Wybuch w Zaporoskiej Elektrowni byłby groźny dla Polski? Ekspert nie ma wątpliwości

Wczoraj zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie rozpoczęli wzajemne oskarżanie się, że w ciągu od 24 do 48 godzin na terenie Zaporoskiej Elektrowni Atomowej ma dojść do katastrofalnej prowokacji. Zastępca Dyrektora ds. Bezpieczeństwa Jądrowego i Ochrony Radiologicznej w Narodowym Centrum Badań Jądrowych nie ma wątpliwości, co to by oznaczało dla Polski.

Od końca czerwca władze w Ukrainie zaczęły podnosić alarm, że Rosjanie szykują prowokację w największej elektrowni jądrowej w Europie. M.in. ukraiński wywiad donosił, że podłożono ładunki wybuchowe pod systemy chłodzące elektrowni. Wczoraj zaś strona ukraińska ogłosiła, że Rosjanie umieścili na dachu elektrowni obiekty podobne do bomb.

Mimo że nie ma potwierdzenia o żadnych działaniach, obie strony konfliktu zaczęły wzajemnie się oskarżać o dążenie do wywołania prowokacji w elektrowni z fatalnymi skutkami. W mediach zaczęły pojawiać się doniesienia, że władze ukraińskie przygotowują swoich obywateli na możliwe skażenie w regionie Zaporoskiej Elektrowni Atomowej. 

Reklama

Prowadzi to do swoistej paniki, która może dotknąć także nas. Spytaliśmy Grzegorza Krzysztoszka, Zastępcę Dyrektora ds. Bezpieczeństwa Jądrowego i Ochrony Radiologicznej w Narodowym Centrum Badań Jądrowych o trzy kwestie związane z sytuacją w Enerhodarze.

Czy faktycznie może dojść do prowokacji?

O możliwą prowokację w elektrowni oskarżają się obie strony, jednak to bardziej Rosjanie mieliby z tego większą korzyść. W ten sposób mogliby to potraktować jako strategiczne wzbudzenie terroru wśród społeczności ukraińskiej. Wskazywane jest, że nowe obiekty wyglądające jak bomby umieszczone na dachu elektrowni, są tak ułożone, aby w razie wybuchu przypominały ostrzał od strony ukraińskiej. Wobec mieszaniny doniesień stawiana jest jednak teza, że Rosjanie mogą dokonać prowokacji, jednak tego nie zrobią.

Wydaje się, że Rosjanie chcą bardziej "grać" strachem wokół Zaporoskiej Elektrowni Atomowej. Ciągła otoczka wokół niej, napędzana także przez doniesienia ukraińskie widocznie przynosi skutek. Jednak przy tym nie można kompletnie odrzucać, że do pewnej formy ataku dojdzie np. w formie wybuchów na dachu, aby oskarżyć stronę ukraińską.

Czy Polska odczułaby skutki katastrofy?

Już wcześniej pojawiały się w social mediach niepotwierdzone doniesienia, że ewentualne skarżenie po katastrofie w Zaporoskiej Elektrowni Atomowej, będzie katastrofą, przy jakiej zagrożona może być także Polska. To jednak nieprawda.

Także już pod koniec czerwca polskie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego podkreślało, że Zaporoska Elektrownia Atomowa od września jest w stanie zimnego wygaszania reaktorów, przez co nie zachodzi w nich reakcja jądrowa. Stąd nawet po silnym uszkodzeniu w powietrze nie powinna zostać wyrzucona potężna radioaktywna chmura.

W rozmowie dla The Guardian byli pracownicy Zaporoskiej Elektrowni Atomowej podkreślają, że uszkodzenie samych reaktorów jest niezwykle trudne. Są one bowiem otoczone tzw. sarkofagami, czyli betonowymi schronami, które mają zminimalizować szkodliwe emisje do powietrza w razie katastrofy. Gdyby więc Rosjanie faktycznie chcieli doprowadzić do wycieku, uszkodziliby systemy chłodzenia, co podwyższyłoby temperaturę i w efekcie częściowego stopienia któregoś z reaktorów.

Jaka byłaby faktyczna skala katastrofy w Zaporoskiej Elektrowni Atomowej?

W sieci pojawiły się infografiki, przedstawiające, że zasięg bezpośredniego skażenia miałaby wymiar regionalny. Grzegorz Krzysztoszek wskazuje, że takie przewidywania są prawdopodobne.

Katastrofa miałaby jednak niewyobrażalne konsekwencje dla samej Ukrainy. Mówimy tu nie tylko o terenach bezpośrednio przy Zaporoskiej Elektrowni Atomowej, gdyż nawet niewielkie uszkodzenie elektrowni mogłoby doprowadzić do ogromnych braków prądu w kraju. Byłyby to niespotykana do tej pory eskalacja konfliktu.

Warto też pamiętać, że w przypadku prowokacji w Zaporoskiej Elektrowni Atomowej, jak można postawić ogólne przypuszczenia, jest wiele niewiadomych. Trudno bowiem byłoby od razy rozpocząć akcje porządkowe, w momencie, gdy duża część skażonego terenu jest pod rosyjską okupacją. Przypadek wysadzenia tamy w Nowej Kachowce wskazuje, że i w tym wypadku Rosjanie pewnie nie chcieliby współpracować.

Stawia to pod znakiem zapytania skuteczne zwalczanie efektów dużej części ewentualnej radiacji np. skażenia wody, która może przedostać się zarówno do gleby, jak i do Dniepru, a stamtąd do Morza Czarnego. Warto też pamiętać, że nie mamy pełnego obrazu informacji nt. obecnej sytuacji w Zaporoskiej Elektrowni Atomowej, ze względu na blokadę informacyjną Rosjan. Nie wiemy więc, czy dokonali, dokonują czy mają zamiar dokonać rzeczy, które zwiększyłyby efekt ewentualnej katastrofy.

Polecamy na Antyweb | Managery haseł na celowniku. Czym jest Meduza Stealer?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Zaporoska Elektrownia Atomowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy