Kupiłam ogród do mieszkania. Wyrosła jedna papryka [recenzja]
Kiedy pierwszy raz usłyszałam o inteligentnym ogrodzie, zaświeciły mi się oczy, poczułam dreszcz ekscytacji, a potem pobiegłam sprawdzić, czy mam na to środki. Nie miałam, bo okazało się, że taki ogród może być porządnym wydatkiem. Któregoś szarego dnia pojawiła się jednak myśl, że może ktoś już kupił i żałuje, a ja mogłabym sprawić sobie smart garden z drugiej ręki. Tak też się stało. Po kilku miesiącach użytkowania i pierwszych zbiorach, mogę w końcu podzielić się wrażeniami. Odpowiedzmy więc na pytania: czym właściwie jest inteligentny ogród? Ile to kosztuje? Czy cokolwiek wyrosło i czy trochę mi wstyd, że przeznaczyłam pieniądze na taką fanaberię…?

Spis treści:
- Jak wygląda i działa Smart Garden? Technologia zainspirowana NASA
- Co możemy hodować w inteligentnym ogrodzie? Wybór jest spory
- Początek hodowli. Klikasz i rośnie?
- Czas na zbiory. Co faktycznie wyrosło w inteligentnym ogrodzie?
- Inteligentny ogród i kapsułki. Ile to kosztuje?
- Kupiłam inteligentny ogród. Czy było warto?
Jak wygląda i działa Smart Garden? Technologia zainspirowana NASA
Trzeba przyznać, że inteligentny ogród brzmi dość… egzotycznie. Naturalnie pojawić się mogą głosy, że jeśli chciałam być bliżej natury, to "trzeba było pojechać do lasu", ale rzeczywistość szybko weryfikuje tego typu zamiary. Potrzeba posiadania takiego produktu nie zrodziła się znikąd. Na co dzień przebywam w betonowym bloku należącym do stosunkowo nowego osiedla, przynajmniej w takim rozumieniu, że gdy spojrzę przez okno, widzę kolejne szare bloki rozświetlone jaskrawymi elementami, które miały im dodać trochę życia. Na próżno szukać drzew czy innego rodzaju satysfakcjonującej zieleni. Jakby tego było mało, mój balkon kompletnie nie nadaje się do hodowania czegokolwiek, a poranną kawę w promieniach słonecznych musiałabym pić, siedząc na kartonach, które na dobre zadomowiły się w tej przestrzeni, około 16:00, bo wcześniej słońce chowa się - zgadliście - za sąsiednim blokiem.
Na drodze do stworzenia własnej dżungli w domu, która może niekoniecznie dawałaby owoce, ale przynajmniej byłaby zielona, stoi futrzasty czworonóg, a także perspektywa przeprowadzki z 50 doniczkami pod pachą. Do tego wszystkiego dodajmy jeszcze fakt, że z natury jestem raczej leniwa i lubię, kiedy rzeczy robią się same (uwaga dla tych, którzy lubią pobawić się w ziemi - przedmiot recenzji na pewno nie spełni waszych oczekiwań).
Wybór padł więc na wspomniany inteligentny ogród, konkretniej na Smart Garden 9 firmy Click & Grow. To wewnętrzny system ogrodowy z automatycznym oświetleniem i nawodnieniem. Czyli mówiąc prosto: mamy do dyspozycji stosunkowo dizajnerski zamknięty pojemnik z wodą, w przygotowane miejsca wkładamy specjalną "glebę" z nasionami (do jej ceny jeszcze przejdziemy), a urządzenie samo włącza i wyłącza dwukolorowe lampki, które ogrzewają nasze rośliny. Co na pewno istotne, to że naszych ogrodniczych chęci nie ograniczają pory roku.

Istotnym aspektem naszej hodowli są oczywiście kapsułki i wspomniana gleba (Smart Soil, a jakże), która się w nich znajduje. Jak czytamy na stronie producenta, inspiracją do stworzenia tychże miała być technologia NASA. Smart Soil ma zapewniać równomierne rozprowadzenie wody, dzięki czemu korzenie mają mieć do niej stały dostęp, a poza tym gwarantuje idealny poziom pH i optymalną kompozycję nawodnienia, tlenu i składników odżywczych. Podłoże nie zawiera pestycydów, fungicydów, hormonów i innych tego typu substancji.
Co możemy hodować w inteligentnym ogrodzie? Wybór jest spory
Pora na wybór sadzonek! Hodować możemy kwiaty, zioła, ale i warzywa czy owoce. Do dyspozycji w teorii mamy ponad 75 różnych kapsułek (z dostępnością bywa różnie). Zanim jednak wyobrazimy sobie gigantyczne pomidory niczym z działki, zaznaczmy, że rozmawiamy o nieco innej skali. Zasadzimy więc np.: lawendę, bratki, słoneczniki(!), różnego rodzaju bazylię, jarmuż, rukolę, wiele sałat (również pak choi), miętę, szczypiorek, kolendrę, koperek, rozmaryn, pietruszkę, ale i poziomki, pomidorki cherry, małe papryczki i to właśnie te trzy ostatnie znalazły się w moim ogrodzie (+ jedna czerwona papryczka chilli).
Początek hodowli. Klikasz i rośnie?
Pierwsze kroki ogrodnicze ze smart garden wyglądają dość kosmicznie, a prostota sprawiła, że zastanawiałam się, czy to na pewno ma szansę działać. Bloki specjalnej gleby z charakterystyczną dziurką wkładamy do przeznaczonych na nie przestrzeni, a następnie zakładamy nakładki w kształcie litery U i plastikowe okrągłe kopułki.

