Czy mężczyźni to lenie?
Tylko 4 proc. mężczyzn w Polsce robi pranie, 5 proc. sprząta, a 8 proc. gotuje obiady. Czy w dobie równouprawnienia i partnerstwa mężczyzna w polskiej rodzinie to w dalszym ciągu "pan i władca", który w domu nie robi (prawie) nic? No bo przecież od tego ma matkę, partnerkę czy żonę...
Wąska specjalizacja
Jedenastu mężczyzn na stu - jak wynika z sondażu CBOS - nie wykonuje żadnych prac domowych ani nie uczestniczy w wychowaniu własnych dzieci. W przypadku kobiet posiadających rodzinę i dzieci, losem gospodarstwa oraz potomstwa w ogóle nie interesują się cztery panie... na 10 tys.!
Kasia, studentka z Krakowa o relacjach w swoim rodzinnym domu opowiada tak: - Mama rządzi i wszystko w domu robi. Tata to leń skończony. Chodził do pracy i na tym się kończyła jego aktywność. Znaczy się, pracuje "po męsku" przy aucie, na polu... Ale żeby kibel umyć? Obraza księcia! Obiad za całe życie raz ugotował, kiedy mama była szósty tydzień w szpitalu, a babcia powiedziała, że na tego nieroba nie będzie robić. Placki mi usmażył - wyznaje dziewczyna.
Opinię Kasi potwierdzają badania przeprowadzone przez Annę Titkow, Danutę Duch-Krzystoszek i Bogusławę Budrowską - autorki książki "Nieodpłatna praca kobiet. Mity, realia, perspektywy". Wynika z nich, że mężczyźni w domach, jeśli oczywiście nie są singlami, robią tyle, co nic.
Panowie niewątpliwie są autorytetami i głównymi wykonawcami w sprawach związanych z samochodem (zajmuje się tym prawie 87 proc. mężczyzn), drobnymi naprawami (86 proc.) i odnawianiem mieszkania (73 proc.).
Mężczyźni, równie często jak kobiety, wyrzucają śmieci (robi to 50 proc. panów i 44 proc. pań - odpowiedzi nie sumują się do 100, bo respondenci mogli powiedzieć, że w domu zajmuje się tym ktoś inny, np. dziecko) i dokonują większych zakupów inwestycyjnych (zajmuje się tym 53 proc. kobiet i 43 proc. mężczyzn). Jednakże wszystkie pozostałe domowe czynności to już domena kobiet.
Mężczyzna w domu odpoczywa...
W przytłaczającej większości gospodarstw domowych to panie gotują, zmywają, robią zakupy, piorą, prasują, sprzątają, myją okna czy regulują opłaty (wykonywanie tych czynności deklaruje od 70 do 90 proc. kobiet). No i oczywiście zajmują się dziećmi - począwszy od ich ubierania, przez mycie czy spędzanie z nimi czasu, a na opiece w czasie choroby kończąc (ok. 95 proc. we wszystkich wymienionych kategoriach). Zadania domowe też z nimi odrabiają (78 proc.).\
Panom należy jednak oddać, że z dziećmi spacerują (25 proc.), odprowadzają do szkoły (33 proc.) oraz chodzą do kina czy wesołego miasteczka (38 proc.). Nierówny podział obowiązków domowych potwierdzają dane Głównego Urzędu Statystycznego: praca domowa mężatkom z dziećmi zajmuje średnio 4 godziny 54 minuty dziennie. Ich partnerom - połowę tego czasu. I to wcale nie dlatego, że szybciej pracują.
- Jeśli mam być szczera, to mój mąż uważa, że jego jedynym obowiązkiem domowym jest przyniesienie pensji. Wszystko inne jest na mojej głowie - mówi nieco rozżalona Anna, mężatka z 17-letnim stażem. - Czy to mało? - pyta Jerzy, jej mąż.
Zależy, jak na ten problem spojrzymy.
...i pracą się nie skala
Bezsprzecznie zdecydowana większość kobiet, również tych aktywnych zawodowo, pracuje w domu dłużej i ciężej. Autorki "Nieodpłatnej pracy kobiet" przytaczają wyniki badań, z których wynika, że panie "zatrudnione są" w domu na 25 etatach, m.in.: cukiernika, krawcowej, kucharza, nauczycielki, praczki, pielęgniarki czy sprzątaczki.
Nic dziwnego, że średnia wartość pracy domowej wykonywanej w każdym miesiącu przez kobietę (wliczając w to także powszechne "zajmowania się domem" czy "siedzenie z dzieckiem w domu", które w ocenie opinii publicznej nie uchodzą za pracę, a takimi w kategoriach ekonomicznych w istocie są) jest równa średniej płacy krajowej. W drugim kwartale 2011 r. było to dokładnie 3573,27 zł brutto (około 2,5 tys. zł netto).
Dr Ewa Kopczyńska z Zakładu Antropologii Społecznej Instytutu Socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego zauważa jednak, że problem nie polega na nierówności obowiązków, na tym, że ktoś robi coś więcej w domu, a ktoś inny zajmuje się tylko pracą poza nim.
- Problem w tym, że niektóre prace cieszą się mniejszym prestiżem - uważa dr Kopczyńska. - W gospodarce tradycyjnej kobiety i mężczyźni wykonywali prace, które nie były przeliczane na pieniądze. Z czasem ta sytuacja uległa zmianie i to, co prywatne, uzyskało niższy status niż to, co publiczne. Ten, kto wykonuje prace na zewnątrz, czyli angażuje się w "politykę zagraniczną gospodarstwa domowego", zajmuje wyższą pozycję w hierarchii władzy. A status pracy domowej jest niski, bo obowiązki związane z rodziną wykonywane przez kobiety uważa się za nie wymagające kompetencji, rutynowe i pozbawione wartości ekonomicznej - tłumaczy socjolożka.
- Mężczyźni, pewnie nieświadomie, unikają prac domowych, bo te rzuciłyby cień na ich status. Nie imając się kobiecych, wedle stereotypu, zajęć, stają się bardziej męscy w oczach własnych i cudzych - dodaje prof. Bogdan Wojciszke ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Kto poluje, a kto wyczekuje?
Panowie zajmują się w gospodarstwie domowym tym, czym zajmowali się przed wiekami. Choć społeczeństwa prą do przodu, czasy się zmieniają, równouprawnienie i partnerstwo są nośnymi sloganami, a kobiety stają się równorzędnymi partnerami w biznesie, polityce czy seksie, to jednak mentalnie tkwimy w głębokim średniowieczu. Lecz absolutnie sobie tego na co dzień nie uświadamiamy.
- Stara reguła mówi, że mężczyzna walczy, a kobieta sprząta i szykuje dom - uważa prof. Zbigniew Nęcki. - To ostatnio śmiesznie zabrzmiało podczas spotkania prezydenta Bronisława Komorowskiego z Barackiem Obamą. Nasz prezydent mówił, że "jeśli mamy razem iść na polowanie, to najpierw musimy mieć pewność, że nasz dom, nasze kobiety, nasze dzieci są bezpieczne". On to traktował pół żartem - pół serio, ale w jego i wielu innych głowach to obowiązuje. Nikt się do tego nie przyzna otwarcie, ale tego właśnie oczekujemy: mężczyzna poluje, kobieta gotuje - skoro ja zarabiam, to ty zajmujesz się domem. Oczywiście, szanse się wyrównują. Zmiany ku równości i identyczności oczekiwań zachodzą bardzo szybko. To mnie cieszy - mówi psycholog.
Tradycyjna mentalność ma się jednak cały czas bardzo dobrze i co najmniej pięć najbliższych pokoleń będzie jej wierne. Dopiero potem - jak przekonuje prof. Nęcki - dojdzie najpewniej w naszym kręgu kulturowym do pełnego równouprawnienia.
Placek ma być i już
Póki co, mężczyźni są raczej skorzy postępować w myśl "reguły placka", jaka często funkcjonuje w typowo śląskich domach. - Ślązak oczekuje od żony, że w niedzielę będzie placek, bo tego nauczyła go matka. Ciasto ma po prostu być i już. I to zrobione własnoręcznie, nie kupione - mówi prof. Nęcki.
Opierając się na tych samych, XIX- i XX-wiecznych modelach zachowań mężczyźni oczekują, że ktoś wyręczy ich w wypełnianiu domowych obowiązków. Nie ma jednak co za to ich winić, bo tak samo robili ich ojcowie, dziadkowie i pradziadkowie.
- Presja kulturowa, społeczna, psychologiczna i mentalna zmusza mężczyzn do działania poza domem. Kobiety są pod znacznie silniejszą presją czynności rodzinno-wychowawczych. I tutaj kultura nie zna litości. Szczególnie dla matek zaniedbujących dzieci, choć wprowadzenie urlopu tacierzyńskiego zapowiada szybki koniec tych społecznych tradycji - uważa prof. Nęcki.
- Póki co, my, mężczyźni, próbujemy wspierać kobiety, ale robimy to trochę na zasadzie takiego "cielaka" - drugiego dziecka, które kiwa głową i mówi: "Tak, tak, pomogę ci i wniosę wózek do przychodni". Kobiety, wszystko co robią dla nas i dzieci, robią z elementarnego poczucia troski - przekonuje psycholog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Prof. Wojciszke dodaje, że panie, które nie spełniałyby takich, dość patriarchalnych, wymagań społecznych, "czułyby się mniej kobietami".
Chłopcy na ręcznym sterowaniu
Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że kobiety są zniewolone przez mężczyzn. Socjologowie zwracają uwagę, że wcale tak łatwo nie poddają się władzy innych. De facto, one także rządzą mężczyznami!
- Kobiety sprawują pewien rodzaj władzy, choć czasami jest ona bardzo subtelna. To najlepiej widać, kiedy jedziemy do rodzinnego domu na wigilię i mama zaczyna nami rządzić: "Zrób to", "Dziś jemy to", "Idziemy tam"... Wydaje się, że jest to miękka struktura, bo kim ona jest? Gospodynią. Ale poddajemy się jej władzy i wchodzimy w swoje stare nawyki. Czasem mówi się, że ten, kto karmi, ten rządzi - mówi dr Kopczyńska.
Coś o tym wie Piotr, 29-letni informatyk z Krakowa. Gdyby nie Joanna, jego narzeczona, z którą mieszka, zginąłby śmiercią tragiczną. To ona dba o to, by zjadł, i by ludzie nie wytykali go palcami na ulicy.
- Piotrek w ogóle nie przykłada wagi do tego, jak wygląda, w co jest ubrany, i do tego, że w trampkach nie wychodzi się na kilkustopniowy mróz. Oczywiście, sam nic nie ugotuje, ale może siedzieć wśród stosów brudnych talerzy i w ogóle go to nie ruszy. Podejrzewam, że gdyby nasz kot zdechł na środku pokoju, to pewnie jedyne, co by zrobił, to obchodziłby go szerokim łukiem - wyznaje Joanna.
Przyznaje, że jej przyszły mąż działa wyłącznie na "ręcznym sterowaniu", bo to ona ordynuje mu prace w domu. Piotrowi jest to jednak na rękę. - Estetyka nie jest moją mocną stroną. Nie przeszkadza mi to, czy w podkoszulku pójdę raz czy dziesięć. Kilka brudnych kubków na biurku też mi nie wadzi. To Asia ma potrzebę ciągłego sprzątania. Uwielbia, gdy jest czysto. Poza tym, ona lubi rządzić i doskonale jej to wychodzi. Moja mama jest dokładnie taka sama - wyznaje 29-latek.
Jak te mumie...
O tym, że takie obrazki nie są rzadkością w polskich domach, świadczą statystyki. Zarówno 2/3 Polaków, jak i wiele Polek jest zdania, że sprzątanie, gotowanie czy pranie to naturalne obowiązki kobiet. Panie coraz częściej zmuszają jednak mężczyzn, by je w nich wyręczali.
- Głęboką rozpacz i niezadowolenie widać na twarzy gościa, który ma przejść z wózkiem wokół osiedla. Widać, że go wygonili: dziecko ułożone, przykryte. On ma tylko przepchnąć. Żadnej inicjatywy z jego strony: nie zaglądnie, nie zobaczy. Idzie jak ta mumia. Wyraźnie widać presję współzależności - opisuje prof. Nęcki tatusiów, których nierzadko obserwuje z okien swojego mieszkania.
- Prawda jest taka, że jeżeli nie nadajesz się do małżeństwa, to najbardziej widać to po twoim tradycyjnym, stereotypowym działaniu: nie chodzisz na spacery z dzieckiem, bo zbijasz półki. To prowadzi do zgrzytów, które kończą się niezadowoleniem i kryzysem małżeńskim. Panowie, aktywizowani do działania przez kobiety, muszą jednak pamiętać, że czasy potwornej przewagi męża w relacji do żony się skończyły. To już nie dawna Anglia, kiedy istniał tzw. kaganiec jędzy, rodzaj hełmu z kneblem, który na głowę żony wkładał mąż zmęczony jej gderaniem - śmieje się psycholog.
Obecnie sytuacja zmierza dokładnie w drugą stronę.
Gdy kobiety rodziły, ojcowie pili...
Z badań przeprowadzonych przez autorki "Nieodpłatnej pracy kobiet" wynika, że panie czują się przede wszystkim matkami (26 proc. odpowiedzi) i żonami (24 proc.). Dopiero na kolejnych miejscach w ich ocenie znalazły się kategorie: "kobieta" i "człowiek" (po 22 proc.). Mężczyźni natomiast definiują się zgoła odmiennie - najwięcej z nich czuje się po prostu "człowiekiem" (35 proc.). W następnej kolejności panowie określają się jako mężowie (29 proc.) i mężczyźni (14 proc.). Ojcem czuje się co 12. mężczyzna.
- Role kobiety i mężczyzny są jednak redefiniowane - uważa dr Kopczyńska. - Co to znaczy prowadzić dom i co to znaczy zarabiać na życie? Profesjonalizacja dotyka obu tych sfer. Ponadto pewna ideologia i klimat opinii wokół równouprawnienia sprzyja temu, że wstydzimy się powiedzieć: "Wiesz, ja jestem kurą domową, a mój mąż nic w domu nie robi". On się natomiast wstydzi powiedzieć: "Wiesz, przychodzę do domu, wypiję piwko i w sumie nie wiem, co u moich dzieci". Tego rodzaju postawy przestają być modne, więc tracą na znaczeniu. Trudno sobie tym samym wyobrazić w przyszłości tradycyjne społeczności ze sztywnym podziałem ról - wyjaśnia socjolog.
Zmianę w podejściu do rodzinnych obowiązków kobiet i mężczyzn podkreśla także prof. Nęcki.
- We współczesnych małżeństwach kobiety mają prawo do opuszczania obowiązków i wymagania, by panowie też posprzątali czy ugotowali. Obecnie młodzi mężczyźni przejmują coraz więcej obowiązków domowych, łącznie z kąpaniem noworodków, co kiedyś było nie do pomyślenia jako tradycyjny zakres władzy kobiet. Wszystko zaczyna się od wspólnego porodu, bo do niedawna był on uważany za sprawę stricte kobiecą. Myśmy w tym czasie pili, żeby dziecko było zdrowe. To mi się podobało i tak przywitałem swoich synów. Ale już moi asystenci - "za rąsię" i z żoną na porodówkę. Szacunek pełny! Ale jak już rodzimy razem, to i kąpiemy razem, i wychowujemy razem, i działamy razem - uważa psycholog.
...a teraz to oni zajmują się dziećmi
Czyżby mężczyźni aż tak "skobiecieli" i zmiękli, że w odróżnieniu od swoich przodków bardziej ciągnie ich do wycierania dziecięcej pupy niż do wiercenia dziur w ścianie? Otóż, zdaniem socjologów, robią tak, bo najzwyczajniej w świecie przestają im się podobać dotychczas odgrywane przez nich role społeczne.
- Niegdyś zajęcia typowo kobiece, prywatne lub z pogranicza prywatności i życia publicznego, stają się obecnie atrakcyjne dla mężczyzn. Potraktowanie wychowywania dzieci jako pewnego projektu sprawia, że ta sfera życia zaczyna być atrakcyjna także dla panów. Oni sami chcą się w to włączyć. Raz, że to jest dla nich cenne, a dwa, że współcześnie rzadko jedna pensja - ta "zwierzyna" upolowana przez mężczyznę - wystarcza, by wyżywić rodzinę. Oczywiście, model "ojciec - zarabia, matka - wychowuje" ma się nadal bardzo dobrze, ale wydaje się, że w związku z coraz większą możliwością wyboru ról, które przestają być przypisane określonej płci, cały system zaczyna trzeszczeć - zauważa dr Kopczyńska.
O tym, że odgłosy zmiany systemu są coraz donioślejsze, a jego efekty coraz lepiej widoczne, świadczy chociażby historia Marka. - Nigdy jakoś specjalnie nie dbałem o porządek wokół siebie. Po ślubie praniem, sprzątaniem, gotowaniem i całą resztą domowych spraw zajmowała się moja żona. Ja siedziałem w pracy. Ale kiedy urodził się nam syn, zacząłem powoli przejmować te obowiązki - trochę z przymusu, a trochę z ciekawości, czy dam radę. Dałem. Żona pracuje w biurze osiem godzin dziennie, a ja zajmuję się domem i, dwuletnim już, Jaśkiem. Nie rzuciłem pracy - robię to, co robiłem, ale nie w biurze tylko między obieraniem ziemniaków, a zabawą z małym. Ciężko jest to wszystko pogodzić, ale fajnie być cały czas z dzieckiem - wyznaje 34-letni radca prawny z dużego miasta na Śląsku.
Teraz będą rządzić kobiety
Takich ojców i mężów jak Marek, póki co, wciąż nie ma wielu. Ale będzie ich coraz więcej, bo - jak prognozuje prof. Nęcki - idą czasy rządów kobiecych. Mężczyźni mogą się więc spodziewać zwiększenia kobiecej presji na równiejszy podział obowiązków rodzinno-wychowawczych.
- Panowie, my mamy współpracować i mamy się dzielić obowiązkami. Mamy pomagać w zakupach, w kuchni i w łóżku. Ale nie "zmiękczajmy się" kompletnie, bo "kobiecenie się" mężczyzn paniom się nie podoba. One chcą porządnego mężczyzny, ale nie chcą władcy. Niewyobrażalna przewaga mężczyzn nad kobietami i dziećmi to już przeszłość. Teraz to się wyrównuje. Bądźmy jednak mężczyznami! Miejmy swoje, męskie zadziorki i pomysły, ale jednak w żadnym wypadku nie uciekajmy się do przemocy - apeluje psycholog.
Jednocześnie przypomina, że równość nie może być utożsamiana z identycznością. - Wbrew temu, co ludzie myślą, dogadać się Polką jest równie trudno jak z Chinką. My nie jesteśmy identyczni. Jesteśmy równi prawnie, obyczajowo i moralnie, ale różni pod względem zdolności, psychiki, motywacji, umiejętności i działań. Te różnice widać w małżeńskich obowiązkach. Trzeba je jednak uszanować, nie oceniając, kto lepszy, a kto gorszy - tłumaczy prof. Nęcki.
Wtedy też odpowiemy sobie na pytanie postawione na początku artykułu: czy mężczyźni to lenie? Otóż nie. A jeśli nawet, to takie same jak kobiety.
Nie oczekuj, działaj
- Mężczyźni lubią się poobijać, ale kobiety też lubią leżeć i pachnieć. Jedna z teorii mówi, że człowiek z natury jest leniwy - uważa prof. Nęcki.
Dr Kopczyńska dodaje, że lenistwo to cecha stworzona przez system społeczny. - Jeżeli można czegoś nie robić, to się tego nie robi. Podejrzewam, że większość kobiet o przeciętnych zdolnościach manualnych, przy odrobinie wysiłku, byłaby w stanie naprawić samodzielnie pralkę czy samochód. Ale po co? Skoro może to zrobić ktoś inny, kiedy można to załatwić prościej. To działa w obie strony i dzieje się bezrefleksyjnie - tłumaczy socjolog.
Zamiast jednak narzekać na leniwego partnera, warto zmienić własne oczekiwania. - Zapytałem kiedyś pewnego buddyjskiego lamy - mówi prof. Nęcki - czy kiedy przychodzę z pracy do domu i mówię: "Żono, chcę zupę pomidorową", a ona nie ma ochoty na gotowanie, to mam prawo jej oczekiwać czy nie? "Ty chcesz zupę pomidorową - odpowiedział lama - więc ją sobie ugotuj".
- I to jest najlepsze wyjście - podsumowuje psycholog. - Chcesz czegoś, to sam to zrób. Nie oczekuj, by inni cię uszczęśliwiali. Nie zmuszaj też innych, by realizowali twoje zachcianki. Jeżeli ktoś chce ci pomóc, dogodzić - proszę bardzo, ale ty sam nie masz prawa tego oczekiwać. Nawet od własnej żony czy męża.
Marcin Wójcik
Zobacz wspomniany skecz Kabaretu Foch (Formacji Chatelet) pt. "Ojciec i syn":