Polskie pogotowie ratunkowe - trudne czasy transformacji
Pogotowie ratunkowe w Polsce obchodzi w tym roku jubileusz 130-lecia. W tym czasie zmieniało się wyposażenie tej służby, nierozerwalnie związane z ewolucją i rewolucją techniczną. Lata 90. i przełom wieków to trudny czas transformacji pogotowia.
W 1989 roku polskie pogotowie wchodziło w nową rzeczywistość z ogromem sprzętu, ale w większości już przestarzałego i do tego mocno wyeksploatowanego. Trudno było myśleć o nowoczesnej służbie ratownictwa medycznego bez odpowiedniego wyposażenia, ale też wykfalifikowanej kadry medycznej.
Na początku lat 90. podstawowy zespół pogotowia ratunkowego był zazwyczaj wyposażony tylko w kuferek medyczny z prostym sprzętem, metalowe szyny do usztywniania złamanych kończyn owinięte bandażem i małą butlę z tlenem. Załoga była zapakowana do leciwego i ciasnego 125p kombi, którego możliwości techniczne często wykluczały dłuższą eksploatację.
Światełkiem w tunelu była pomoc z szeroko pojętego "zachodu", szkolenia zagraniczne organizowane dla lekarzy, profesjonalne szkoły kwalifikowanej pierwszej pomocy i w końcu używany sprzęt i karetki wymarzonych marek tj. mercedes, volkswagen, volvo czy ford. W tym czasie jedyne, co zaproponował nasz krajowy przemysł motoryzacyjny to karetki na bazie FSO poloneza i FS lublina.
Powstała też pilna potrzeba zastąpienia karetek reanimacyjnych i specjalistycznych, które w większości obstawiały mocno już "zabytkowe" nysy 522. Ministerstwo Zdrowia podjęło się tego zadania organizując kilka dużych przetargów, które kolejno wygrały firmy Renault/Sanicar, Citroen/Cimos i Sobiesław Zasada Centrum S.A. z Mercedes-Benz 310 własnej zabudowy. Pozwoliło to na prawie całkowite wyeliminowanie popularnych nysek z pierwszej linii.
Z kolei w lotnictwie sanitarnym z roku na rok stan samolotów i śmigłowców był coraz gorszy. Mocno niedoinwestowane Zespoły Lotnictwa Sanitarnego miały ogromny problem z codzienną eksploatacją, też już przecież mocno wysłużonych statków powietrznych. W latach 90. co prawda weszło do służby kilka egzemplarzy samolotów sanitarnych PZL m-20 mewa i LET-410 turbolet, ale największe wyzwanie stanowiła modernizacja ratowniczych śmigłowców.
Mi-2, używane dotychczas w dużej ilości, z roku na rok odchodziły na emeryturę, albo po prostu były dawcą części zamiennych do pozostających w służbie innych egzemplarzy. Do dyspozycji ratowników w Krakowie i w Lublinie oddano co prawda nowoczesne wtedy śmigłowce "Sokół", ale było to zdecydowanie zbyt mało, by zbudować nowoczesną, całodobową służbę ratownictwa z powietrza.
Łukasz Pieniążek