Most Krymski — narzędzie kolonializmu Rosji i droga do zemsty Ukrainy

Drugie uszkodzenie Mostu Krymskiego odbierane jest jako cios wymierzony w Rosjan i potężny sukces Ukraińców. Ogromna konstrukcja jest bowiem jednym z najważniejszych elementów sporu o Krym, który doprowadził do wojny. Dla obu stron jest ważny z innych powodów, jednak dla obu także stanowi klucz do zwycięstwa bądź porażki.

Czym jest Most Krymski dla Rosji, a czym dla Ukrainy?

Świtem 17 lipca 2023 roku na Moście Krymskim doszło do drugiego ataku podczas wojny, który naruszył potężną konstrukcję Rosjan. Naturalnie większość ludzi przypisuje to wojskom ukraińskim, które nie raz podkreślały, że jeśli zechcą, to mogą uszkodzić ważny obiekt. Wierzy w to Władimir Putin, który wpadł w szał i zapowiedział odwet.

- To był akt terroru ze strony kijowskiego reżimu, bezmyślne przestępstwo, niedające się wytłumaczyć z militarnego punktu widzenia [...] przy tym brutalne, gdzie zginęli niewinni cywile [...] Ze strony Rosji nastąpi oczywiście odpowiedź, którą już przygotowuje Ministerstwo Obrony - stwierdził rosyjski prezydent, komentując atak, który jest dla niego nad wyraz personalny.

Reklama

Most Krymski jest bowiem oczkiem w głowie Putina i całego narodu rosyjskiego, traktowanym jako element potęgi. Dla Ukraińców zaś stanowi monstrum, uosabiające rosyjskie zagrożenie, które przerodziło się w wojnę. Most Krymski jest dla obu krajów swoistym zmaterializowaniem konfliktu o Krym. Zarówno Rosja jak i Ukraina widzą dziś w moście symbole, jak i narzędzia walki, których zrozumienie obrazuje dynamikę rosyjsko-ukraińskich relacji.

Dla Rosji jest symbolem splendoru...

Gdy w 2015 roku Moskwa zapowiedziała stworzenie potężnego mostu łączącego niedawno co anektowany Krym z Rosją przez Cieśninę Kerczeńską, widziała w tym szansę na podniesienie swojego prestiżu. Nowa konstrukcja miała być pomnikiem potęgi Rosji, która nie zwraca uwagi na międzynarodową społeczność, mówiącą coś o łamaniu prawa i aneksji.

Gdy w 2018 roku Putin oficjalnie otworzył Most Krymski, wielu uwierzyło w tę potęgę. Najdłuższy most Rosji liczący maksymalnie 19 kilometrów powstał pomimo sankcji, nałożonych po aneksji, jako główne narzędzia Zachodu do jej potępienia. Skończenie robót jeszcze rok wcześniej niż zakładano, było swoistą wiadomością Putina dla całego świata "zobaczcie, co potrafimy, nawet pomimo waszych działań".

Wraz z powstaniem mostu zapanowało prawdziwe wakacyjne szaleństwo. Półwysep stał się idealnym kierunkiem wakacyjnym dla Rosjan, którzy po aneksji zostali głównymi turystami na półwyspie. Od tamtego momentu Krym był dla nich prawdziwą perłą, zupełnie jak w czasach świetności ZSRR. Jak wskazuje dziennikarka niezależnego The Moscow Times, w sezonie 2021 roku Krym przeżył największe oblężenie turystów, których było aż 9,5 miliona. Większość z nich przyjechała na półwysep właśnie przez Most Krymski.

Pokazywało to znaczenie konstrukcji w rosyjskim społeczeństwie, które w znaczącej większości opowiadała się za budową. Po skonstruowaniu Mostu Krymskiego podziwiali go nawet sceptycy reżimu Putina. Można byłoby uznać, że zawsze patriotyczna budowa tak potężnych obiektów, do pewnego stopnia łączy większość narodu, zwłaszcza jeśli ma wymierne korzyści. Jednak Most Krymski nie jest kompleksem na igrzyska zimowe czy stadionami na mundial, które po prostu udowadniały ogromne siły przerobowe Rosji i poprawiały jej wizerunek. Most Krymski to element rosyjskiego imperializmu, który jest wykorzystywany do jego implementacji.

...oraz narzędziem kolonizacji

Most Krymski powstał jako element zintegrowania półwyspu z Rosją, po odebraniu tego terytorium Ukrainie. Miał pomóc stworzyć z niego modelową rosyjską prowincję i w domyśle propagował ideę, że Krym wraca tam, gdzie jego miejsce... do Rosji. Putin oczywiście wykorzystywał zdominowanie półwyspu przez Rosjan, twierdząc, że dzięki aneksji ich ochronił, chociaż trudno powiedzieć przed czym, gdyż pod rządami Ukrainy Krym cieszył się autonomią. Wraz z tym powrotem nie było już mowy o autonomii. Pod rządami Rosji nastąpiło wchłonięcie, za którym przyszła rosyjska kolonizacja.

Jej skalę bardzo dobrze obrazuje stopniowa dyskryminacja i wysiedlanie miejscowej ludności Krymu, której przodkowie żyli tam od wieków. Szczególnie dotknęło to etnicznych Tatarów Krymskich. Polski Instytut Spraw Międzynarodowych w 2021 roku ocenił, że z własnej woli bądź za sprawą deportacji półwysep opuściło 45 z 300 tysięcy Tatarów. Ci którzy pozostali, ciągle spotykają się z silną dyskryminacją.

Z podobną dyskryminacją spotykają się Ukraińcy na Krymie, którzy wykazują opór wobec rosyjskiej władzy. Są wśród nich ci, którzy nie przyjęli rosyjskiego obywatelstwa, gdy było rozdawane praktycznie każdemu, po zaanektowaniu półwyspu. Dla władzy rosyjskiej są "cudzoziemcami", których należy się pozbyć tak jak Tatarów Krymskich. Jak podawał w 2021 roku amerykański Brookings Institution, od momentu aneksji Krym mogło opuścić łącznie 140 tysięcy osób.

Według think-thanku na ich miejsce władze miały sprowadzić aż 250 tysięcy Rosjan z głębszych terenów kraju. W teorii wiązało się to z przekształcaniem Krymu w ogromną bazę wojskową dla rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Jednak wraz z rosnącą liczbą żołnierzy sprowadzano także cywili, którzy byli potrzebni, aby utrzymać funkcjonowanie infrastruktury. W ten sposób w przeciągu lat doszło do ogromnej zmiany demograficznej, utrwalającej dla Moskwy "rosyjskość" Krymu. Rosjanie, którzy przyjechali przez Most Krymski, mając zajmować miejsce uciekających Ukraińców czy Tatarów, byli przezeń postrzegani jako potwory... podobnie jak wśród większości społeczeństwa Ukrainy.

Dla Ukrainy jest symbolem porażki...

Gdy w 2015 roku Moskwa zapowiedziała stworzenie mostu łączącego niedawno co anektowany Krym z Rosją przez Cieśninę Kerczeńską, Kijów mógł to odebrać jako kolejny cios w brzuch. Sam projekt Mostu Krymskiego był dla Ukraińców zapowiedzią utraty znacznej kontroli nad swoimi trasami morskimi oraz przewozem towarów.

Jak wskazywał raport Komitetu ds. Ekonomii i Bezpieczeństwa NATO z 2020 roku, przeładunek towarów w ukraińskim Mariupolu i Berdiańsku spadł odpowiednio o 50 i 70 procent, odkąd Rosjanie zbudowali Most Krymski. Wraz ze stopniowym embargiem ukraińskich towarów na Krym miało to doprowadzić do wielomilionowych strat dla ukraińskiej gospodarki.

Jednak straty gospodarcze były niczym w porównaniu do strat wizerunkowych, społecznych oraz w kwestii bezpieczeństwa. Przez lata od aneksji Krym był traktowany jako rosyjski sztylet przyłożony ukraińskiemu gardłu, gdzie wojska otrzymują zaopatrzenie przez Most Kerczeński. Dziś tym sztyletem Rosjanie atakują Ukraińców. To właśnie też przez wojnę Ukraińcy mocniej odczuwają wspomnianą rosyjską kolonizację Krymu.

