Przemoc w placówkach zdrowia. "Jesteśmy dla siebie nawzajem coraz gorsi"
Zwiększająca się liczba aktów agresji w placówkach medycznych skłania do refleksji nad przyczynami przemocy i wątpliwej skuteczności obecnie proponowanych rozwiązań. Ekspertów niepokoi społeczna akceptacja nadużyć i rosnące przyzwolenie na takie zachowania, co prowadzi do sytuacji jak niedawne ataki w Krakowie czy Pruszkowie. Podkreślają, że problem wymaga szerszego rozwiązania, które zajmie się korzeniami przemocy.

W ostatnim czasie wzrosła przemoc w szpitalach. Po koniec kwietnia w trakcie pracy w krakowskim Szpitalu Uniwersyteckim lekarz ortopeda został śmiertelnie zaatakowany nożem. W innych placówkach również zdarzają się ataki na pracowników służby zdrowia, m.in. w Szpitalu Kolejowym w Pruszkowie, na oddziale ratunkowym w Łukowie (Lubelskie) czy w 5 Wojskowym Szpitalu Klinicznym w Krakowie.
Komentarz psychologa w tej sprawie
- W szpitalach nie dzieje się nic na tyle specyficznego, żeby wyzwalało w ludziach bardziej agresywne zachowania niż gdzie indziej. W wielu miejscach mamy przecież do czynienia ze stresem czy bezsilnością. Problemem nie są więc konkretne miejsca, tylko rosnące w społeczeństwie przyzwolenie społeczne na zachowania agresywne i przemoc. W efekcie określone grupy co pewien czas dość losowo odczuwają tego skutki. Teraz są to akurat pracownicy służby zdrowia, ale kiedyś mieliśmy falę ataków np. na nauczycieli - powiedział psycholog społeczny prof. Wojciech Kulesza.
Jesteśmy dla siebie nawzajem coraz gorsi
Zauważył, że w Polsce tylko około 20% mieszkańców uważa, że ludzie z natury są dobrzy, z kolei aż 70% Finów ma takie zdanie - a przecież nie mamy we krwi gorszego zachowania niż oni, po prostu zaczynamy się inaczej traktować przez normy grupowe, przez co pokazujemy innym, że otaczają nas źli ludzie.
W jaki sposób usprawiedliwiamy swoje złe zachowania?
Prof. Kulesza wymienił technikę wpływu społecznego "stopa w drzwi", według której najpierw następuje drobny czyn, mający za zadanie otworzyć dalsze możliwości reakcji. Najpierw więc występuje znieważenie kogoś, następnie popchnięcie, a później uderzenie.
Mamy również tendencję do usprawiedliwiania swoich zachowań, np. "nie jestem agresywny, tylko zostałem sprowokowany". Inny zaś efekt Wertera, kiedyś dotyczący naśladowczych samobójstw, dzisiaj rozumiany jest szerzej w kontekście powielania zachowań przestępczych. Objawia się tym, że kiedy ludzie czytają lub słuchają o atakowaniu ratowników medycznych, sami śmielej się do tego posuwają.
W społeczeństwie rośnie przemoc także wobec tych, którzy niosą pomoc. Pracownicy ochrony zdrowia doświadczają wyzwisk, gróźb, a nawet fizycznych ataków. Odpowiedzią rządu jest wprowadzenie obowiązkowych kamizelek nożoodpornych dla ratowników medycznych.
Związek ratowników sprzeciwia się powszechnemu wprowadzaniu kamizelek nożoodpornych do wyposażenia karetek
Nowe przepisy, zaproponowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia w marcu, miałyby wejść w życie 1 lipca. Tymczasem Ogólnopolski Związek Zawodowy Ratowników Medycznych (OZZRM) zaznaczył, że potrzebne są kompleksowe rozwiązania, które realnie poprawią bezpieczeństwo pracy medyków.
OZZRM zaznaczył, że przemoc wobec ratowników medycznych ma podłoże społeczne, często związane z patologiami, stanami upojenia, chorobami psychicznymi, brakiem szacunku dla służb publicznych, więc rozwiązania powinny się skupiać na eliminowaniu tych źródeł zagrożeń.
Kamizelki nożoodporne, szczególnie z wysokiej jakości materiałów, są sztywne i ciężkie, więc znacząco ograniczają swobodę ruchów i komfort pracy, a przy tym stwarzają poczucie ciągłego braku bezpieczeństwa. Zamiast tego OZZRM proponuje wyposażenie zespołów w sprawnie działające systemy łączności, przyciski napadowe czy lokalizatory GPS.
Decyzja o zakupie kamizelek nożoodpornych byłą reakcją na śmierć 64-letniego ratownika medycznego ugodzonego nożem podczas interwencji.
Źródło: PAP