Okinawa - amerykańskie składowisko broni chemicznej

Wypadek z udziałem dwudziestu amerykańskich żołnierzy na Okinawie w 1969 roku ujawnił jedną z największych i najbrudniejszych tajemnic Pentagonu. Po 40 latach zaczynamy poznawać coraz więcej szczegółów operacji o kryptonimie Red Hat. Bardzo ważną rolę odegrał w tym artykuł opublikowany przez "Japan Times".

Pociski z gazem musztardowym. Fot. US Government
Pociski z gazem musztardowym. Fot. US Governmentmateriały prasowe

13 tys. ton broni chemicznej

Po zakończeniu II wojny światowej japońska wyspa Okinawa znalazła się pod wojskową jurysdykcją USA. Amerykanie wykorzystali tan fakt podczas konfliktu koreańskiego (1950-1953), przywożąc na nią ogromne ilości broni chemicznej. Kolejne transporty śmiertelnie niebezpiecznego arsenału odbywały się w latach 1960-63. Historyk Jonathan B. Tucker w książce "War of Nerves" pisze, że terytorium należące do Japonii stało się składowiskiem amerykańskich zapasów sarinu, gazu musztardowego i VX. Według innych źródeł były tam również głowice jądrowe.

Amerykański arsenał broni chemicznej - i być może również jądrowej - przechowywano w Chibana Ammunition Depot niedaleko bazy powietrznej Kadena. Instalacje były silnie strzeżone przez żołnierzy, jednak swobodny dostęp miały do nich pasące się w pobliżu kozy. Ich dziwne zachowanie miało powiadomić o ewentualnym wycieku niebezpiecznych substancji. Natomiast we wnętrzu bunkrów znajdowały się klatki z królikami - kolejnymi żywymi wskaźnikami.

Było to niezwykle ważne, ponieważ wymienione materiały należą do szczególnie niebezpiecznych. Gaz musztardowy powoduje oparzenia, uszkadza DNA i może doprowadzić do śmierci. Sarin oddziałuje na układ nerwowy powodując skurcze mięśni i śmierć w wyniku uduszenia. Najpotężniejszą trucizną w arsenale USA był jednak VX. Zaledwie 1 kg wynalezionej w połowie lat 50. substancji mogło zabić setki tysięcy ludzi. Według późniejszych doniesień prasowych na Okinawie mogło znajdować się prawie 2 tys. ton VX.

Zasłona dymna

Nawet najlepsze zabezpieczenia i systemy wczesnego ostrzegania w postaci żywych organizmów nie są w stanie uchronić ludzi przed ich własną głupotą. W lipcu 1969 roku doszło bowiem do wypadku, w wyniku którego nieznaną substancją - prawdopodobnie sarinem - zatruło się 20 amerykańskich żołnierzy. Szczęśliwie wszyscy wrócili do zdrowia, jednak dzięki tamtym wydarzeniom świat dowiedział się o tajnym i śmiertelnie niebezpiecznym składowisku broni. Po wielu latach Henry Kissinger - były doradca prezydenta Nixona w kwestii bezpieczeństwa - napisał w swojej książce "White House Years", że odpowiedzialność za ten wypadek ponosi oficer, który kazał przemalować pojemniki z toksycznymi substancjami na inny kolor, ponieważ nie pasowały do reszty.

O wypadku natychmiast zrobiło się głośno - szczególnie na Okinawie. Został on również opisany w "The Wall Street Journal", a zaledwie 4 dni po publikacji Pentagon ogłosił, że usunie z wyspy cały arsenał - tak szybko, jak to to tylko możliwe. W ten sposób rozpoczęła się operacja o kryptonimie Red Hat, której towarzyszył propagandowy materiał pt. "Operation Red Hat - Men and a Mission".

Załadunek broni chemicznej na statki.  Fot. Tim Gravely/Japan Times
Załadunek broni chemicznej na statki. Fot. Tim Gravely/Japan Timesmateriały prasowe

Pierwszy etap operacji rozpoczął się 18 miesięcy po wypadku. W styczniu 1971 roku dziewięć ciężarówek wywiozło z Chibana Ammunition Depot tylko niewielką część broni chemicznej. W trwającej 38 dni drugiej fazie wzięło udział 150 kierowców pracujących na 14-godzinnych zmianach. Udało się im przetransportować w sumie 13 tys. ton broni.

- Na wypadek ewentualnego przecieku dali nam strzykawki, które mieliśmy nosić przy paskach. W razie potrzeby mieliśmy uderzyć nią w nogę, aby igła mogła się wysunąć i wprowadzić lek - relacjonuje The Japan Times Tim Gravely, żołnierz biorący udział w operacji Red Hat. W strzykawkach znajdowała się podobno atropina, która przeciwdziała substancjom oddziałującym na układ nerwowy. Gravely był zmuszony skorzystać z leku 25 sierpnia 1971 roku, kiedy 15 rakiet spadło na pokład statku w trakcie załadunku. - Pięciu lub sześciu facetów skoczyło na prowadzony przeze mnie wózek widłowy i natychmiast opuściliśmy to miejsce. Nigdy nie chciałem korzystać z tych strzykawek, ponieważ wyglądały paskudnie - dodaje Gravely.

Było to pierwszy i ostatni wypadek. Według Pentagonu ostatni transport broni opuścił Okinawę 10 września 1971 roku. Arsenał przewieziono na wyspę Johnston oddaloną o 1390 km od Hawajów.

Drugie oblicze operacji Red Hat?

Mniej więcej w ten sposób Pentagon przedstawił przebieg operacji w materiałach "Operation Red Hat - Men and a Mission".  Wielu obserwatorów twierdzi jednak, że była to w rzeczywistości zasłona dymna dla wydarzeń, które naprawdę rozgrywały się na Okinawie, co po latach potwierdzają biorący w nich udział żołnierze.

Japan Times powołuje się na książkę “War of Nerves", w której autor opisuje niedbałą produkcję sarinu w latach 60. Inne stężenie substancji sprawiało, że wchodziła ona w reakcję z metalami ciężkimi i szybciej trawiła uzbrojone w nią rakiety. Na Okinawie sytuację komplikował dodatkowo specyficzny klimat.

Amerykanie wywożą z Okinawy broń chemiczną.  Fot.Tim Gravely/japanfocus.org
Amerykanie wywożą z Okinawy broń chemiczną. Fot.Tim Gravely/japanfocus.orgmateriały prasowe

USA topiły wadliwe uzbrojenie w wodach oceanu, jednak analogiczne postępowanie na terytorium Japonii nie wchodziło w grę - przynajmniej oficjalnie. Najnowsze dowody dostarczone przez amerykańskich weteranów sugerują, że rzeczywistość była nieco inna. Kilka miesięcy po wypadku z lipca 1969 roku cały transport broni chemicznej został po cichu wyrzucony za burtę statków. "Broń znajdowała się w dużych stalowych zbiornikach o wysokości od 2,4 do 3 metrów i 90 cm średnicy. Niektóre były mocno skorodowane. Zawsze nosiliśmy maski gazowe. Użyliśmy wyciągarki do podniesienia kontenerów z luku, a następnie przy pomocy wózka widłowego spychaliśmy je za burtę. Nie wiem ile ich było, ale cała operacja trwała 48 godzin - opowiada Japan Times James Spencer, amerykański robotnik portowy.

Luizyt i Agent Orange

Rzecznik Pentagonu odpowiedział Japan Times, że po dokładnym przeanalizowaniu dokumentacji z tamtych lat nie znaleziono żadnych dowodów, jakoby Amerykanie wyrzucali broń chemiczną do morza u wybrzeży Okinawy. Wiele badań potwierdziło jednak, że operacja wywożenia broni z japońskiej wyspy była pełnia znaków zapytania. Mało tego, dokładna analiza naukowców z Edgewood Chemical Biological Center sugeruje, że na Okinawie przechowywano również luizyt - parzącą substancję bojową, która może wywołać trwałe uszkodzenie wzroku i układu oddechowego.

Z dokumentacji Red Hat zniknęła jeszcze jedna substancja - Agent Orange. Kiedy Amerykanie zaprzestali stosowania jej podczas wojny w Wietnamie, kilkadziesiąt tysięcy pojemników z preparatem miało trafić na wyspę Johnston. Pentagon zaprzeczył, jakoby mieszanka pomarańczowa kiedykolwiek była składowana na Okinawie, jednak znowu innego zdania byli amerykańscy weterani.

Pentagon wciąż nie odtajnił wielu dokumentów, które mogłyby wyjaśnić, co tak naprawdę przechowywano na Okinawie oraz jaki los spotkał skorodowane i niebezpieczne pojemniki z bronią chemiczną. Osoby zaangażowane w sprzątanie tego bałaganu wciąż odczuwają skutki pracy sprzed wielu lat. W jeszcze większym stopni mogło ucierpieć środowisko.

Nie tylko chemiczna?

Kilkanaście dni temu niepokojące doniesienia przedstawiła japońska agencja Kyodo powołująca się na tajne amerykańskie dokumenty. Jej zdaniem na początku lat 60. USA przeprowadziły na Okinawie serię testów broni biologicznej, mających na celu zniszczenie upraw ryżu. Wykorzystano wówczas grzyb, który niezwykle szybko infekuje roślinę i doprowadza do jej śmierci. Kyodo informuje, że Amerykanie przeprowadzili kilkanaście takich testów, gromadząc wiele ważnych danych.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas