Grałem na gitarze, której nie ma. Przynajmniej w połowie
Gitara to instrument, który kojarzy nam się z drewnianym korpusem, dość długim gryfem i niekiedy kilkoma kilogramami wagi. Jest to też przedmiot średnio poręczny, który podczas podróży zajmuje dużo miejsca, a i jest niemałym problemem np. w samolocie. Niedawno testowałem taką wersję gitary, która rozprawia się z wszystkimi tymi problemami.
Spis treści:
Instrument, który się nie zmienia
Jestem miłośnikiem instrumentów, a szczególnie tych szarpanych - czyli gitary na przykład. A ta na przestrzeni lat prawie wcale się nie zmieniła. Mimo upływu kolejnych dekad nadal mamy do czynienia z niemal identyczną konstrukcją. Nawet rzut oka na elektryczne modele z lat 50. ubiegłego wieku uświadamia nam, że dzisiejsze egzemplarze są niemal identyczne.
Czy to nie czas na zmiany? Niekoniecznie, w końcu lepsze jest wrogiem dobrego, a klasyczna i kultowa konstrukcja w dalszym ciągu spełnia swoje zadanie. Możemy jednak ją w jakiś sposób modulować, aby była nie tylko bardziej spersonalizowana, lecz również w większym stopniu odpowiadała naszym wyjątkowym potrzebom. A taki produkt ma dla nas Mogabi, która stworzyła serię gitar smart. Czy rzeczywiście są takie bystre? Zdecydowanie tak.
Gitara na miarę XXI wieku
Na stoisku firmy z Korei Południowej na CES 2024 zauważyłem zestaw instrumentów, który z jednej strony wyglądał jak gitary, z drugiej sporo się od nich różnił. Struny? Są, gryf zresztą też. Nie zabrakło nawet kluczy i przetworników. Były one jednak jakieś takie wybrakowane. Nie miały korpusu, a jedynie jego zarys, dodatkowo rozdzielały się na dwie części i były zaskakująco lekkie.
Okazało się, że to modułowe gitary podróżne, które z jednej strony mają wszystkie cechy pełnoprawnego instrumentu, z drugiej wzbogacono je o całą masę przydatnych gadżetów. Pierwszą zaletą wychwalaną na stoisku była poręczność. Po skończonej grze gitarę rozkładamy, rozdzielając krótszy gryf od korpusu, a do tego odłączając elementy nadające jej kształtu. Całość możemy zapakować do niewielkiej torby, którą bez trudu zabierzemy do samolotu - i to bez ponoszenia dodatkowych opłat za bagaż.
A jak to brzmi, skoro nie ma litego drewna i w zasadzie nie ma tu co rezonować? Za to odpowiada podpinany głośnik, który niejako wpisuje się w fikuśny kształt instrumentu. Znajdziemy go w dolnej części, zaraz za mostkiem, gdzie założone są struny. To z niego wydobywa się dźwięk, a ten zależny jest od rodzaju instrumentu, jaki posiadamy. Możemy wybrać wersję elektryczną, akustyczną i klasyczną. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby stosować np. gitarowe efekty.
Mowa zatem o w pełni funkcjonalnym instrumencie, który faktycznie działa. Ale czy dobrze? Grać się na tym da, jest to przyjemne, a dźwięk z głośnika wydobywa się tak, jak ze wzmacniacza - czyli bez opóźnień. Nie usłyszałem żadnych zniekształceń, choć może całość była nieco zbyt płaska. To jednak można regulować jednym z kilku pokręteł. Jest też looper, który sprawdzi się podczas dogrywania do podkładu. Słowem niczego w tym nie brakuje.
To wciąż nietypowy gadżet, nie standard
Jeżeli chcielibyście rzucić się na ten produkt z myślą o nowej muzycznej pasji, to radzę się powstrzymać. Choć gitarze od Mogabi brakuje kawałków drewna, jej cena jest pełna, a nawet spora. Standardowy model to około 1000 dolarów, niektóre znajdziemy nieco taniej. W tych pieniądzach bez trudu kupimy profesjonalną gitarę elektryczną renomowanej marki, która za kilka lat zwiększy swoją cenę.
Dla kogo jest to sprzęt? Dla muzyków-gadżeciarzy, podobnie zresztą jak BLUE LAVA i inne produkty tego rodzaju. Mieć takie coś to świetna zabawa, ale na pewno nie jest to propozycja dla osób, które dopiero chciałyby rozpocząć swoją przygodę z grą na gitarze. Ja bawiłem się z nią świetnie, ale teraz wracam do swojej Arii FA-80 i cieszę się klasyczną konstrukcją.