Piotr Szumowski: „Zwieńczę to wszystko występem na Antarktyce”

Piotr Szumowski podczas jednego z występów /KAROLINA MISZTAL/REPORTER /East News
Reklama

Piotr Szumowski bawi swoimi występami nie tylko w Polsce, ale również w innych zakątkach świata. Kilka lat temu wybrał się w podróż dookoła świata i za niedługo planuje to powtórzyć z jeszcze większym rozmachem. O tym wszystkim, ale także o innych przeróżnych historiach, które go spotkały, opowiedział wyjątkowo ciekawie w poniższym wywiadzie.

Jak to się stało, że zostałeś stand-uperem?

- To był bardzo przypadkowy ruch. Nie wiedziałem nawet, co to jest stand-up, zanim nie wszedłem na scenę. Miałem 16-17 lat, umówiłem się z dziewczyną na randkę w Warszawie i ona przyszła... ze swoim chłopakiem. Zaczęliśmy razem spędzać czas, ale oni powiedzieli, że o 21:00 wracają.

- Zadzwoniłem do swoich braci, którzy akurat wtedy robili kurs "Toastmasters", gdzie uczyli się przemawiać. Mieli wieczór stand-upowy w ramach tego kursu i musieli się zaprezentować. Przyszedłem tam i było fatalnie. Ani nie było żadnego profesjonalnego komika, ani nikomu nie zależało, żeby był, więc w momencie kiedy prowadzący zobaczył małolata, który jest troszeczkę podchmielony, to po prostu powiedział, że muszę wejść na scenę.

Reklama

- Nic nie mówiąc, wszedłem na nią i zacząłem opowiadać o dniu, jaki właśnie przeżyłem. Do dzisiaj uważam, trochę sentymentalnie, że to był jeden z najlepszych występów, jaki dałem, bo był absolutnie szczery. Tam nie było u mnie żadnej techniki stand-upowej, ale było 100 procent autentyczności.

- Zszedłem ze sceny po jakichś 10 minutach, cały się trząsłem, bo w sumie nie wiedziałem do końca, co robię, co się dzieje. Chciałem wyjść na chwilę, stanąłem w kolejce po kurtkę i spytałem się pani przede mną, czy też po nią czeka, a ona powiedziała, że czeka na autograf i gdzieś się jej podpisałem. Wtedy wiedziałem, że chce to robić.

Czy już w szkole rozśmieszałeś ludzi i byłeś takim klasowym śmieszkiem?

- Myślę, że różni ludzie różnie powiedzą. Ja bardzo często zmieniałem szkoły, wychowałem się trochę w Polsce, trochę zagranicą. Inne rolę spełniałem w różnych grupach. Były momenty, gdy ktoś mógłby mnie tak nazwać, ale były też momenty, gdzie totalnie nigdy by tak nikt nie pomyślał. Gdybyś powiedział moim znajomym z Irlandii, że zostałem komikiem, to by się wszyscy zdziwili, a gdybyś spytał się moich nauczycieli w podstawówce, to by... się spytali, co to jest stand-up?

Jak wygląda życie stand-upera?

- Jak jesteś w trasie, to są to podróże, hotele, występy, później wyście na piwo i powtórka z rozrywki. Jak nie jesteś w trasie, to jest dużo pisania, dużo motywowania się do tego, żeby po prostu usiąść i kminić rzeczy. Rozpisać to, pomyśleć o tym. Ten element jest inny dla różnych komików. Ważne jest, aby mieć jakiś swój schemat pracy. Oprócz tego jest dużo czasu wolnego.

Jak wspominasz swój najgorszy występ?

- Zastanawiam się, o którym opowiedzieć. (śmiech) Ostatnio miałem jakiś dziwny występ w Jaworznie. To jest taki najświeższy najgorszy. Byłem w trasie, bardzo dobrze mi szło, 15 występów za pasem, super idzie. Przychodzi szesnasty... no i cisza na sali. Z jakiegoś powodu nie idzie dobrze - trochę z mojej winy, trochę sala nie sprzyja, trochę wszystkiego. Jest dzień, gorąco, duszno, pierwszy rząd pusty etc.

- Schodzę ze sceny trochę zamulony, bo widownia zupełnie nie reagowała, po czym słyszę jak cała publiczność zaczyna skanować "bis, bis". Wchodzę na scenę ponownie. Robię 10 minut bisu...  i dalej w ciszy. Zastanawiam się, po co chcieliście bisu, jak nikt się tu nie bawi, a wy mnie jeszcze męczycie. To było bardzo dziwaczne.

Czy nie nudzi cię przedstawianie tego samego występu któryś raz? Czy to nie jest strasznie monotonne?

- Potrafi być. Jest to pułapka, w którą stand-uperzy wpadają. Są pewne rzeczy, które możesz robić, żeby tego uniknąć. Bill Burr, taki amerykański komik, kiedyś opowiadał, że w momencie kiedy on się wbija w taki stan, to zaczyna na przykład krzyczeć na scenie, żeby wybić się z rytmu. Robi coś szalonego, żeby nagle trzeba było się z tego wybronić, albo dalej podawać materiał, wiedząc, że w sumie jest inna atmosfera na sali niż zawsze.

- Są pewne techniki, które się wykonuje, żeby to cały czas było żywe i ciekawe. Ja staram się codziennie odczuwać bodźce, zmieniać materiał, dodawać żarty. Często robię występ, w którym najważniejszy dla mnie żart będzie na przykład w 40 minucie, bo tego samego dnia go wymyśliłem. Widownia nie ma pojęcia, że to jest ten moment, na który ja czekam.

Jaki masz stosunek w czasach poprawności politycznej do żartów uważanych za rasistowskie, szowinistyczne czy homofobiczne?

- Mam mieszany stosunek. Wiem, że jest teraz taka narracja ogólnoświatowa, że komicy są ograniczani przez tę poprawność polityczną. Na pewno zdarzają się takie przypadki i czasami sam to odczuwałem, ale szczerze, czasami mam wrażenie, że u nas jest za mało tej poprawności politycznej.

- Choć jestem ogromnym zwolennikiem wolności słowa, to jak oglądam polityków, komików czy ludzi showbiznesu, którzy wypowiadają tego typu teksty, to jestem bardzo zaskoczony, jak publiczność to chłonie. Widownia bije brawo i nie reaguje, mimo że jest to skrajne podejście do tematu.

- Jeżeli ktoś mówi takie rzeczy, to nie powinno być ograniczenie na zasadzie "ty już nie powinieneś występować" albo "ty zostaniesz wyrzucony". Tylko powinno to być na zasadzie, że "nas to nie bawi, więc przestań to mówić". W ten sposób powinny się wyznaczać granice.

- Czasem ta granica przesuwa się za wolno, bo słyszę, jak komicy mówią skrajnie rasistowskie lub seksistowskie teksty, gdzie publiczność klaszcze, a mam wrażenie, że powinni oni zostać wygwizdani. Nie pozwalajcie im takich rzeczy mówić. Więcej autokontroli w stand-upie jest teraz ze strony komików niż widowni.

"Komik dookoła świata" - skąd pomysł na objeżdżanie świata i występowanie? To dość niespotykane.

- Jak wyjeżdżałem w podróż dookoła świata, to większą wartością dla mnie była podróż niż stand-up. To jest moja pasja, która została u mnie zaszczepiona, jeszcze gdy byłem młody. Wychowałem się w większości zagranicą, więc zawsze ten element podróżniczy był w moim życiu.

- Podróż dookoła świata była marzeniem de facto niejednego z nas. Większość z nas o tym myślało, chciało i nie do końca potrafiło się odważyć. Komuś tam czas nie pozwalał, może pieniądz, może tysiąc różnych spraw, a ja miałem idealny moment na to. Zmotywowałem się, zacząłem zbierać pieniądze, skończyłem licencjat z socjologii i nic mnie nie trzymało w Polsce.

- Robiłem wtedy stand-up, ale w żaden profesjonalny sposób. Nie była to do końca moja ścieżka kariery, tylko coś, co się robi na boku i to poznawanie sceny stand-upowej na całym świecie było na zasadzie "czemu nie?".

Czym się różnią występy stand-upowe w różnych krajach? Czy różne kultury inaczej reagują?

- Bardzo ciężko to określić, bo większego wpływu na to nie ma kraj, tylko na przykład sala. Ciężko porównać, jak się występowało w Boliwii w sali na 50 osób do Tajlandii, gdzie miałem 300 osób na pięknej sali z niską sceną i gdzie ludzie pili alkohol, a tam nie mogli. Tego typu różnice tworzą skrzywiony obraz. Ja uważam, że tak samo każdy kraj jest inny i tak samo każdy kraj jest podobny.

- Często podaje taki przykład, że każdy kraj myśli, że pije najwięcej. Każdy kraj też myśli, że jest leniwy. U nas w Polsce mówimy, że "z Polakiem nie chcesz pić, Polak to pije dużo wódy" i byłem totalnie zdziwiony, jak w Indiach Hindusi mówili, że "z Hindusem nie chcesz pić, bo Hindusi to tyle piją" i później jedziesz do Francji i Francuz mówi to samo. Są pewne rzeczy, o których my chcemy myśleć, że jesteśmy unikatowi w tym, a to jest ogólnoświatowe.

- Kiedyś byłem w sklepie w Tajlandii, wchodzę tam i wszystko jest inne: literki, liczby, zapachy. Próbuję znaleźć mleko i nawet nie wiem, czy tam sprzedają takie rzeczy. Nie rozumiejąc niczego, co się tam dzieje, widzę dwóch ekspedientów: jeden wysoki chudy, drugi gruby i niski. Oni się na mnie patrzą i śmieją. Nie do końca wiem, co się dzieje i w pewnym momencie gruby uderza w rękę tego wysokiego. Ja wtedy zrozumiałem, że wszyscy jesteśmy identyczni. Jak ci się nudzi w sklepie i jesteś z kumplem, to uderzysz go w ramię, bo ci się nudzi. W takiej sytuacji nie ważne, z której półkuli jesteś, ale uderzysz swojego kumpla, bo tak chcesz zrobić dla żartu.

Masz jakieś ogólne wnioski z tych podróży? Da się to jakoś krótko podsumować?

- Tak ogólnie na pewno prawdą jest sformułowanie, że podróże kształcą. A jak już mówiliśmy o rasizmie czy ksenofobi, to jeżeli jest jakiś sposób, żeby ludzie byli bardziej tolerancyjni, otwarci, to tego typu podróże są absolutnie kształcące i otwierające głowę.

Jaka była najbardziej "przypałowa" sytuacja podczas podróży?

- Kiedyś bodajże w Peru rozmawiałem po występie z jakimś komikiem na placyku. Rozmowa była tak dobra, że gdy usłyszałem strzały z niedaleka i powiedziano mi, że to 300 metrów stąd, to miałem takie "a to spoko, to dalej siedzimy".

- Takich sytuacja było dużo, ale one zawsze miały dobry koniec. A taka akcja, o której wcześniej nie opowiadałem, a która mogła się dziwnie skończyć, to gdy jeździłem autostopem po Bałkanach ze swoją dziewczyną. Ona nie była jeszcze do końca obeznana z podróżowaniem. Zatrzymało się dwóch typów czarną betą i powiedzieli, że mogą wziąć moją dziewczynę, a mnie już nie. Moja dziewczyna stwierdziła, że wsiądzie, a ja poczekam. Pomyślałem sobie "co ty robisz?". Wręcz śmiechem zareagowałem na to i ona od razu otrzeźwiała.

"Urodziłem się w Anglii, mieszkałem w Australii, wychowałem się w Irlandii, studiowałem w Hiszpanii, a moi rodzice mieszkają w Indonezji" - co poszło nie tak, że wylądowałeś w Polsce?

- Mimo wszystko ta Polska przewijała się w moim życiu cały czas. Z rodzicami mówię po polsku, a w tym momencie już większość życia spędziłem w Polsce. Rodzice po prostu pracowali w dyplomacji i dlatego tak często zmienialiśmy miejsce zamieszkania.

- Docenia się ten kraj, jak się z niego wyjedzie. Tak jak mówię na scenie, jak jestem w Polsce, to narzekam na nią i krytykuję, ale jak wyjadę zagranicę, to zaczynam jej bronić. W sumie nie powinienem tego robić i czasem się nie zgadzam z czymś, ale mam takie coś, że tylko ja mogę ją obrażać, a ludzie zagranicą już nie. 

Rodzice chcieli, żebyś poszedł w ich ślady?

- Tak, ale mimo to zawsze wspierali mnie i braci. Czasem nie rozumieli, czasem nie umieli pomóc, bo nie znali się na przykład na stand-upie, ale zawsze chcieli naszego szczęścia.

Czy planujesz coś mocniejszego od filmu pornograficznego (znudzona para ogląda stand-up Michała Lei, po czym przełącza na występ Szumowskiego, który bardziej im się podoba - przyp. red.)?

- Nie, nie planuję. Tam nawet nie było żadnego planu. To była decyzja, którą podjąłem w trzy sekundy. Mam nadzieję, że będzie więcej takich szaleństw, ale raczej ich nie planuje. One bardziej znajdują mnie.

Czy planujesz kolejną książkę?

- To się zobaczy. Na pewno podczas kolejnej podróży chce być jak najbardziej kreatywny. Czy efektem będzie książka, obraz, piosenka czy komiks? Tego nie jestem w stanie teraz powiedzieć.

Miałeś okazję uczestniczyć w rytuale "Ayahuasca" - jakie wrażenia ci towarzyszyły? Czy doświadczyłeś jakiegoś objawienia, odrodzenia?

- Na pewno jest tam bardzo duży element duchowieństwa, jakiejś kosmicznej energii, która związana jest ze sposobem podawania tego, z obecnością szamana, gdzie zadajesz pytanie, na które chcesz uzyskać odpowiedź, gdzie popadasz w jakiś trans, gdzie nie odróżniasz rzeczywistości od swoich urojeń, więc jest tam taki element metafizyczny.

- Ja osobiście nie jestem zbyt uduchowiony, więc traktowałem to bardziej na poziomie czysto chemicznym, ale dla każdego jest to inne odczucie. Dla mnie to było bardziej przeżycie fizyczne, ze względu na mój sceptycyzm, jeżeli chodzi o sprawy duchowe, ale jestem w stanie zrozumieć, że ktoś inny uważa to za najważniejszą rzecz, jaką w życiu zrobił.

Przed EURO 2020 miałeś okazję występować przed piłkarzami naszej reprezentacji na zgrupowaniu. Jakie masz odczucia po występie? Czy występowałeś kiedyś przed kimś równie znanym?

- Nie, nawet nie byłem bliski. Występowanie przed nimi było spełnieniem moich marzeń. Jestem ogromnym fanem piłki nożnej i możliwość zrobienia tego jako pierwszy stand-uper w naszym kraju i możliwość poznania całej kadry, w tym najlepszego piłkarza świata oraz bramkarza, którego oglądam od dziesięciu lat, to jest absolutnie wspaniałe uczucie.

- Jak dostałem telefon, że to może się ziścić, to ręka mi się spociła od trzymania komórki. Na szczęście tego nie było chyba widać na występie. Chociaż były wzloty i upadki, a czasem nie trafiałem z jakimś żartem, to mimo wszystko uważam, że był to bardzo śmieszny wieczór i fajnie spędzony czas zarówno dla mnie, jak i dla piłkarzy... znaczy mam nadzieję, że dla piłkarzy też. (śmiech)

Czy to prawda, że przewidziałeś czerwoną kartkę Krychowiaka?

- To jest delikatny temat, bo trochę się boję, że ktoś przeinaczy to i kadra będzie pod presją tej głupiej historii.

- Historia jest taka, że występ się skończył, wszystko się udało i ja zszedłem ze sceny. Był tam taki prowadzący, który pod pretekstem zrobienia sobie pamiątkowego zdjęcia, spytał się mnie, czego bym chciał od naszych piłkarzy.

- Trzymając mikrofon, powiedziałem, że jak wygrają EURO, to absolutnie wystarczy i tutaj był jakiś śmiech, po czym dodałem "albo Krychowiak, jak dostaniesz czerwoną kartkę w 60 minucie, to mogę to obstawić i też zarobię", co oczywiście było żartem na odchodne.

- Trzecią rzeczą, o którą poprosiłem, było to, że najbardziej bym chciał odmówić im zdjęcia. Żeby mnie poprosili o zdjęcie, a ja powiedział nie. Z tej beki wyszliśmy na scenę i zrobiliśmy sobie fotę, która jest świetną pamiątką z tego wieczoru.

- Ale fakt faktem, Krycha dostał czerwoną kartkę w pierwszym meczu i miałem takie ja pier***e.

Skoro przewidziałeś czerwoną kartkę, to głupio byłoby się nie spytać, kiedy będzie koniec świata?

(śmiech) Koniec świata będzie w roku 2076, po tym jak kometa uderzy i umrzemy tak samo jak dinozaury.

Jakie plany na przyszłość?

- Jesienią przyszłego roku chciałbym wyruszyć w podróż bez limitu czasowego. Jechać przed siebie i patrzeć, co się będzie działo, z naciskiem, żeby wszędzie robić występy. Dokumentować to wszystko i mam nadzieję zwieńczyć to występem na Antarktyce. Chce też stworzyć kanał na YouTubie zarówno komediowy, ale też z dużym naciskiem na podróżnicze rzeczy, które można w praktyce oglądać i pojechać do tego samego miejsca i może wiedzieć już troszkę więcej.

- Cały czas szukam jakiegoś zaplecza finansowego na to. Jakby się znalazł sponsor, który by położył pieniądze, to może to lecieć też gdzieś indziej. Na tę chwilę jestem bardzo elastyczny, a mi zależy na tym, aby podróżować, robić stand-up i przedstawiać kraje w świetle humorystycznym.

Rozmawiał: Mateusz Zajega

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: komedia | podróż dookoła świata
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy