Amerykańskie śniadanie z prasowanym bekonem
Jeżeli wpadniecie do Nowego Jorku, zatrzymajcie się w Hotelu Grand Union przy 34 Wschodniej i 32 Północnej na Manhattanie. Obok jest niepozorny bar, w którym można zjeść prawdziwe, amerykańskie śniadanie. Z niespodzianką...
Wchodzimy do baru, nie budząc specjalnego zaciekawienia bywalców czy obsługi. Siadamy na wysokich stołkach, rozglądamy się, szukając menu. Jest. Pozycja pierwsza: American breakfest. Zamawiamy.
Ale co? Do wyboru mamy jajecznicę, jaja sadzone, jaja gotowane, kiełbaski, podsmażane ziemniaki, placuszki z syropem klonowym, szynka, bekon. No cóż, spróbujemy wszystkiego, w końcu musimy mieć siłę, by zmierzyć się z Wielkim Jabłkiem (Big Apple), jak nazywają Nowy Jork nie tylko jego mieszkańcy.
A gdzie niespodzianka? Kucharz rzuca na rozgrzany blat pokrojony cienko bekon. Zaczyna się smażyć, nie dzieje się nic nadzwyczajnego. I nagle wyciąga duże, staromodne żelazko z tzw. duszą i... zaczyna "prasować" plastry bekonu. Widzi moje zdumienie, ale nie przestaje, a sprasowane i wysmażone plastry wrzuca na talerz. W życiu nie jadłem smaczniejszego bekonu...
Zbigniew Krzyżanowski