Do ogrodu musimy też wlać wodę, której ilość jest dość jasno zasygnalizowana przez element, który opada, gdy jest jej za mało. Należy jeszcze włożyć wtyczkę do kontaktu i właściwie to tyle - pozostaje tylko zerkać, czy nie trzeba dolać wody. Już po około tygodniu powinniśmy zobaczyć pierwsze roślinki.

Co może być istotne, to że nie ma przełącznika do wyłączenia lampy. W momencie podłączenia wtyczki do gniazdka, zaczyna odmierzać się 16 godzin. Po tym czasie, urządzenie automatycznie wyłącza światło, by po 8 godzinach znów zaświecić. Trzeba przyznać, że jeśli współdzielimy gospodarstwo domowe z kimś wyczulonym na elektronikę, która "non stop działa", to możemy spotkać się z krytyką.
Dobra wiadomość jest taka, że skrzynka raczej nie należy do pożeraczy prądu, które mocno wpłyną na nasz budżet. Oświetlenie zapewniają energooszczędne lampy LED, które na miesiąc mają zużyć 6,2 kWh. Warto też wspomnieć, że przy początku hodowli, ogród daje dość sporo światła.

Na pierwsze zbiory musimy trochę poczekać. Jak wspomniałam, roślinki zaczną się nieśmiało pokazywać już po około tygodniu (ale i po trzech - patrzę na ciebie, poziomko). Tu warto dodać, że firma zobowiązała się, że jeśli z jakiegoś powodu nic nam nie wyrośnie, możemy się z nimi skontaktować, a oni spróbują znaleźć rozwiązanie i mogą wymienić nam wadliwe kapsułki. Z początku wodę dolewamy co około dwa tygodnie, później już co tydzień.

Gdy kiełki urosną na tyle, by dotykać plastikowych kopułek, musimy je ściągnąć. Wyrośnięcie zajmuje im około miesiąc czy dwa. Po tym czasie pojawiają się kwiatki, które przyjdzie nam zapylić. Używałam do tego małego pędzelka, ale teoretycznie samo potrząśnięcie roślinką powinno wystarczyć.

Sam proces rośnięcia jest cudowny do obserwowania. Przez pewien czas to właśnie od tego rozpoczynałam dzień, wołając domowników i zdając im relacje z tego, która z roślin wychodzi na prowadzenie w kwestii rośnięcia. Jako że do dyspozycji mamy też plakietki, na których zaznaczamy sobie, co konkretnie wyrasta… to przecież możemy nazwać swoich nowych zielonych podopiecznych!

Ogrodem żywo zainteresowany był również kot, ale obyło się bez szkód (to znaczy prawie, ale do tego jeszcze się przyznam), a mój czworonóg bacznie obserwował, jak pędzelkiem przenoszę pyłek na kwiaty. Myślę, że całym procesem mogą też być zainteresowane dzieci, którym pokażemy kolejne fazy wzrostu, co zwieńczy się zerwaniem owocu z krzaczka…

Czas na zbiory. Co faktycznie wyrosło w inteligentnym ogrodzie?
Po jakichś dwóch/trzech miesiącach czekania, doglądania, zapylania, podwiązywania i trzymania kciuków, w końcu są. W inteligentnym ogrodzie jako pierwsze wyrosły małe pomidory - chociaż nie każdy miał zadowalający rozmiar, co widać na zdjęciach.

Zaskakujące było to, że gdy już myślałam, że kompletnie nie było warto (no bo błagam, dla 5 pomidorów?), sytuacja nagle się zmieniła, a kolejne krzaczki zapełniły się kwiatami i już obecne są nowe zielone kuleczki, które z czasem, mam nadzieję, spokojnie dojrzeją. Jedna gałązka postanowiła nie przejmować się ograniczeniami albo tym, że potrzebuje światła i aktualnie pomidory rosną także ponad ramieniem z lampkami (naprawdę, zdjęcie zawarte w podsumowaniu).

