Nowa hipoteza na temat źródła skażenia Europy izotopem jodu-131
W ostatnich tygodniach liczne stacje monitorujące poziom skażenia radioaktywnego wykazały zdecydowany wzrost wskazań dla radioaktywnego izotopu jodu-131. Źródło tego skażenia nie zostało odkryte, ale wszystko wskazuje na to, że znajdowało się w Arktyce.
Ze względu na to, że skażenie wykryto najpierw w stacji monitorującej w północnej Norwegii, zasugerowano, że radioaktywny jod mógł nadlecieć z okolic dawnego radzieckiego poligonu nuklearnego na archipelagu Nowa Ziemia. Jest on oficjalnie zamknięty od 1963 roku, na mocy porozumienia o redukcji testów nuklearnych podpisanego ze Stanami Zjednoczonymi.
Jeśli rzeczywiście doszło tam do próbnej eksplozji jądrowej, byłoby to pogwałcenie tej umowy. Ustalić stan faktyczny miał przysłany z USA, specjalny samolot WC-135, ale nie poinformowano publicznie o rezultatach jego pracy. O samym skażeniu nie informowała także większość mediów, a przecież w Polsce, według wskazań, skażenie było największe w Europie. Pojawiły się opinie, że milczenie to oznacza, iż za problem odpowiadają Ukraińcy, u których mogło dojść do wycieku, w którejś z czynnych elektrowni jądrowych. Jod-131 jest często stosowanym paliwem reaktorów jądrowych.
Jednak idąc tym tropem można również założyć, że emisja radioaktywnego izotopu mogła nastąpić w którejś z rosyjskich atomowych łodzi podwodnych lub na jednym z lodołamaczy. Ta ostatnia hipoteza wydaje się być bardzo prawdopodobna i jeśli komuś zależy na rozwiązaniu tej tajemnicy, powinna być wzięta pod uwagę.