Czy rzeczywiście warto tyle płacić?

Często pozornie drobna różnica może sprawić, że konsument zacznie się wahać. Pojedynczy cent, pens czy grosz nie ma dla nas znaczenia w sensie ekonomicznym, dlaczego więc jego wpływ jest tak ogromny?

Oj, nie lubimy dużo płacić, nie lubimy...
Oj, nie lubimy dużo płacić, nie lubimy...© Panthermedia

Z natury jesteśmy leniwi

Termin "koszty transakcji" ma korzenie w teorii firm stworzonej przez laureata Nagrody Nobla Ronalda Coase'a, która głosi, że podmioty gospodarcze istnieją po to, by zminimalizować przerost komunikacji wewnątrz zespołów i między nimi. Ma to związek z poznawczym obciążeniem koniecznością przetwarzania informacji, aby dociec, kto i za co powinien być odpowiedzialny, komu można ufać, i tak dalej.

Dziesięć porad, jak oszczędzać czas

Weźmy na przykład prezentację w PowerPoincie zatytułowaną "Dziesięć porad, jak oszczędzać czas, każda za centa". Mentalny koszt podjęcia decyzji, czy cała rzecz jest warta 10 centów, czyni całą sprawę nieopłacalną. Wielu potencjalnych klientów zniechęci płatność i długi proces rejestracji. W dodatku przychód z mikropłatności jest z definicji naprawdę niewielki. To najgorszy możliwy wybór: wysoki koszt psychologiczny, który nie pociąga za sobą konkretnego dochodu. (Szabo miał rację: mikropłatności w większości są po prostu nieefektywne).

"Nie da się spaść z podłogi"

Dla twórcy bardziej zainteresowanego zasięgiem niż dochodem praca za darmo ma sens. W układzie, w którym większość uczestników transakcji pobiera jakąś opłatę, uwolnienie treści daje przewagę nad konkurencją. Jak mawiają alkoholicy: "Nie da się spaść z podłogi". Każdy, kto oferuje treść za darmo, ma na wejściu ogromną przewagę, nie można go pobić, można się z nim tylko ścigać, ponieważ propozycja: "Zapłacę ci za czytanie bloga", jest na dłuższą metę dość kosztowna.

"Czy to naprawdę jest tyle warte?"

A więc jeżeli na poziomie psychologicznym (a cała ekonomia bazuje na psychologii) możemy wyeliminować pytanie: "Czy to naprawdę jest tyle warte?" - jesteśmy wygrani. Warto wiedzieć, że istnieją inne, mentalne koszty transakcji - od martwienia się, czy to jest naprawdę za darmo, przez rozważanie niefinansowych kosztów, jak na przykład wpływ darmowych gazet na środowisko, aż po zwykłą obawę, że z darmową gazetą będziesz wyglądać jak dziad. (Znajomy opowiadał mi, że używane meble, które wystawia przed dom, znikają tylko w nocy). Ale pominąwszy te koszty, wyłączenie pieniędzy z całej transakcji znacznie zwiększa zasięg produktu.

"Różnicą jednego centa"

"Za darmo. Przyszłość najbardziej radykalnej z cen" /fot. Znak literanova

Zupełnie inna bajka

Prawda jest taka, że cena zero to jeden rynek, a jakakolwiek inna cena to zupełnie inna bajka. W wielu przypadkach stanowi ona o różnicy między wielkim rynkiem a brakiem rynku.

Powyższy tekst pochodzi z książki Chrisa Andersona "Za darmo. Przyszłość najbardziej radykalnej z cen" wydanej nakładem wydawnictwa Znak literanova.

Zaintrygowały cię słowa Andersona? Już teraz możesz pobrać ebooka "Za darmo" zupełnie... za darmo. Sprawdź: www.woblink.com

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas