E-Space będzie czyścić orbitę ze śmieci, wysyłając tam... więcej śmieci?

Firma prowadzona przez Grega Wylera, założyciela OneWeb, czyli jedynej obecnie konkurencji Starlink w zakresie internetu satelitarnego, ogłosiła właśnie, że uzyskała finansowanie umożliwiające wysłanie w kosmos pierwszej porcji satelitów komunikacyjno-czyszczących.

Firma prowadzona przez Grega Wylera, założyciela OneWeb, czyli jedynej obecnie konkurencji Starlink w zakresie internetu satelitarnego, ogłosiła właśnie, że uzyskała finansowanie umożliwiające wysłanie w kosmos pierwszej porcji satelitów komunikacyjno-czyszczących.
Kosmiczne śmieci to poważny problem. Czy to może być jego rozwiązanie? /123RF/PICSEL

W temacie komercyjnych satelitów zrobiło się ostatnio bardzo gorąco, astronomowie postanowili połączyć siły w ramach specjalnego centrum, by walczyć z zanieczyszczeniem światłem i utrudnioną obserwacją kosmosu za pomocą naziemnych teleskopów, a NASA coraz głośniej mówi o tym, że planowana liczba jednostek stwarza poważne zagrożenie choćby dla drogich narzędzi badawczych.

W większości przypadków chodzi jednak o Starlink, tymczasem jak się okazuje już niebawem na niebie znaleźć może się kilkaset tysięcy małych prywatnych satelitów komunikacyjnych od innej firmy, czyli E-Space. Ta poinformowała właśnie, że za sprawą inwestycji w wysokości 50 mln USD, może wcielić w życie plan budowy kosmicznej sieci zapewniającej instytucjom rządowym i dużym firmom dostęp do bezpiecznej komunikacji satelitarnej.

Reklama

Kosmiczne śmieci to stale rosnący problem. Nadchodzi rozwiązanie?

Jej zdaniem to droga do demokratyzacji kosmosu, a przy okazji możliwość wyczyszczenia orbity z kosmicznych śmieci. To właśnie ten ostatni argument ma przysporzyć E-Space sympatyków, bo wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jakim problemem są kosmiczne śmieci - stwarzają stale rosnące zagrożenie dla satelitów, instrumentów badawczych czy statków kosmicznych.

Tyle że złożone wnioski wskazują, że E-Space chce to osiągnąć, wysyłając w kosmos 100 tys. satelitów (a nieoficjalnie mówi się o nawet 300 tys. satelitów), co oznacza jeszcze więcej potencjalnych śmieci. Firma zapewnia jednak, że jej jednostki zostały przemyślane w taki sposób, że wychwytują kosmiczne śmieci, z jakimi wejdą w kontakt.

Jak możemy przeczytać w oficjalnym oświadczeniu, satelity E-Space zostały zaprojektowane, by zminimalizować kosmiczne śmieci z obiektów, w które uderzą i przechwytywać śmieci, z którymi wejdą w kontakt, by uniknąć przyszłych kolizji. Do tego mają być dużo mniej podatne na kolizje niż inne konstelacje.

Przy okazji dowiadujemy się też, że będą działać na zasadzie zgniatania śmieci, które następnie będą przechowywane w specjalnych pojemnikach (jak śmieci i kurz w odkurzaczu) - kiedy te się napełnią, automatycznie nastąpi zdeorbitowanie i satelity razem ze śmieciami spłoną w ziemskiej atmosferze.

I choć na pierwszy rzut oka faktycznie brzmi to jak marzenie, to należy pamiętać, że E-Space nie podało jeszcze żadnych szczegółów swojej technologii, więc w gruncie rzeczy może okazać się, że po prostu dołoży na orbitę 100 tys. satelitów, które nie zrobią zbyt wiele w zakresie czyszczenia.

Szczególnie że jak podkreślają specjaliści, m.in. Brian Weeden z Secure World Foundation, najpewniej chodzi o zbieranie maleńkich śmieci, takich poniżej milimetra, bo próba łapania większych stwarza zagrożenie dla samych satelitów. Oznacza to, że najgroźniejsze większe fragmenty wciąż będą krążyć po orbicie, więc nawet jeśli koncepcja jest słuszna, to najpewniej nie będzie miała większego znaczenia. A może jesteśmy w błędzie? Przekonamy się już niebawem, bo pierwsze satelity testowe mają polecieć na orbitę już w marcu tego roku, a kolejne dołączą do nich za kilka miesięcy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kosmiczne śmieci | satelity | komunikacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy