Bezdomny kulturysta. Ulica to jego siłownia
Ma twarz starca, ale ciało greckiego herosa. 50-letni Jacques Sayagh, bezdomny z Paryża w nietypowy sposób realizuje swoją największą pasję - kulturystykę. Nie bacząc na przeciwności podtrzymuje formę, traktując ulicę jako swoją siłownię.
"Moi trzej bracia od zawsze uprawiali sport. Ja nie byłem inny. Karate, podnoszenie ciężarów, rywalizowałem z kolegami na pompki, trenowałem judo, lekką atletykę" - wspomina kulturysta senior w reportażu, którego jest głównym bohaterem. Jacques jest dobrze znany mieszkańcom Paryża, ostatnio dzięki internetowi jego historia dotrzeć mogła w najdalsze zakamarki globu.50-latek otwarcie przyznaje, że nie ma żadnego problemu z tym, że musi ćwiczyć pod gołym niebem, wśród przechodniów. Rozłożony ze swoim dobytkiem i dwoma psami wykorzystuje do ćwiczeń elementy miejskiej architektury oraz swoje prywatne przyrządy. Jego trening to zarazem lokalna atrakcja turystyczna.Pompki na chodniku, podciąganie się na linach zawieszonych na miejskiej latarni, rozpiętki z użyciem gumy owiniętej o metalowe ogrodzenie, czy ćwiczenie bicepsów nieco sfatygowanymi już hantlami - to codzienna rutyna paryskiego kulturysty.Na widok siwego, nieco zaniedbanego mężczyzny, za to obdarzonego nienaganną muskulaturą wielu przystaje. Niektórzy przechodnie te popisy nagradzają brawami, często wrzucają mu datki. Jacques w odróżnieniu od wielu bezdomnych nie przeznacza jednak jałmłużny na alkohol, czy narkotyki. Zarobione w ten sposób pieniądze wydaje na zbilansowaną dietę, a czasem nawet na suplementy i odżywki dla sportowców!
Doświadczony sportowiec nie ukrywa jednak, że oprócz sportu, mocno doświadczyło go też samo życie. Nie zawsze na pierwszym miejscu był trening i higiena."Wiem co to crack i heroina. Życie na przedmieściach i spanie z dziwkami" - mówi bez ogródek. Nie wyjaśnia jednak dlaczego znalazł się na ulicy, bez środków do życia. Zaznacza tylko, że nie wyobraża sobie aby pewnego dnia zamieszkać miał w ciasnym mieszkaniu.Historią Jacquesa mocno zainteresował się Julien Goudichaud, filmowy reżyser, który podczas przechadzki po Paryżu natknął się na niezwykłego bezdomnego. Zainteresował się jego osobą i specyficznym stylem życia."Powiedzaiał mi, że śpi w namiocie, a żeby utrzymać ciepło, okrywa się samochodową matą termiczną. Opowiedział mi też o swojej diecie, treningu i dbaniu o wygląd zewnętrzny. Ten kontrast był porażający" - mówi Goudichaud.
Wkrótce reżyser wziął się do pracy i stworzył 6-minutowy reportaż z życia Jacquesa, aby pokazać znajomym. Wideo szybko wymknęło się spod kontroli i zaczęło żyć własnym życiem. Do dziś dokument zatytułowany "Street Figt" obejrzało na Vimeo ponad 4 miliony osób."Umieściłem film na moim Facebooku, żeby pokazać przykład własnej pracy. Tymczasem w półtora tygodnia miałem już 500 tysięcy wyświetleń. Przerosło mnie to!" - opowiada reżyser.Efekty przerosły również bohatera reportażu. Dzięki wiralowemu zasięgowi filmu, bezdomny nie spędził świąt w swoim namiocie, lecz wspólnie z synem i wnukami. "Jestem dumny z mojego syna i chcę, by on był dumny ze mnie" - mówi Jacques.
Wkrótce na to wyznanie odpowiedział jego syn, który wystąpił w telewizyjnym show "Salut les Terriens"."Cokolwiek sobie myślisz, wiedz że jestem z ciebie dumny. Chciałbym, żeby nadal żył w zgodzie z sobą i realizował swoją pasję. Kto wie, może kiedyś spełni swoje marzenie i pojedzie trenować do USA. Albo chociaż zamieni namiot na pick-upa albo kampera, żeby nie musiał spać na ulicy".Jako, że Jacques wydaje nam się sympatycznym kolesiem, również życzymy mu spełnienia marzeń. Zwłaszcza tego o treningu w USA. Zobaczyć go na słynnej Muscle Beach, mekce kulturystów - to byłby już materiał na coś więcej, niż kilkuminutowy reportaż...