Turyści pływają składakami? Tną wycieczkowce na pół i powiększają

Co zrobić, jeśli armator ma mały statek, a chce zabierać na pokład więcej pasażerów? To proste, wystarczy przeciąć jednostkę na pół, wstawić wykonany na wymiar dodatkowy segment i zespawać ponownie. Takie operacje są coraz powszechniejsze. Zobaczcie, jak się to robi.


Pomimo wygody podróżowania własnym samochodem, na dalekie trasy coraz częściej wybieramy kolej, loty samolotami (w niektóre miejsca jednak ciężko dojechać na kołach) oraz wycieczki gigantycznymi statkami. Tym bardziej że te ostatnie oferują już nie tylko wygodną kabinę, luksusowe restauracje i możliwość odpoczynku na pokładzie, czy przy dźwiękach zespołu kameralnego. Obecnie te największe to całe wielkie parki rozrywki z systemem restauracji, barów i bufetów oferujących dania z całego świata. 

Statki wycieczkowe stają się coraz większe, czego dowodem jest m.in. zwodowany w styczniu Icon of the Seas firmy Royal Carribean Group, o którym pisaliśmy w GeekWeeku. Ma 365 m długości i 50 m szerokości. Na pokład zabiera 10 tys. osób, w tym 7,6 tys. turystów, dla których przygotowano 2805 kabin. Statek ma 20 pokładów, z czego 18 jest do dyspozycji gości. Znajduje się tam 40 lokali gastronomicznych (od luksusowych restauracji, przez darmowe posiłki dostępne dla wszystkich po zwykłe hot-dogi). Do tego ma 7 basenów, 6 zjeżdżalni, aquapark dla dzieci z karuzelami i strefę surfingu, kina, kasyna, sale gier, kluby nocne. A jeśli dla kogoś wymienione rozrywki będą zbyt nudne. Może wybrać się na "Crown’s Edge". To spacer na wysokości 50 metrów nad wodą w parku linowym - tutaj każde potknięcie sprawi, że można zawisnąć w specjalnej uprzęży nad oceanem.

Ten największy na świecie wycieczkowiec kosztował około 2 miliardy dolarów. Od pierwszego cięcia blach po wodowanie upłynęło 2,5 roku. Ale budowa to nie wszystko. Konieczne jest też zatrudnienie i przeszkolenie nowej załogi, co również potrafi wydłużyć cały proces. Branża wycieczkowa rośnie tak szybko, że zaspokojenie popytu nowymi jednostkami jest zbyt trudne.

Reklama

Nowy statek zbyt drogi? Można wydłużyć już istniejący

Aby zwiększyć zyski, jednocześnie minimalizując koszty, operatorzy coraz częściej wybierają inne rozwiązania. Za średnio 80 mln dolarów, czyli ułamek ceny budowy nowego statku można przeciąć już istniejącą jednostkę, włożyć pomiędzy nową sekcję i zespawać. Zamiast kilku lat czekania wystarczy na kilka miesięcy wyłączyć statek z eksploatacji. A skoro klienci są coraz bogatsi, to spokojnie praktycznie cały nowy segment może być wypełniony kabinami "premium". Nie zapominajmy też o górnym pokładzie, gdzie, zamiast niewielkiej przestrzeni spacerowej, można zyskać sporych rozmiarów boisko czy choćby basen ze zjeżdżalniami.

Cały proces powiększania statków nazywa się "jumboizacją" i, co ciekawe, nie został wcale wymyślony na potrzeby "zachłannych koncernów". Początki sięgają czasów tuż po II wojnie światowej, kiedy to zaczęto wydłużać okręty wojenne. Obecnie technologia pozwala na dołożenie od 24 do 40 m nowego segmentu do statku wycieczkowego. Choć całość zajmuje wspomniane wcześniej kilka miesięcy, to znaczną część procesu stanowi pomiar, projekt i budowa nowej wstawki. Sama operacja wspawania do ledwie kilka tygodni.

Jak powiększyć statek?

Inżynierowie zaczynają prace od dokładnych pomiarów konkretnego statku. Wszystko musi być wykonane niezwykle precyzyjnie. W końcu nie jest to wyklepanie rozbitego samochodu, który ma udawać, że "Niemiec płakał, jak sprzedawał", czy "starsza pani jeździła w niedzielę do kościoła", a realne zapewnienie bezpieczeństwa podróżnym. Każde z przeciętych rur, kabli musi mieć ostatecznie przedłużenie w nowym fragmencie. To też moment, kiedy trzeba się zastanowić, czy istniejące instalacje udźwigną obsługę dodatkowych kabin. Jeśli nie, trzeba je zmodyfikować. Następnie w stoczni buduje się nową sekcję z kompletnym wyposażeniem, zostawiając jedynie otwarte krańce konstrukcji. Niektóre z nich przechodzą nawet własny chrzest.

Gdy nowy segment jest gotowy, statek prowadzi się do doku. Po odpompowaniu wody i odpowiednim ustawieniu, setki osób oraz maszyny zabierają się do pracy, tj. do cięcia na pół. Dzięki prowadnicom laserowym cała operacja charakteryzuje się milimetrową precyzją, choć do samego cięcia używa się tradycyjnych palników acetylenowo-tlenowych. Ze względu na ogromny ciężar konstrukcji musi być wyznaczona odpowiednia kolejność - nie można przeciąć ot tak, niczym chleb w krajalnicy.

Gdy statek jest przecięty, następuje jego rozsuwane i umieszczanie nowej sekcji. To też ostatni moment, aby na pokładzie umieścić przedmioty, których gabaryty nie pozwalają na swobodne późniejsze umieszczenie. W końcu zaczyna się proces spawania, w którym nie ma miejsca na żaden margines błędu. Cały kadłub ma być wodoszczelny a podpory konstrukcyjne tak mocne, aby utrzymać masywny statek na wzburzonym morzu.

Ostatecznie montuje się wszystkie instalacje, wykańcza wnętrza i maluje z zewnątrz, aby nie było śladu po powiększaniu. By mieć pewność, że statek jest bezpieczny, przeprowadza się testy każdego z systemów: elektrycznego, mechanicznego, hydraulicznego, a także przeprowadza próby morskie.

Według Wikipedii, od 1977 roku rozciągnięto 21 statków (na liście widnieją 22 pozycje, przy czym jedną operację anulowano).

Źródło: Spark

***

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

***

Co myślisz o pracy redakcji Geekweeka? Oceń nas! Twoje zdanie ma dla nas znaczenie. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: statki wycieczkowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy