Bajki dla dorosłych chłopców

Który z dzisiejszych dwudziestoparo- lub trzydziestolatków nie pamięta "Wojowniczych żółwi Ninja", "G.I. Joe" albo "ThunderCats"? Te oraz kilka innych kultowych seriali animowanych dla dzieci powróciło niedawno w nowych odsłonach. I - co najlepsze - nie są one adresowane do najmłodszych.

Nostalgia to nie tylko silne uczucie tęsknoty za dawnymi czasami, ale i środek wykorzystywany przez marketingowców do "odgrzewania" dawnych marek bądź kultowych niegdyś produktów i sprzedawania ich na nowo. Gdyby nie nostalgia, to serwis Instagram, umożliwiający publikowanie zdjęć wyglądających jak te zrobione polaroidem, nigdy nie zrobiłby takiej kariery. Podobnie jak hipsterska moda.

Na wspomnieniach próbują też zarobić autorzy współczesnych kreskówek. W jaki sposób? Odświeżając serie, które niegdyś cieszyły się popularnością. Sęk w tym, że nowe/stare bajki nie są tworzone dla kilkulatków, ale... dla ich rodziców, a konkretnie tatusiów.

Reklama

To ciekawe zjawisko trwa już od dobrych kilku lat, kiedy to w Hollywood pojawiła się moda na ekranizowanie w pełnometrażowej i aktorskiej formie dawnych hitów telewizyjnych dla najmłodszych. W 2007 r. na wielkie ekrany trafił film "Transformers" będący luźną adaptacją serialu animowanego z lat osiemdziesiątych, który z kolei powstał na kanwie serii zabawek.

Trzy dekady temu przygodami  robotów potrafiącymi zmieniać się w samochody, czołgi i samoloty zachwycali się młodzi chłopcy. I to w dużej mierze z myślą o nich - dzisiaj dorosłych już mężczyznach - powstał obraz kinowy. Warto zaznaczyć, że paradoksalnie filmu nie mogli obejrzeć ci, którym obecnie najbardziej przypadłby on do gustu, czyli chłopcy, którzy rozpoczęli naukę w podstawówce. Produkcja ta  otrzymała kategorię wiekową "od 13 lat".

W dodatku w "Transfomers" roiło się od ukłonów w stronę klasycznego dziś serialu. Smaczki te zdołali wyłapać tylko fani oryginału, którzy dziś liczą sobie ponad dwadzieścia lat.

Strategia ta okazała się na tyle skuteczna, że pojedynczy obraz szybko stał się trylogią, która zarobiła grubo ponad miliard dolarów. W przygotowaniu jest już czwarta część cyklu. Jak zwykle twórcy oczekują, że na ich film tłumy wyrośniętych fanów zabiorą swoje pociechy.

W 2009 r. światowe kina zaatakowała organizacja Kobra, z którą musieli zmierzyć się przeniesieni wprost z dekady kiczu żołnierze jednostki G.I. Joe., która niegdyś walczyła... głównie na dywanach salonów w formie figurek oraz na ekranach telewizorów w serialu dla dzieci. "G.I. Joe: Czas Kobry" nie okazał się tak spektakularnym sukcesem jak wielkoekranowe wcielenie Transformerów, ale skutecznie zmobilizował on dużych chłopców do wydania pieniędzy na swoją dawną miłość. Wspomnijmy, że w tym roku przy okazji premiery "G.I Joe: Odwet" poproszono ich o to ponownie.

W ślad za Hollywood poszły stacje telewizyjne emitujące wyłącznie programy dla kilku- i kilkunastolatków. W ostatnich latach na kanałach Cartoon Network i Nickleodeon możemy oglądać remake’i, czyli zupełnie nowe wersje takich hitów lat osiemdziesiątych jak "ThunderCats" czy "Wojownicze Żółwie Ninja".

W ich przypadku jeszcze mocniej widać, iż są tworzone z myślą o starszych fanach. Na tym polu brylują zwłaszcza mieszkające w nowojorskich kanałach żółwie-eksperci od sztuk walki. Najnowsza animacja z ich udziałem to ciągłe puszczanie oka w stronę widza. I to widza dorosłego. Nie chodzi bynajmniej o sprośne żarty, ale o nawiązania do bajki, która skradła serce całemu pokoleniu pod koniec lat osiemdziesiątych.

W tym miejscu warto wspomnieć o nowym temacie muzycznym z czołówki, który nie bez powodu brzmi podobnie do tego sprzed ponad dwóch dekad oraz obsadzie, która podkłada głosy tytułowym bohaterom. Autorzy nowej wersji specjalnie zatrudnili jedną z  gwiazd oryginału, aby ponownie przemówiła jako zielonoskóry mutant. Te przykłady to tylko kropla w morzu niespodzianek przygotowanych przez autorów serialu dla tych,. którzy mają na karku więcej lat niż przeciętny widz kanału dla dzieci.

Powrót żółwi na mały ekran okazał się na tak udany, że jego producenci już zapowiedzieli kolejne sezony serialu, ale to jeszcze nie wszystko. W przyszłym roku gady te trafią (po raz kolejny) na wielki ekran w formie aktorskiej. Ciekawostkę stanowi fakt, że za ich powrót do kin odpowiedzialny jest m.in. reżyser wspomnianej serii "Transformers".

Czy ten trend się utrzyma? Dochody, które przynoszą te smakołyki dla dzieci, które chętnie podjadają dorośli liczone są czasami nawet w miliardach dolarów. Do tego oglądanie filmów czy seriali tego typu przez starszych przestaje być uznawane za obciach, w czym swoją zasługę mają filmy o superbohaterach. Produkcje te nie tylko świetnie się sprzedają, ale podobają się nawet przedstawicielkom płci pięknej. Należy też wspomnieć, iż one same pretendują do miana poważnych dzieł, które z powodzeniem mogą walczyć o Oscary z "tradycyjnymi" obrazami.

W tych dobrych czasach dla dużych chłopców najbardziej poszkodowani wydają się być najmłodsi. Bo czy reżyserowie i producenci nie pozbawiają prawdziwych, kilkuletnich dzieci nowych kultowych bajek?

 

 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: batman | superbohaterowie | Superman | telewizja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama