Tafefobia: Strach przed pogrzebaniem żywcem
Opowieści o zombie mogą mieć źródło w przypadkach ludzi przez pomyłkę uznanych za zmarłych i pochowanych jeszcze za życia. Chopin tak się tego bał, że kazał rozkroić swoje zwłoki. Zaś Poe wymyślił trumnę bezpieczeństwa...
W starożytności bywało, że ludzie, których uznano za zmarłych, przytomnieli na płonących pogrzebowych stosach. Ba, nawet dziś zdarza się, że rzekomi "umarli" budzą się nagle w kostnicy. A przecież kiedyś medycyna stała na niższym poziomie. Nie znano takich pojęć jak śmierć kliniczna, stan wegetatywny, śpiączka, letarg...
Nekrofil uzdrowiciel
Z postępem nauki, w czasach oświecenia, problematyce zaczęli przyglądać się lekarze. Tylko we Francji stwierdzili w tym czasie dziesiątki przypadków przedwczesnych pogrzebów. XVIII-wieczny naukowiec Antoine Louis (który zdobył sławę jako projektant gilotyny) opisał wręcz niewiarygodne wydarzenie.
Po zgonie pewnej dziewczyny, przy jej zwłokach zaofiarował się czuwać prze noc pewien mnich. Nie zamierzał jednak się modlić: postanowił wykorzystać zmarłą. I następnego dnia dziewczyna nagle się przebudziła! Zakonnik-nekrofil rzecz jasna nie czekał na podziękowania, tylko wziął nogi za pas.
Nawet jeśli ta historia nie jest prawdziwa, pewne są inne przypadki, i to dotyczące prominentnych osób. Nicephorus Glycas, biskup wyspy Lesbos, miał 80 lat, gdy w 1896 r. stwierdzono jego zgon. Zgodnie z tradycją, przybrano zwłoki dostojnika w bogaty strój i posadzono na tronie, by żałobnicy go pożegnali. Jednak na drugi dzień po "zgonie" metropolita ocknął się i zaczął dopytywać, w jakiej ceremonii bierze to udział!
Lęki artystów
W istocie przez cały XIX w. panował wręcz paranoiczny strach przed pogrzebaniem żywcem. Fryderyk Chopin, umierając w 1849 r. w Paryżu, zaklinał bliskich: "Kiedy ten kaszel mnie zadusi, zaklinam Was, każcie otworzyć me ciało, by mnie nie pochowano żywym". To podczas takiej sekcji wycięto ze zwłok artysty serce, które przewieziono do ojczyzny. Przedwczesnego pogrzebu bał się też duński baśniopisarz Hans Christian Andersen. Aby do tego nie dopuścić, przed snem zostawiał karteczki informujące, że nie umarł, tylko śpi.
Jednakże tafefobia szczególnie wyziera z twórczości mistrza grozy Edgara Allana Poego. Nawiązywał do niej w "Berenice", "Zagładzie domu Usherów", "Czarnym kocie", "Beczce Amontillado" a przede wszystkim w opowiadaniu "Przedwczesny pogrzeb" (1844).
Patent na trumnę
Jego narrator podjął ze strachu niezwykłe środki ostrożności: "Kazałem w ten sposób przebudować grobowiec rodzinny, żeby go można było z łatwością otworzyć od wewnątrz. Najlżejszy nacisk na długą dźwignię, sięgającą daleko w głąb sklepu grobowego, wystarczał, by żelazne podwoje otwarły się na oścież.
Były tam także urządzenia umożliwiające swobodny dopływ światła i powietrza jako też odpowiednie schowki na pokarm i wodę". Przygotował też specjalną trumnę: "Posiadała wieko urządzone w taki sposób jak podwoje grobowca, z dodatkiem sprężyn, które przy najlżejszym poruszeniu ciała uwalniały je z zamknięcia. Ponadto na dachu grobowca kazałem zawiesić wielki dzwon, od którego przez otwór w trumnie miano przeprowadzić łączącą go z ręką trupa".
Pół wieku później podobne urządzenie - istniejące realnie, a nie w pisarskiej wyobraźni - opatentował niejaki Michel de Karnice-Karnicki, carski szambelan, wywodzący się z polskiej szlachty. Szacował on, że od czasów Chrystusa aż 4 mln nieszczęśników mógł spotkać przedwczesny pogrzeb! Lecz jego trumna bezpieczeństwa nie stała się hitem. Za to w wielu miejskich kostnicach pracownicy zaczęli zwracać większą uwagę na przechowywane zwłoki. W Monachium przy ciałach mocowano nawet dzwonki alarmowe. Dziś wzięlibyśmy to za jakiś makabryczny dowcip. A przecież... czy nasz strach minął?
***
Prawda o żywych trupach jest dziwniejsza od fikcji
Złowieszcze żywe trupy atakują z ekranów kin, telewizorów i komputerów. Uwielbiamy się ich bać. Myśl o tym, że nadejdą chwiejnym krokiem, zwiastując kres cywilizacji, pochłonęła miliony na całym świecie. Adam Węgłowski - człowiek, który zjadł zęby na zombie - udowadnia, że nie jest to wcale nowy fenomen. Ludzkość drżała ze strachu przed żywymi trupami już dwa tysiące lat temu. I miała ku temu doskonałe powody.
Autor wyrusza śladami zombie w podróż przez epoki i kontynenty. Przemierza Afrykę, Karaiby, Bliski Wschód i dziewicze puszcze średniowiecznej Polski. Zagląda do laboratoriów wybitnych biologów i analizuje czarnoksięskie księgi. Jego wnioski są zatrważające.
Od mrożących krew w żyłach rytuałów Haitańczyków, po polowania organizowane przez istniejących naprawdę polskich wiedźminów - walka z żywymi trupami trwa od najdawniejszych czasów. A współczesna nauka tylko potwierdza, że jest się czego bać.