Rosjanie straszą handlem dziećmi i przemytem broni
Niedługo po wprowadzeniu weryfikacji na Twitterze i płatnych niebieskich znaczków okazało się, że mogą być one wykorzystywane do siania zamętu i dezinformacji. Proceder nadal istnieje, choć tym razem nie chodzi o podszywanie się pod znane osoby. Konta z płatną weryfikacją coraz częściej udostępniają treści szerzące dezinformację w związku z wojną w Ukrainie. Dotyczą m.in. dziwnych rosyjskich odkryć, mających zdyskredytować Kijów i nie tylko.
Mając w pamięci sytuacje, gdy fałszywe profile na Twitterze podszywały się pod m.in. firmy czy polityków łatwo domyślić się, do czego można jeszcze wykorzystać gigantyczną platformę społecznościową. Słynąca z produkcji trolli i botów strona rosyjska nie zapomniała wykorzystać świata internetu w sianiu dezinformacji i fałszywych newsów na temat Ukrainy. To jedna z taktyk walki z krajem, która w ostatnim czasie przybrała na sile.
Niedawno do sieci zaczęły trafiać informacje, jakoby karabiny używane przez francuską policję w trakcie trwania zamieszek pochodziły z Ukrainy. Konkretniej, z pomocy przekazanej Ukrainie przez Stany Zjednoczone. Na Twitterze nie brakowało postów udostępniających informację "popartą" przez sugestywną fotografię. Ta pochodziła jednak nie z Francji czy Ukrainy, lecz z zawodów strzeleckich organizowanych pod Moskwą - i to sprzed ponad roku. Mimo to, informację udostępniało wiele kont, posiadających duże zasięgi.