Morze błota!

Surowa, jesienno-zimowa aura w żadnym stopniu nie ułatwiła organizatorom przygotowania zawodów, zwłaszcza toru.

Nawet ciężki sprzęt bez gąsienic, który miał za zadanie wyrównanie toru przed zawodami, odmówił wjazdu na trasę z obawy przed "utonięciem". Padało przez tydzień z małymi przerwami.

Tor posiada twarde i gliniaste podłoże, która bardzo wolno absorbuje wodę, a to co zostanie na powierzchni przypomina rosyjskie drogi z okresu zimowych kampanii wojennych. Miejscami błoto dosłownie sięgało do kolan.

Sporo działo się na trasie. To co najmniej cieszy zawodników, czyli upadki, awarie, problemy oraz masa błota, to największa uciecha dla gapiów. Kibice byli bardzo zadowoleni. Dało się to wyczuć po komentarzach, które dochodziły od różnych grupek komentujących poszczególne biegi i występy zawodników. Było sporo upadków. Nie żeby jakieś groźnie, ale błoto dosłownie wsysało wszystkich i wszędzie. Najwięcej problemów sprawiały proste odcinki przed hopkami oraz najazdy na skoki. Tam właśnie leżało najwięcej "upadłych" motocrossowców, a następni musieli się sporo natrudzić, żeby ich omijać i samemu nie upaść. Panowie sędziowie na górkach cały czas machali chorągiewkami sygnalizując, że należy uważać na leżących.

Reklama

Już po treningu każdy z zawodników wyglądał jak błotny ludek. Motocykle, quady i sami zawodnicy nie różnili się od siebie. Każdy był dokładnie brązowy. To był tylko przedsmak tego co miało czekać startujących podczas kolejnych biegów. Nawet najlepsi zawodnicy w klasie A nie uniknęli upadków i mozolnego wyciągania motocykli z błota. Paweł Nowicki musiał "odklejać" motocykl od błota po upadku, gdy odbił się od łokcia Lukasza Lonki. Jednak warunki na torze nie odstraszyły zbyt wielu, a elektroniczny pomiar czasu zarejestrował aż 135 zawodników na trasie! To bardzo dobry wynik.

Luigi Saladini

MotoX.com.pl
Dowiedz się więcej na temat: morze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy