organizacji Państw Amerykańskich.

Meksykańskie organizacje szacują, że między wrześniem 2008 r. a lutym 2009 r. porwano co najmniej 10 tys. osób, które zamierzały dostać się nielegalnie do USA. W tym roku porwań jest podobno jeszcze więcej. Coraz częściej pojawiają się też głosy, że z gangsterami współpracują meksykańscy policjanci i lokalne władze. Ponoć nie tylko lekceważą one porwania, ale jeszcze czerpią z nich zyski.

Według raportu, przedstawionego przez Meksykanów Trans-Amerykańskiej Komisji ds. Praw Człowieka, zdecydowana większość porwanych pochodziła z Ameryki Środkowej, w szczególności z Hondurasu. Średnia wysokość okupu, jakiego żądano za porwaną osobę, wynosiła 2,5 tys. dolarów. Przedstawicie Komisji powiedzieli po zapoznaniu się z raportem, że zawarte w nim dane są "porażające".

Pół miliona imigrantów rocznie

Każdego roku przez południową granicę Meksyku próbuje się do tego kraju przedostać nielegalnie 500 tys. osób, w zdecydowanej większości pochodzących z państw Ameryki Łacińskiej. Dla prawie wszystkich Meksyk jest tylko krajem tranzytowym w drodze do USA.

Eduvin, po ucieczce z domu, w którym był przetrzymywany, zdołał dotrzeć do miasta Saltillo w północnym Meksyku. W tamtejszym ośrodku dla imigrantów, poza nim, schronienie znalazło 40 mężczyzn i dwie kobiety - wszyscy dokładnie w takiej sytuacji jak on. Opowiadają oni, że oprócz gangsterów najwięcej problemów sprawili im policjanci. Przekupnym oficerom nie przeszkadza bowiem prowadzenie własnych interesów, z dobijaniem targu z gangsterami, i jednoczesne uczestniczenie w zmasowanych akcjach wojska i policji, skierowanych właśnie w organizacje przestępcze...

W trakcie prowadzonej od 4 lat operacji militarnej, mającej przywrócić porządek w Meksyku, w którym realna władza należy do rywalizujących ze sobą karteli narkotykowych, zginęło już ponad 15 tys. osób. Wśród ofiar są także członkowie gangu "Zetas", który porwał Eduvina.

Organizacja ta zaczynała jako paramilitarny oddział zabójców, świadczący usługi dla potężniejszych karteli. Jednak kiedy znacząco urosła, stała się jednym z najgroźniejszych gangów w północnych stanach Meksyku. To właśnie "Zetas" przypisywana jest większość porwań imigrantów próbujących przedostać się do USA.

- Kiedy wyjeżdżałem z Hondurasu, nie wiedziałem o porwaniach - twierdzi Eduvin. - Gdybym wiedział, nigdy bym się nie zdecydował na wyjazd - dodaje.

Tłum. MW na podst. AFP

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: USA | gangi | organizacje | nielegalnie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy