Chmielowa podróż do źródeł piwa. Pić, nie umierać!
Było długie upalne lato. Nieznośny żar lał się z nieba, kto żyw szukał ochłody przy zimnym kufelku. Tymczasem piwo oferowane w miasteczku smakowało tak podle, że w mieszkańcach wezbrała krew. Nie chcieli dalej tak żyć. Porwali 36 beczek piwopodobnego napoju i całą ich zawartość wylali do ścieków na rynku...
Lokalni browarnicy przejrzeli na oczy i postanowili działać wspólnie, by taka sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła. "Wybudujmy wspólny browar" - postanowili. Był rok 1838. Cztery lata później, zasmakowali pierwszych efektów swojej pracy. Tego piwa już nikt nie chciał wylewać do rynsztoka, a nawet za kołnierz.
Tak zaczyna się historia piwnej legendy. Historia, którą słyszy chyba każdy odwiedzający Pilzno. Tę opowieść usłyszałem i ja, gdy wybrałem się na wyprawę w miejsce, gdzie powstał Pilsner Urquell. Marka piwa, będąca jednocześnie jego gatunkiem. Dziś pilsnery stanowią ponad 90 procent światowej produkcji piwa, mogę zatem śmiało powiedzieć, że w swoją chmielową podróż udałem się do samych źródeł.
Już po dotarciu do Pilzna, okazało się, że zająłem świetną pozycję taktyczną. Z okna hotelu w którym mieszkałem, rozpościerał się przepiękny widok na teren browaru Pilsnera - łącznie ponad 55 hektarów. Wśród tych wszystkich hal, słodowni, magazynów moją uwagę zwrócił jasny dym wydobywający się z jednego z kominów. "Habemus piwo" - pomyślałem. To dobry znak. Kolejnym dobrym omenem było nazwisko mojego przewodnika. Dienstbier - czyli w wolnym tłumaczeniu: "Służący piwu".
Ulubiona knajpa piłkarzy
Na piłkarski trop natrafiłem również w pierwszej karczmie, jaką odwiedziłem w tym uroczym miasteczku - Na Parkánu. To podobno ulubiony wyszynk piłkarzy Viktorii, którzy bez skrępowania raczą się tu piwkiem po meczach, czy nawet treningach. Czemu tak chętnie odwiedzają ten lokal? Odpowiedzią jest nie tylko bliska odległość od stadionu. Na Parkánu to jedyna restauracja w Pilźnie, gdzie można kupić świeże, niefiltrowane piwo Pilsner Urquell z zaledwie pięciodniowym terminem przydatności do spożycia. Smakuje znakomicie, a znawcy podkreślają, że to jeden z najzdrowszych napojów. Zapobiega chorobom serca, układu krążenia, łagodzi napięcie mięśniowe po wysiłku, ułatwia sen. No i rzekomo ma tyle witaminy B, co garść pigułek z apteki. Po prostu pić - nie umierać...
Niefiltrowany Pilsner do obiadu, smażonego sera z frytkami podziałał na mnie kojąco, ale wiedziałem, że muszę przygotować się na kolejne piwne doznania. A tych było jeszcze baardzo wiele. Niebawem wznosiłem toasty kolejnym kuflem, tym razem z samym Vaclavem Berką - głównym piwowarem pilzneńskiego browaru. Postacią w pewnych kręgach wręcz kultową. Niektórzy mówią, że w jego organizmie trwa nieustanna fermentacja, a on sam jest jedną z chodzących encyklopedii piwa.
Trudno się zresztą dziwić, że po przepracowaniu 33 lat w browarze, o piwie może opowiadać całymi godzinami. Doskonale pamięta "złote lata", gdy pracownicy browaru podczas swojej zmiany mogli gasić pragnienie złotym Pilsnerem bez żadnych ograniczeń. Piwne eldorado trwało przez ponad 150 lat, do 1999 roku, choć teraz też nie jest źle. Stworzono specjalny pub dla załogi, w którym można wychylić kufelek Pilsnera po pracy za symboliczną cenę 3 koron, czyli około... 50 groszy. To o 20 razy taniej, niż w niektórych polskich pubach! Jeszcze jakieś pytania?
Rżnięte? Wszystkiego trzeba spróbować
Mówi się, że dżentelmeni nie piją przed południem, ale przyznajcie z ręką na sercu: Czy nie marzyliście kiedyś, żeby dzień pracy rozpoczynać od zimnego kufelka piwa? Mnie to marzenie spełniło się drugiego dnia pobytu w Pilźnie, który rozpoczynałem od nauki serwowania Pilsnera na cztery różne sposoby. Oczywiście nawarzone, znaczy się nalane przez siebie piwo trzeba było wypić. Gdy o wpół do jedenastej rano zwilżałem usta złotym napojem, wznosiłem jednocześnie toast za wszystkich tych, którzy przygnieceni służbowymi obowiązkami nie mogli być tam ze mną. Choć z drugiej strony - przecież sam byłem wtedy w pracy!
Sztuki nalewania Pilsnera nauczał Pavel Prucha, z browarem związany od ponad 40 lat! Obecnie jest kontrolerem jakości w browarze i jedną z wizytówek firmy. Każdemu, komu wydaje się, że jasne piwo z beczki smakuje zawsze tak samo, dziś jestem w stanie odpowiedzieć: diabeł tkwi w szczegółach. Pilsnera polewanego z beczki można bowiem polać aż na cztery różne sposoby. I w każdym wypadku różnica będzie wyczuwalna. Mamy zatem Cochtan z wysoką zawartością CO2, za to z niewielką ilością piany, Hladinkę - "gładkie" piwo, z dużą pianą, za to niewielką ilością CO2, Sznyt - czyli małe piwo w dużym kuflu, a także Mliko, czyli... kremową białą pianę, wypełniającą cały kufel. Mliko należy wypić szybko, zanim piana zamieni się w piwo. Aha - znawcy zaznaczają, że zamawiając je w pubie, czy karczmie powinniśmy zapłacić za nie połowę ceny normalnego piwa.
Latarnia morska pośrodku browaru
O tym, jak spektakularne są efekty pracy wykwalifikowanych bednarzy, mogłem się przekonać zwiedzając piwnice browaru. Te piwnice to właściwie sieć długich korytarzy, wykorzystywanych niegdyś do schładzania brzeczki w procesie dolnej fermentacji. Dziś część podziemi nadal jest wykorzystywana do produkcji Pilsnera tradycyjnymi metodami. Widok 38-hektolitrowych beczek pełnych zimnego, świeżego, nieprzefiltrowanego piwa, to doprawdy coś wspaniałego. A jeszcze wspanialszy jest fakt, że każda z beczek posiada malutki kranik. W sam raz na podstawienie kufelka. Warto dodać, że tradycyjnie warzone piwo jest codziennie porównywane z tym, wytwarzanym w nowej części browaru. Jak zapewnił mnie Vaclav Berka - oba smakują dokładnie tak samo.
Kufel napełniony przez mistrza
Pijąc ostatnie łyki Pilsnera przed zakończeniem moich piwnych wojaży, wspominałem rozmowę z Miloslavem Jarzabkiem, jednym z przewodników po browarze. Starszy, bardzo sympatyczny pan, który większość swego życia poświęcił na pracę w browarze, nie bawiąc się w dyplomację po prostu wypalił: "Jeśli uważasz, że robimy dobre piwo, to po powrocie do Polski, po prostu to napisz".
I cóż mi zatem innego pozostaje napisać panie Jarzabek, tym bardziej, że sam uważam dokładnie tak samo: W Pilźnie robicie cholernie dobre piwo!
Rafał Walerowski