To dla nich symbol tego, jak ma wyglądać rosyjska władza, którą Moskwa chce narzucić wojną. Most Krymski jest w tym postrzegany jako twór, dzięki dzięki któremu Moskwa zaczęła pożerać Krym, skąd chce pożreć całą Ukrainę. I dlatego Ukraina widzi możliwość zakończenia wojny, tylko wraz z uregulowaniem kwestii Krymu i jego Mostu Krymskiego.

...oraz narzędziem zemsty

Naturalnie w czasie wojny uszkodzenia Mostu Krymskiego obnażają tę "rosyjską potęgę", jaką miał manifestować przez ostatnie lata. Dość powiedzieć, że w teorii jest to jeden z najlepiej strzeżonych obiektów w Rosji, a tu nagle przeprowadzono na niego już drugi atak. Jednak wszelkie uszkodzenia Mostu Krymskiego mają znacznie szerszy wymiar, stanowiąc zemstę Ukraińców.

Nawet jeśli Ukraina oficjalnie nie przyznaje się do tych wypadków, są dla niej skuteczną próbą ukazania Rosjanom, jak bardzo się mylą w sprawie kolonizacji półwyspu. To wiadomość, że nieważne ilu wygonili z niego Ukraińców i ilu sprowadzili na ich miejsce Rosjan, nigdy nie będą tam bezpieczni, a już na pewno nigdy nie będą tam się czuć "jak u siebie". Masowe ucieczki turystów i doniesienia o wyprowadzkach z Krymu od wybuchu wojny zdają się to potwierdzać.

Możliwość uderzenia w "stalowego potwora", którym Rosja chciała przywiązać do siebie wyrwany półwysep odbierana jest także jako wiadomość, że Ukraińcy są coraz bliżej. Ukraińskie dowództwo wprost mówi, że wyzwolenie Krymu jest ich celem wojennym i nie ma mowy o zakończeniu konfliktu, jeśli ukraińska flaga nie zawiśnie nad Sewastopolem. Dopiero wtedy nastąpi rozliczenie i upokorzenie Rosji.

To dla Ukraińców droga do zrealizowania zemsty na Rosjanach. Jednak czas zapłaty rozpocząć może się dopiero po odbiciu Krymu. Niespełna dzień przed drugim wybuchem na Moście Krymskim, Tamiła Taszewa, Stała Przedstawicielka Prezydenta Ukrainy ds. Krymu zapowiedziała, że po zdobyciu półwyspu Kijów będzie musiał "poradzić sobie" z 500-800 tysiącami Rosjan, którzy znaleźli się na nim po aneksji w 2014 roku.

Liczby te to według strony ukraińskiej szacowana prawdziwa populacja rosyjskich osadników. Taszewa zapewniła, że jeśli nie opuściliby Krymu przed wyzwoleniem, zostaną "przymusowo wysiedleni". Nie byłoby zaskakujące, że takie wypędzenie z półwyspu odbywałoby się demonstracyjnie przez sam Most Krymski, obracając w kompletną ruinę poczucie rosyjskiej potęgi.

Taszewa zapewnia, że wysiedleni zostaliby tylko ci Rosjanie, którzy zostali ściągnięci na półwysep po aneksji w 2014 roku. Trudno jednak nie postawić hipotezy, że ze względu na wojnę i ogromną nienawiść wobec wroga, Kijów postanowiłby wysiedlić także populację Rosjan, mieszkających tam od pokoleń, aby pozbyć się wszelkich przejawów możliwego separatyzmu. 

Tak zrobili m.in. po wojnie Czesi, wypędzając etniczną ludność niemiecką z terenów Sudetów, chcąc pozbyć się elementu, który doprowadził do upadku Czechosłowacji. Mimo że Niemcy sudeccy przez wieki zamieszkiwali tamte tereny, dziś ze względu na zemstę nie ma po nich śladu. Sukcesy Ukrainy mogą doprowadzić do tego samego z Rosjanami na Krymie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: most krymski | Krym | Ukraina
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy