"Nie jesteśmy Talibami!". Zalani falą nienawiści Sikhowie edukują Amerykę
Po 11 września 2011 nie mieli łatwego życia w USA. Notorycznie mylono ich z Talibami, przez co stali się ofiarami nienawiści i wykluczenia społecznego. Tymczasem Sikhizm, to przecież najbardziej przyjazna i tolerancyjna religia świata. Czy może zatem dziwić, że Kalifornijscy Sikhowie na agresję otaczającego świata odpowiedzieli pokojowo?
- Po 11 września Sikhowie stali się celem fali hejtu. Czuliśmy potrzebę zrobienia czegoś w tym momencie. Zastanawiałem się, jak możemy wejść w interakcję z innymi społecznościami, ludźmi innych wyznań, wyedukować ich i powiedzieć, kim jesteśmy. W pewnym momencie pomyśleliśmy - załóżmy grupę motocyklistów - mówi Gurinder Singh Basra, prezes i założyciel Sikh Motorcycle Club Rides. Pierwszego w USA "gangu" motocyklistów w turbanach.
Specyficzne nakrycie głowy to u Sikhów jedna z pięciu "ka" - kluczowych zasad, którymi kierują się w życiu. Zasada "kes" mówi o obowiązku noszenia długich włosów, symbolizujących siłę i witalność. Sikh swych włosów nigdy nie obcina, a może pokazać je tylko żonie.
- Mój tata daje ludziom inne spojrzenie. Tłumaczy, że nie jesteśmy złymi kolesiami. Jesteśmy tymi dobrymi - mówi Afftab Singh Basra, członek klubu i syn założyciela.
Gdyby była to grupa katolickich motocyklistów, moglibyśmy powiedzieć, że ich główną misją jest ewangelizacja. Członkowie Sikh Motorcycle Club Riders podróżują bowiem na swoich maszynach po USA i niosą dobrą nowinę, propagując Sikhizm i nauczając tych Amerykan, którzy kierując się najprostszymi stereotypami są w stanie pomylić ich z noszącymi czarne turbany Talibami.
Grupa powstała formalnie w 2012 roku po masakrze w Wisconsin. Wtedy do świątyni Sikhów wdarł się Wade Michael Page i otworzył ogień do zgromadzonych tam wiernych, zabijając sześć osób, a kolejne cztery raniąc. Amerykanin nie przeżył strzelaniny. Został zastrzelony przez policjantów (wg. niektórych źródeł - sam popełnił samobójstwo). Motywem zbrodni miała być rzekomo nienawiść do obcej mu religii.
Dziś w USA żyje od 250 do 500 tysięcy Sikhów. Amerykanie mają jednak wciąż duży problem, aby odróżnić ich od przestawicieli innych wyznań. Dlatego Sikhowie poświęcają wiele czasu i sił, aby przekonać swoich nowych sąsiadów do siebie i wytłumaczyć, że Sikhizm wierzy w równość i pomoc innym.
- Doświadczyłem nienawiści, ponieważ jestem Sikhem i wyglądam inaczej. Jeżdżenie na motocyklu to spełnienie jednego z wielkich amerykańskich marzeń. Sikhowie w Indiach są znani jako wojownicy, którzy świetnie jeżdżą konno. A dziś motocykle to konie obecnych czasów, więc stworzyliśmy nasz klub, by w końcu mieć coś wspólnego - wyjaśnia Gurinder Singh Basra.
- Osobiście widziałem wiele osób, które zmieniły swoje zdanie o nas, po tym jak nas spotkały i dowiedziały czegoś nowego o naszej religii. Myślę, że mamy spory wpływ na społeczność w której żyjemy. Byliśmy również w stanie wyedukować wielu ludzi z całej Ameryki - podkreśla z dumą w głosie założyciel motocyklowego "gangu" Sikhów.