Fanatyk Hitlera: Dom zamienił w kwaterę wodza III Rzeszy
Starość nie zawsze idzie w parze z życiową mądrością. Pewien belgijski emeryt znalazł się w poważnych tarapatach po tym, jak okazało się, że swój dom przerobił na kwaterę ku czci... Adolfa Hitlera.
Georges Boeckstaens, 75-letni mieszkaniec małego miasteczka Keerbergen uznał, że ujawnienie swoich fascynacji Adolfem Hitlerem będzie znakomitym pomysłem. Teraz, gdy zainteresowała się nim prokuratura, grozi mu nawet rok więzienia.
Zaczęło się niewinnie. Emeryt stopniowo wzbogacał swoją posiadłość o kolejne elementy wystroju: swastyki, insygnia trzeciej rzeszy, czy salutujące figurki stojące w ogrodzie. Drzewo w ogrodzie i komin udekorował banerami z napisem "Mein Kampf" w języku holenderskim.
Potem dom przemianował na "Orle gniazdo", nawiązując tym do herbaciarni na Kehlsteinie w Bawarii, będącej prezentem urodzinowym NSDAP na 50. urodziny Adolfa Hitlera. Sam chodził ubrany w wojskowe uniformy, a odwiedzającym go fotoreporterom pozował, ochoczo przy tym "hajlując".
75-latek długo uważał, że zabawa w Hitlera to świetny sposób na spędzenie emerytury, lecz zanosi się na kres tej maskarady. Do gry wkroczył bowiem prokurator, który rozpoczął śledztwo w sprawie propagowania ustroju faszystowskiego i negowania holokaustu (kłamstwa oświęcimskiego).
Sam Boeckstaens jest zaskoczony obrotem sprawy i przekonany, że nie zrobił nic złego.
- Nie robię nikomu krzywdy. Nigdy nie byłem notowany. Jeśli chcą mnie zamknąć, powinni po prostu to zrobić - rozkłada ręce.
W rozmowie z z belgijską gazetą De Morgen przyznaje jednocześnie, że określa siebie samego mianem neonazisty i fanatyka Hitlera. Przyznaje także, ze jego dwóch wujków w czasie II wojny światowej zaciągnęło się na ochotnika do niemieckiej armii.
Tłumaczy też, że z tego powodu po wojnie jego rodzinę spotkało wiele nieprzyjemności. Matce ogolono głowę, a on sam siedział w ostatniej ławce w szkole i był nękany przez rówieśników.
- Z nudów zacząłem czytać książki na temat Hitlera i jego armii. Stopniowo zacząłem odczuwać sympatię do tego człowieka i sposobu jego myślenia - wyznaje.
Tej sympatii nie odczuwa jednak występująca w roli oskarżyciela publicznego antydyskryminacyjna grupa "Unia". Jej przedstawiciele czuwać będą nad tym, by mężczyzna tym razem nie uciekł od odpowiedzialności za swoje czyny. Tym razem, ponieważ podobne postępowanie toczyło się przeciw niemu w 2014 roku. Sąd uznał wówczas, że emeryt nie zasługuje na wyrok.