Tak brzmiał internet. Połączenia były magicznym rytuałem
Internet zaczął na poważnie rozkwitać zaledwie 30 lat temu. Wówczas użytkowanie go było czymś, co dziś może wielu nie mieścić się w głowie. Jednak jego możliwości były tak niesamowite, że warto było zadać sobie trud i walczyć o wejście do tego medium przyszłości.
Internet w latach 90. ubiegłego wieku wyglądał zupełnie inaczej, niż widzimy go dziś. To wiedzą niemal wszyscy, ale niewielu, zwłaszcza młodych użytkowników, zdaje sobie sprawę z faktu, że wówczas połączenia z globalną siecią przebiegały jak jakiś przedziwny rytuał, na myśl przywodzący próbę kontaktu z zaświatami.
Wszystko to za sprawą metody łączenia z siecią. Dziś mamy smartfony i laptopy, które automatycznie i z prędkością światła całą tę pracę wykonują za nas. Do nas należy tylko wybrać szybką i bezpieczną sieć wifi i już mamy dostęp do tej najpotężniejszej na świecie skarbnicy wiedzy.
Kładło się słuchawkę od telefonu na modemie
Tymczasem 30 lat temu do połączeń z internetem potrzebny był duży modem dial-up (tzw. dostęp wdzwaniany), który był jak na tamte czasy dość skomplikowanym urządzeniem, w swojej pracy brzmiącym i wyglądającym jakby pochodził nie z tego świata. Polacy z każdą chęcią połączenia z siecią wpatrywali się w niewielkie pudełko wyposażone w diody, a w pomieszczeniach rozlegały się piski, trzaski i szumy. Tak właśnie brzmiał internet.
W przypadku pierwszych połączeń, były one prawdziwym rytuałem. Najpierw trzeba było położyć słuchawkę od telefonu na modemie akustycznym, a później zadzwonić pod odpowiedni numer telefonu. Później pojawił się ogólnopolski numer 0202122 udostępniony przez TP SA dla cyfrowych modemów. Po wykonaniu tych czynności już działa się magia. Modem zaczynał wydawać z siebie dziwne dźwięki, a mianowicie piski, trzaski i szumy.
Rozlegały się dźwięki jak nie z tego świata
Na początek pojawiał się sygnał zgłoszenia centrali, dzięki czemu modem otrzymywał informację, że już jest połączony do linii i może wybrać odpowiedni numer telefonu do nawiązania kontaktu z siecią. Później pojawiała się seria dźwięków, które można usłyszeć nawet dziś, gdy skorzystamy z tonowej funkcji wyboru numeru.
Mowa tutaj o tzw. tonach DTMF. Są one mieszanką dwóch częstotliwości, gdzie każdy z nich odpowiada za konkretną cyfrę. Dalej już pojawiały się piski, które informowały o tym, że dostawca nawiązał połączenie z naszym modemem i można przesłać dane konfiguracyjne takie jak prędkość połączenia czy kanał transmisji.
Modlitwy o to, by nikt nie zerwał połączenia
Wtedy użytkownicy modlili się, by połączenie przebiegło pomyślnie, a nikt ze znajomych akurat nie chciał do nas zadzwonić i wdać się w pogaduchy. Nawet najmniejsze zakłócenie na linii mogło zerwać połączenie, co kończyło się rozpoczęciem całego tego mozolnego rytuału od nowa.
Gdy jednak udało się zsynchronizować parametry, modemy przystępowały do wymiany danych i wówczas pojawiały się dwa głośne sygnały. Po nich występowała już piękna melodia dla uszu surferów, szum samego internetu jak szum wzburzonego oceanu. Ten dźwięk trwał chwilę, po czym głośnik modemu był automatycznie wyłączany, by nie przeszkadzać w korzystaniu z zasobów sieci.
W przyszłości to człowiek będzie modemem i anteną
Może takie połączenia z globalną siecią dziś wywołują uśmiech politowania na twarzach młodych ludzi, ale obecnie rozwiązania w przyszłości będą tak samo żałosne. Futurolodzy bowiem wieszczą, że łączenia będą odbywały się jeszcze szybciej i niezauważenie, a jest wielce prawdopodobne, że będziemy stale połączeni z siecią.
Przyszłość to przecież interfejsy mózg-komputer, które bez internetu, technologii AI i superkomputerów nie będą mogły tworzyć tzw. globalnej świadomości. Stała wymiana niebotycznych ilości danych będzie zatem odbywała się bez przerwy. W dalszej przyszłości już nie będziemy łączyć się z internetem, tylko się nim staniemy. Nasze ciała będą modemami i antenami w jednym. W każdej sekundzie przez nasze mózgi będą przepływały ogromne ilości danych, czyniąc z nas nadludzi o niedostępnym dotąd dla nikogo IQ.