Czy w Polsce działają rosyjscy agenci? Zapytaliśmy eksperta
Gorące wydarzenia protestu rolników w Polsce dla dużej części osób, tożsame są z wojną hybrydową Rosji. Coraz częściej wskazuje się, że faktycznie na naszym podwórku dochodzi do orkiestrowania niebezpiecznych działań, ale pomimo medialnego szumu ich faktyczna skala nie musi wcale być tak głęboka, aby wpływać na Polaków, Ukraińców i dużą część Europy. - [Te protesty] są dobrym kamuflażem i z tego mogą korzystać obce służby tj. służby rosyjskie — podkreśla ekspert ds. bezpieczeństwa, Marcin Samsel.
W niedzielę (25.02) po raz pierwszy usłyszeliśmy o wysypanych 160 ton kukurydzy pod Bydgoszczą. Akcja ta od razu zaczęła być uznawana za zaskakującą prowokację, inną od tego co widzieliśmy wcześniej w ramach protestów. Nie była to akcja rolników przy granicy, gdzie dobrze wiedzą, co znajduje się w wagonach, a dookoła często jest pełno ludzi i mediów. Nie jest to więc działanie, przy którym chociaż na powierzchni widzimy z kim i z czym mamy do czynienia. Tu mamy de facto działanie na pierwszy rzut oka podobne na tyle, aby od razu powiązać je z innymi podobnymi wydarzeniami, ale dodającym wiele nieścisłości i niedopowiedzeń, tworząc z tego dziwną enigmę.
Z jednej strony zostało to zrobione na uboczu daleko od granicy polsko-ukraińskiej gdzie dzieją się największe protesty. Celem padły niewyróżniające się wagony, które de facto nie było jak ocenić czy przewoziły ukraińskie produkty. Logicznie myśląc, trudno byłoby zakładać, że można będzie przeprowadzić taką akcję. Jednak z jakiegoś powodu nie tylko akcję wykonaną, ale skrzętnie dokumentowaną i rozprowadzaną po social mediach niedługo po pierwszych doniesieniach. Jak podają media, pierwsze informacje o wysypanej kukurydzy pod Bydgoszczą policja otrzymała w niedzielę rano. W okolicach południa pojawiły się nie tylko zdjęcia, ale nawet cały film z drona (a nie z telefonu jak to często rolnicy do tej pory robili), które krążyły w mediach społecznościowych, dokumentując ten incydent.