Niestety absolutnie zawiodłam się na paprykach. Na zasadzonych krzaczkach wyrosły po jednej papryce na roślinę. Warzywa te są w dodatku malutkie - to akurat zgodne z zapowiedzią widniejącą na opakowaniu, ale przykro oglądało się, jak kolejne niewyrośnięte, maleńkie, zielone papryki bezpowrotnie spadają z gałązek. Może z czasem będzie ich więcej?

Poziomki również poradziły sobie… średnio. Tzn. jedna kapsułka obrodziła aż miło, i słowo daję, były takie poranki, kiedy czekając na zaparzenie kawy, zrywaliśmy w kuchni świeże poziomki z krzaczka, co było dość ciekawym doświadczeniem. Z jedną kapsułką musieliśmy się pożegnać i niestety była to moja wina, bo przy próbie "posprzątania" w ogrodzie, pociągnęłam za mocno jedną suchą gałązkę i najwyraźniej nie obliczyłam poprawnie siły, jaką wkładałam w tę czynność, bo w ręce została mi cała roślina z korzeniami.

Inteligentny ogród i kapsułki. Ile to kosztuje?
No dobra, warzywa wyrosły, część jest już dawno zjedzona i zapomniana, pora zatem ujawnić, ile kosztowała moja mała zabawa w leniwego ogrodnika. Otóż: sporo. Ogród Click & Grow w wersji na 9 kapsułek jesteśmy w stanie kupić za około 800 zł (ale i za 1000 zł, i więcej - dostępna jest także wersja pro, dzięki której sterowanie ogrodem jest możliwe w aplikacji, ale i cena tego urządzenia jest wyższa).
W tym wypadku naprawdę polecam rozejrzeć się, czy przypadkiem produkt nie jest możliwy do kupienia z drugiej ręki. Za swój egzemplarz zapłaciłam 400 zł, czyli połowę ceny i szczerze mówiąc: uważam, że tysiąc złotych to zdecydowanie za dużo za to, co otrzymujemy.
Istnieje też mniejsza wersja, na 3 kapsułki i tu cena jest już przyjemniejsza, bo mowa o około 300-400 złotych i zdaje się ona również łatwiej dostępna.
Zobacz również:
Jeśli chodzi o kapsułki, sprawa też wygląda… po prostu drogo. Standardowo 3 kapsułki kosztują około 69 zł (i na tego typu wydatek raczej należy się nastawić). Są jednak promocje, które osładzają zakupy i wtedy 3 roślinki dostaniemy np. za 42 zł, a nawet za 13 zł, co brzmi już zdecydowanie lepiej.
Możemy też kupić kapsułki z samą inteligentną glebą, bez nasion (nie, nie są tańsze). Czy jednak inteligentna gleba jest faktycznie bardzo potrzebna? Doszły mnie słuchy, że niekoniecznie. Nie odważyłabym się pewnie hodować w innej warzyw, ale np. przy ziołach, takich jak bazylia, która zdaje się mieć nawet większą chęć życia niż ja w piątki po pracy, mogłoby się udać.
Kupiłam inteligentny ogród. Czy było warto?
I tak, i nie. Gdybym miała zapłacić za to urządzenie pełną cenę, byłabym raczej niezadowolona (ale na rynku istnieją tańsze opcje, więc to jak najbardziej może być rozwiązaniem).

Nie oczekiwałam, że dzięki posiadaniu tak małego ogrodu będę w stanie wykarmić całą rodzinę przez miesiąc, ale fakt uzyskania jednej papryki na jeden krzaczek trudno jest mi zaakceptować. W grę wchodzi też po prostu natura - niektóre roślinki zaczęły rosnąć szybciej niż inne i zasłaniały maluchom dopływ światła, przez co te miały w życiu trudniej i mam wrażenie, że nie do końca sobie poradziły z takimi warunkami (a przecież to inteligentny ogród i chciałoby się, żeby rzecz była idealna, zwłaszcza w takiej cenie). Do mojego zadowolenia (lub nie) niestety na niekorzyść urządzenia dochodzi jeszcze element wyczekania.

Inteligentnemu ogrodowi na pewno nie można odmówić tego, że mimo wszystko dał radość. W moim życiu pojawiły się nowe rutyny, a obcowanie z roślinami było po prostu przyjemne i korzystne dla mojego samopoczucia. Istotna jest też wartość edukacyjna, na którą mogą zwrócić uwagę rodzice.
Za inteligentnym ogrodem przemawia na pewno jego prostota, a także fakt, że dobrze wygląda w naszej przestrzeni i jest ciekawym, geekowym "gadżetem". Być może dobrym rozwiązaniem byłoby jego część przeznaczyć na zioła, wtedy też zbiory byłyby częstsze, a satysfakcja większa. Niemniej opieka nad roślinami, a później zrywanie i zjadanie samodzielnie wyhodowanych warzyw i owoców w swojej kuchni (niezależnie od pory roku!) jest super.









