Oto maleńkie sensory, które z powietrza mogą zrzucać nawet… ćmy [FILM]
Naukowcy z Uniwersytetu Waszyngtońskiego opracowali nowy rodzaj sensorów, które można umieszczać na małych dronach, a nawet plecach insektów, a następnie zdalnie upuszczać tam, gdzie zachodzi potrzeba.
Naczelnym celem jest tu monitorowanie środowiska, dlatego też system musi spełniać kilka kluczowych warunków - musi być niezwykle lekki, żeby nie stanowić obciążenia dla nosicieli, montowany w sposób, który umożliwia zdalne odczepienie, odporny na upadek z dużej wysokości, a także działający na baterii przez wystarczająco długi czas. Zespół odpowiedzialny za nowe rozwiązanie zapewnia, że wszystkie wziął pod uwagę, dlatego sensor waży dosłownie 98 miligramów, dzięki czemu nie będzie stanowił żadnego problemu dla noszącej go ćmy. Do tego jest zabezpieczony magnetycznym pinem i cienkim drucikiem - w razie potrzeby operator wydaje komendę za pomocą aplikacji, przed drut zaczyna płynąć prąd, generując pole magnetyczne, który powoduje odczepienie sensora.
Aby przeżyć upadek z dużej wysokości, sensor został zbudowany tak, że jego bateria znajduje się w jednym z narożników. A że jest to najcięższy komponent, to zaczyna powodować obrót, a w konsekwencji spowolnienie spadania do maksymalnie 17,7 km/h, dzięki czemu urządzenie bez problemu przetrwa upadek z wysokości 22 metrów. I dopiero wtedy zaczyna się jego praca - sensor monitoruje otoczenie, zbierając dane np. o temperaturze czy wilgotności, a następnie wysyła dane do centrali (oddalonej maksymalnie o kilometr) i tak nawet 2,5 roku.
System jest już po testach za pomocą miniaturowych dronów o szerokości zaledwie 28 mm oraz 5 ciem, a każde z tych rozwiązań ma swoje zalety. Drony można z pewnością łatwiej kontrolować, przez co mamy większą kontrolę nad rozlokowaniem sensorów, ale ich zasięg jest ograniczony przez pojemność akumulatorów - ćmy z kolei, mogą latać godzinami, a do tego wlecieć w miejsca niedostępne dla dronów. Zdaniem naukowców docelowo korzystać można z obu metod, w zależności od aktualnych potrzeb, a nadrzędnym zastosowaniem systemu ma być monitoring trudno dostępnych miejsc, jak np. lasy czy pola uprawne, przez dłuższy okres czasu. Co prawda nie wszystko jest tak piękne, na jakie wygląda, bo pewne pytania nasuwają się same - czy sensory zostaną na pewno na miejscu, czy może będą się przemieszczać na wietrze, jak bardzo wpływać będą na okoliczne środowisko, czy na pewno nie stanowią zagrożenia dla zwierząt? Naukowcy zapewniają, że zdają sobie sprawę z faktu, że przed nimi jeszcze wiele pracy, ale pomysł jest wart kontynuowania - szczególnie w obliczu tak szybko postępujących zmian klimatycznych i środowiskowych.
Źródło: GeekWeek.pl/