Asfalt to zagrożenie równie poważne, co spaliny samochodowe? Na to wygląda
Naukowcy z Yale poinformowali właśnie o swoim najnowszym odkryciu dotyczącym asfaltu, którego pełne są nasze miasta - niestety nie są to dobre wieści.
Im więcej pracy wykonujemy, żeby ograniczyć emisje związane z motoryzacją czy generowaniem energii, tym częściej zaczynamy się przyglądać źródłom emisji niezwiązanym ze spalaniem. Nowe badania Uniwersytetu Yale sugerują na przykład, że jednym z nich jest asfalt, tak powszechny w naszych miastach. Specjaliści szacują, że na całym świecie zużywa się rocznie 122,5 mln ton tej czarnej, lepkiej i półstałej formy ropy naftowej, wykorzystując ją przy budowie dróg, chodników czy dachów. Warto w tym miejscu wyjaśnić jeszcze pewną nieścisłość w nazewnictwie, bo w Polsce i Stanach Zjednoczonych asfalt rozumiemy jako lepiszcze naturalne lub otrzymywane z ropy naftowej, podczas gdy w krajach Europy Zachodniej i w Rosji termin ten oznacza mieszaninę lepiszcza z kruszywem, a samo lepiszcze nazywane jest bitumem.
Niemniej Uniwersytet Yale jest amerykański, więc zakładamy, że autorzy badań mają na myśli „nasze” rozumienie asfaltu - tak czy inaczej, ich zdaniem przemysł budowlany nieco nas w jego kontekście oszukuje, bo nasze drogi, chodniki i dachy jeszcze długo po położeniu wydzielają szeroki wachlarz chemikaliów, a sytuacja pogarsza się trzykrotnie w gorące dni. Bo choć znamy wszystkie znaczące emisje powstające na każdym etapie produkcji i układania asfaltu, to mało kto skupia się na tym, co się z nimi dzieje długoterminowe. Tymczasem dzieje się dużo, bo zdaniem zespołu Yale asfalt nieustannie wydziela „złożoną miksturę organicznych składników, zawierającą niebezpieczne zanieczyszczenia”, co nijak ma się do zapewnień przemysłu budowlanego.
Ten twierdzi bowiem, że „emisje w temperaturze otoczenia są nieistotne, ponieważ proces produkcyjny usuwa wszystkie potencjalne emisje” - celowo, a może z niewiedzy? Trudno powiedzieć, ale trudno spierać się z naukowcami, którzy mają dowody, że szkodliwe składniki powoli rozprzestrzeniają się po wysoce lepkiej powierzchni asfaltu - a co więcej, kiedy asfalt staje się miękki od gorąca (chyba każdy kiedyś doświadczył tego zapadania, spacerując czy jeżdżąc rowerem/motocyklem), cały proces przyspiesza trzykrotnie, co potwierdzają testy laboratoryjne w różnych temperaturach. W rezultacie mamy do czynienia z kolejnych ignorowanym źródłem emisji przyczyniającym się do zwiększenia ilości PM2.5 w powietrzu - przypominamy zaś, że te aerozole atmosferyczne o średnicy nie większej niż 2,5 μm są zdaniem Światowej Organizacji Zdrowia najbardziej szkodliwe dla zdrowia człowieka spośród innych zanieczyszczeń atmosferycznych! Jak bardzo? Naukowcy ustalili, że emisje pochodzące z leżącego w Los Angeles asfaltu są porównywalne z tymi produkowanymi przez samochody na tym obszarze, więc problem jest poważny.
Źródło: GeekWeek.pl/