Nad Atlantykiem eksplodowała asteroida. Nikt tego nie zauważył
Jak wiadomo, ponad 71 proc. naszej planety jest pokryte wodą i z tego powodu upadek nawet całkiem sporego ciała niebieskiego może pozostać zupełnie niezauważony, jeśli tylko zdarzy się z dala od wybrzeża. Z takim wydarzeniem mieliśmy do czynienia 6 lutego, kiedy niewielka asteroida nagle weszła w ziemską atmosferę i eksplodowała na wysokości około 30 kilometrów nad południowym Atlantykiem.
Jak podkreślają naukowcy, energia tej eksplozji odpowiadała detonacji o wielkości około 13 kiloton. Był to najpoważniejszy tego typu incydent od czasów meteoru czelabińskiego. Pomimo znacznej ilości uwolnionej energii, zdarzenie pozostało niezauważone, również dla załóg samolotów i statków, które potencjalnie mogły znajdować się w jego rejonie. Wybuchu ujawniono dzięki danym z należącego do NASA centrum badawczego Jet Propulsion Laboratory. Poza tym, informacje o zjawisku uzyskano za pośrednictwem systemu wywiadowczego, który śledzi testy nuklearne na całym świecie.
Na podstawie uzyskanych informacji szacuje się, że średnica asteroidy wynosiła od pięciu do siedmiu metrów, a jej masa mogła sięgać 450 ton. Nawet gdyby skała ta dotarła do powierzchni Ziemi, prawdopodobnie nie wywołałaby poważniejszych zniszczeń. Meteor czelabiński eksplodował na podobnej wysokości, a spowodowane nim zniszczenia ograniczyły się do rozbitych okien. Siła jego wybuchu była 35 razy większa niż ta nad Atlantykiem.
Jednakże takie wydarzenia powinny skłonić ludzkość do zastanowienia się nad tym, jak wiele podobnych kosmicznych głazów o średnicy do kilkudziesięciu metrów może nas zaskakiwać i pozostawać niezauważonymi do samego końca.